"Bitwy Żołnierzy Wyklętych". Szymon Nowak opisuje niezwykłe batalie antykomunistycznego podziemia. FRAGMENT

Fronda
Fronda

Amerykański samochód terenowy Dodge z białym orzełkiem na drzwiczkach niespiesznie jechał w stronę Skarżyska Kamiennej. Na ostrzejszych zakrętach jeszcze bardziej zwalniał, jakby kierowca celowo chciał opóźnić dotarcie do celu. Czterej umundurowani i uzbrojeni funkcjonariusze WUBP w Kielcach rzeczywiście nie spieszyli się, by dotrzeć na miejsce przeznaczenia. Szczerze powiedziawszy, marzyli o tym, by dojechać do Szydłowca już po zakończeniu akcji. Wiedzieli, że przed nimi z Kielc wyjechało już wiele ciężarówek załadowanych wojskiem, i mieli nadzieję, że zanim ich pojazd tam dotrze, to KBW razem z milicją znajdą i rozbiją tropione bandy. Bo choć w mundurach i z bronią, to im wszystkim bardziej pasowała praca za biurkiem – przesłuchania, protokoły, śledztwa. W teren na łapanie zbrojnych grup niech sobie jeżdżą goje. Tak mawiał ich szef. Niech szeregowi wojacy psują buty i łapią odciski w długich marszach za leśnymi cieniami. Wacław Góra, Zdzisław Ciach, Zygmunt Zyguła i Kazimierz Mikołajczyk byli stworzeni do wyższych celów. Tak im się przynajmniej wydawało. Ale cóż, rozkaz to rozkaz. Z tym się nie dyskutuje. Choć można wykonać polecenie na tyle opieszale, żeby uniknąć największego zamieszania. Przyjadą akurat na czas, by odnotować w protokołach znalezione ciała zabitych reakcjonistów i zainteresować się pojmanymi – gdzie ich przewieźć i którego pierwszego przesłuchać. Kiedy byli jeszcze daleko przed Skarżyskiem, nie mówiąc już o Szydłowcu, nagle za zakrętem zauważyli na drodze wojskowy patrol zatrzymujący samochody. Co za czort? Do miejsca obławy pod Szydłowcem było przecież jeszcze ze dwadzieścia kilometrów. Gdy przed maską ich samochodu żołnierz z biało-czerwoną opaską na ramieniu zamachał lizakiem, posłusznie zjechali na pobocze i zatrzymali wóz. Nie zdążyli zapytać, o co chodzi, a już zauważyli swoją okropną pomyłkę. Za trzema żołnierzami ubranymi w nienagannie skrojone berlingowskie mundury – tymi, którzy zatrzymywali pojazdy – z lasu wyskoczyło z dziesięciu innych ludzi. Ci mieli na sobie brytyjskie battledressyi berety z orzełkami w koronie, a ich uzbrojenie stanowiła zbieranina pistoletów maszynowych najróżniejszych typów. I dopiero ten widok zmroził krew w żyłach funkcjonariuszy komunistycznych służb bezpieczeństwa. Zatrzymanych ubeków pod lufami zaprowadzono głębiej w las, gdzie zgromadzono już kilka samochodów i kilkudziesięciu innych pasażerów. Ale ludzie z UB to byli wyjątkowi jeńcy. Zawiązano im oczy i poprowadzono dalej krętymi ścieżkami, lawirując pośród drzew i skręcając raz w jedną, raz w drugą stronę.

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.