Dziś musimy się borykać z tym, czego nie udało nam się dokonać na początku lat 90., to skutki zaniechania myślenia o Polsce jako kraju rzeczywiście wolnym i niepodległym
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tadeusz Płużański, historyk i dziennikarz, odnosząc się do sprawy dezubekizacji.
wPolityce.pl: Komisja sejmowa przyjęła istotne wyjątki do ustawy dezubekizacyjnej, m.in. w szczególnych przypadkach można wyłączyć spod przepisów osoby pełniące przed ‘90 r. krótkotrwałą służbę oraz rzetelnie wykonywały swoje obowiązki, często z narażeniem życia, po ‘89 r. Jak powiedział wiceminister Zieliński, „te osoby powinny być potraktowane inaczej niż reszta”. Czy Pana zdaniem ta ustawa idzie w dobrym kierunku? Chce się ją uczynić bardziej sprawiedliwą?
Tadeusz Płużański: Wokół ustawy dezubekizacyjnej pojawiło się wiele zamieszania, może nawet plotek na temat jej kształtu. Padło też wiele niesprawiedliwych osądów, że to ma być kij na tych, którzy przecież pracowali dla Polski po 1989 roku. Trzeba było te wątpliwości rzeczywiście rozwiać. Dla mnie jeśli chodzi o zasadę, oczywiste jest, że funkcjonariusze komunistycznego aparatu represji powinni mieć odbierane przywileje emerytalne. Niezależnie od tego, czy ktoś był mordercą, czy represjonował Polaków, czy też był sprzątaczką i pracował w szatni. Dla mnie nie ma wątpliwości, że były to struktury represyjne, powołane jeszcze przez Sowietów, żeby Polskę podbić, mordować naród i nie widzę powodu, dlaczego funkcjonariusze tych służb mieli otrzymywać wyższe uposażenie niż zwykli Polacy. Ktoś to może nazwać odpowiedzialnością zbiorową. Ale pamiętajmy, że były to struktury antypolskie. I nawet ci ludzie, którzy pracowali na szczeblach niezwiązanych z represjami, żeby się tam dostać musieli mieć odpowiednie kontakty, byle kto nawet do takiej szatni w Urzędzie Bezpieczeństwa, nie trafił. Tacy ludzie szli ze świadomością, jak sądzę, tego co to jest za instytucja i szli po to, żeby żyć lepiej niż pozostali. To był ich pewien wybór: zawodowy i moralny. Dlatego dzisiaj nie do utrzymania jest to, żeby ludzie którzy pracowali w normalnych miejscach, zakładach i instytucjach, mieli te uposażenia emerytalne dużo niższe niż funkcjonariusze SB. Jest to wyrównywanie szans i zapewnienie elementarnej sprawiedliwości. Ci ludzie już przez większość swojego życia żyli ponad stan, lepiej niż przeciętni Polacy, więc nie do utrzymania jest to, by przeciętny Polak dalej klepał biedę, by państwa nie było stać emeryturę dla większości, bo musi wypłacać dla członków aparatu represji.
Rzeczywiście możemy mówić o pewnych wyjątkach od tej reguły i tak rozumiem te wprowadzone poprawki. Należy też przypomnieć tutaj osoby, będące w tych zbrodniczych i represyjnych strukturach, które działały na rzecz Polski. Takie przypadki się zdarzały. Najsłynniejszą postacią był płk Adam Hodysz, który od pewnego momentu był po prostu człowiekiem Solidarności w aparacie bezpieki, a dzięki niemu opozycja miała szereg informacji, a także pomagał ludziom, by nie zostali aresztowani. Nie wyobrażam sobie, by takiej osobie zabierać emeryturę. I pozostaje kwestia rent rodzinnych. Tutaj sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i można postąpić wielorako. Możemy przypomnieć, że przecież rodziny funkcjonariuszy przez te wszystkie lata PRL-u miały lepiej niż przeciętni Polacy. Ich sytuacja jest nieporównywalna. Pozostaje jeszcze jedna zasadnicza sprawa, którą trzeba poruszyć. Kwestia tego, co zrobić z tymi pieniędzmi?
Rządzący nie zdecydowali się na bezpośrednie przekazanie ich dla ofiar represji komunistycznej. Tłumaczono, że to kwestia do rozważenia.
Od dłuższego czasu postuluję, aby przeprowadzić prostą operację, która byłaby w moim przekonaniu sprawiedliwa, wyrównująca szanse i sytuację życiową wielu ludzi. Ta wielka nadwyżka finansowa, jaka się pojawi w budżecie państwa, powinna być przekazana bezapelacyjnie dla tych, którzy walczyli z komuną i ich rodzin. Bo przecież często całe rodziny walczyły z komunizmem i ponosiły za to surowe konsekwencje. Ludzie tracili życie, a kto przeżył ,był traktowany jako człowiek drugiej kategorii, jak Żołnierze Wykleci, uznani za bandytów i podobnie jak było z późniejszą opozycją demokratyczną i członkami Solidarności. To często były dramaty, weźmy nawet przykład rodzin ofiar z kopalni Wujek. Taka rodzina zostawała bez środków do życia, była potem szykanowana.
Taki stan rzeczy niestety pozostał do dnia dzisiejszego. Stąd taki postulat, by tym walczącym z komunizmem, z tytułu wielorakich prześladowań, którzy nie tylko trafiali do więzień, ale i których wyrzucano z pracy, nie naliczano im z tego powodu składek emerytalnych, którym nie pozwalano na ich rozwój. Tego Rzeczpospolita niestety do dnia dzisiejszego nie wyrównała. Były rożne symboliczne pomysły, lepsze czy gorsze, ale systemowo nie udało się tego rozwiązać. Teraz jest ten moment, by nie wrzucano tych pieniędzy do wspólnego kotła, ale przekazać dla najbardziej potrzebujących opozycjonistów, żyjących wręcz na granicy ubóstwa.
Skąd, pana zdaniem, decyzja twórców tego projektu, by nie wprowadzić tego rozwiązania?
Ja nie zakładam oczywiście żadnej złej woli, bo widzę w tej ekipie dużo dobrych pomysłów i chęci. To raczej problem ustrojowy, systemowy. Przyjęło się u nas, że wszystkie środki kieruje się do wspólne puli, w formie takiego system dystrybucyjnego, który też zapewne odziedziczyliśmy po czasach PRL-u. Myślę, że problemem jest trudność w bezpośrednim ulokowaniu tych środków na konkretny cel.
Więc to kwestia bardziej techniczna, formalna.
Tak i może czas właśnie, aby jakaś mądra głowa, jakiś finansista przemyślał tę sprawę, bo na pewno takie możliwości są, by te uzyskane środki przekazać na konkretny cel.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dziś musimy się borykać z tym, czego nie udało nam się dokonać na początku lat 90., to skutki zaniechania myślenia o Polsce jako kraju rzeczywiście wolnym i niepodległym
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tadeusz Płużański, historyk i dziennikarz, odnosząc się do sprawy dezubekizacji.
wPolityce.pl: Komisja sejmowa przyjęła istotne wyjątki do ustawy dezubekizacyjnej, m.in. w szczególnych przypadkach można wyłączyć spod przepisów osoby pełniące przed ‘90 r. krótkotrwałą służbę oraz rzetelnie wykonywały swoje obowiązki, często z narażeniem życia, po ‘89 r. Jak powiedział wiceminister Zieliński, „te osoby powinny być potraktowane inaczej niż reszta”. Czy Pana zdaniem ta ustawa idzie w dobrym kierunku? Chce się ją uczynić bardziej sprawiedliwą?
Tadeusz Płużański: Wokół ustawy dezubekizacyjnej pojawiło się wiele zamieszania, może nawet plotek na temat jej kształtu. Padło też wiele niesprawiedliwych osądów, że to ma być kij na tych, którzy przecież pracowali dla Polski po 1989 roku. Trzeba było te wątpliwości rzeczywiście rozwiać. Dla mnie jeśli chodzi o zasadę, oczywiste jest, że funkcjonariusze komunistycznego aparatu represji powinni mieć odbierane przywileje emerytalne. Niezależnie od tego, czy ktoś był mordercą, czy represjonował Polaków, czy też był sprzątaczką i pracował w szatni. Dla mnie nie ma wątpliwości, że były to struktury represyjne, powołane jeszcze przez Sowietów, żeby Polskę podbić, mordować naród i nie widzę powodu, dlaczego funkcjonariusze tych służb mieli otrzymywać wyższe uposażenie niż zwykli Polacy. Ktoś to może nazwać odpowiedzialnością zbiorową. Ale pamiętajmy, że były to struktury antypolskie. I nawet ci ludzie, którzy pracowali na szczeblach niezwiązanych z represjami, żeby się tam dostać musieli mieć odpowiednie kontakty, byle kto nawet do takiej szatni w Urzędzie Bezpieczeństwa, nie trafił. Tacy ludzie szli ze świadomością, jak sądzę, tego co to jest za instytucja i szli po to, żeby żyć lepiej niż pozostali. To był ich pewien wybór: zawodowy i moralny. Dlatego dzisiaj nie do utrzymania jest to, żeby ludzie którzy pracowali w normalnych miejscach, zakładach i instytucjach, mieli te uposażenia emerytalne dużo niższe niż funkcjonariusze SB. Jest to wyrównywanie szans i zapewnienie elementarnej sprawiedliwości. Ci ludzie już przez większość swojego życia żyli ponad stan, lepiej niż przeciętni Polacy, więc nie do utrzymania jest to, by przeciętny Polak dalej klepał biedę, by państwa nie było stać emeryturę dla większości, bo musi wypłacać dla członków aparatu represji.
Rzeczywiście możemy mówić o pewnych wyjątkach od tej reguły i tak rozumiem te wprowadzone poprawki. Należy też przypomnieć tutaj osoby, będące w tych zbrodniczych i represyjnych strukturach, które działały na rzecz Polski. Takie przypadki się zdarzały. Najsłynniejszą postacią był płk Adam Hodysz, który od pewnego momentu był po prostu człowiekiem Solidarności w aparacie bezpieki, a dzięki niemu opozycja miała szereg informacji, a także pomagał ludziom, by nie zostali aresztowani. Nie wyobrażam sobie, by takiej osobie zabierać emeryturę. I pozostaje kwestia rent rodzinnych. Tutaj sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i można postąpić wielorako. Możemy przypomnieć, że przecież rodziny funkcjonariuszy przez te wszystkie lata PRL-u miały lepiej niż przeciętni Polacy. Ich sytuacja jest nieporównywalna. Pozostaje jeszcze jedna zasadnicza sprawa, którą trzeba poruszyć. Kwestia tego, co zrobić z tymi pieniędzmi?
Rządzący nie zdecydowali się na bezpośrednie przekazanie ich dla ofiar represji komunistycznej. Tłumaczono, że to kwestia do rozważenia.
Od dłuższego czasu postuluję, aby przeprowadzić prostą operację, która byłaby w moim przekonaniu sprawiedliwa, wyrównująca szanse i sytuację życiową wielu ludzi. Ta wielka nadwyżka finansowa, jaka się pojawi w budżecie państwa, powinna być przekazana bezapelacyjnie dla tych, którzy walczyli z komuną i ich rodzin. Bo przecież często całe rodziny walczyły z komunizmem i ponosiły za to surowe konsekwencje. Ludzie tracili życie, a kto przeżył ,był traktowany jako człowiek drugiej kategorii, jak Żołnierze Wykleci, uznani za bandytów i podobnie jak było z późniejszą opozycją demokratyczną i członkami Solidarności. To często były dramaty, weźmy nawet przykład rodzin ofiar z kopalni Wujek. Taka rodzina zostawała bez środków do życia, była potem szykanowana.
Taki stan rzeczy niestety pozostał do dnia dzisiejszego. Stąd taki postulat, by tym walczącym z komunizmem, z tytułu wielorakich prześladowań, którzy nie tylko trafiali do więzień, ale i których wyrzucano z pracy, nie naliczano im z tego powodu składek emerytalnych, którym nie pozwalano na ich rozwój. Tego Rzeczpospolita niestety do dnia dzisiejszego nie wyrównała. Były rożne symboliczne pomysły, lepsze czy gorsze, ale systemowo nie udało się tego rozwiązać. Teraz jest ten moment, by nie wrzucano tych pieniędzy do wspólnego kotła, ale przekazać dla najbardziej potrzebujących opozycjonistów, żyjących wręcz na granicy ubóstwa.
Skąd, pana zdaniem, decyzja twórców tego projektu, by nie wprowadzić tego rozwiązania?
Ja nie zakładam oczywiście żadnej złej woli, bo widzę w tej ekipie dużo dobrych pomysłów i chęci. To raczej problem ustrojowy, systemowy. Przyjęło się u nas, że wszystkie środki kieruje się do wspólne puli, w formie takiego system dystrybucyjnego, który też zapewne odziedziczyliśmy po czasach PRL-u. Myślę, że problemem jest trudność w bezpośrednim ulokowaniu tych środków na konkretny cel.
Więc to kwestia bardziej techniczna, formalna.
Tak i może czas właśnie, aby jakaś mądra głowa, jakiś finansista przemyślał tę sprawę, bo na pewno takie możliwości są, by te uzyskane środki przekazać na konkretny cel.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/319638-nasz-wywiad-pluzanski-problemy-z-dezubekizacja-to-skutki-zaniechania-myslenia-o-polsce-jako-kraju-rzeczywiscie-wolnym-i-niepodleglym?strona=1