Widziałam "Miasto 44". Komasie udało się wywrócić do góry nogami moje spojrzenie na stolicę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe

O filmie Jana Komasy powiedziano już wiele słów. Chyba tyle zdań, co recenzentów. Także na naszym portalu możecie państwo przeczytać tekst Marcina Wikły, z którym w zdecydowanej większości się zgadzam.

CZYTAJ TAKŻE: „Miasto 44” - miłość, krew i śmierć jak w „Matriksie” - koniec Wajdy w polskim kinie. NASZA RECENZJA

Aczkolwiek do filmu mam także wiele zastrzeżeń. Nie chodzi jednak tylko o to, aby film zmieszać z błotem czy wynieść pod niebiosa.

To pierwsze współczesne dzieło, które w tak widowiskowy – i przystępny dla laików sposób, pokazuje losy Powstania Warszawskiego. Warto w tym wszystkim zwrócić uwagę na emocjonalny aspekt Miasta 44, który – pomimo przesadzonych efektów specjalnych – był naprawdę mocny.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Warszawa jest miastem bliskim memu sercu – tu się urodziłam, tu mieszkam. Jednak po raz pierwszy, po obejrzeniu Miasta44, na Warszawę spojrzałam zupełnie z innej perspektywy. Dlatego właśnie Komasie udało się coś niezwykłego. Przejeżdżając dziś ulicami stolicy zobaczyłam miasto, które 70 lat temu spływało ofiarną krwią swoich dzieci. Warszawa to miasto, które dosłownie przeżyło własną śmierć. Miasto, w którego murach ginęło w imię godności i honoru waleczne pokolenie naszych pradziadków i dziadków biło się o każdy skrawek i ulicę. Miasto, które było świadkiem jednej z największych rzezi współczesnego świata. I właśnie to miasto potrafiło podnieść się i odrodzić z gruzów.

Warszawa w tym filmie staje się de facto symbolem Polaków czasów II Wojny Światowej oraz sowieckiej dominacji. Nie ma chyba drugiego takiego miasta, które zostałoby praktycznie zmiecione z powierzchni ziemi, bo czym odrodziło się i stało się jednym z piękniejszych miejsc współczesnej Europy. Taka sama jest właśnie determinacja Polaków, którzy wychodząc z Powstania potrafili wyjść z podniesioną głową i przez następne 45 lat czekać na moment, aby znów odrodzić się jako wolny naród.

I za tę symbolikę Janowi Komasie zdecydowanie dziękuję. Warszawa, ukochana przeze mnie od zawsze, stała się teraz jeszcze miastem-symbolem. Miastem niezwyciężonym i dumnym. A przecież ciężko było to pokazać na ekranie, bo trudno jest odtworzyć Warszawę tamtych 63 dni. Miasto wygląda teraz zdecydowanie inaczej i próżno szukać – na szczęście – miejsc, które chociażby przypominałyby tamte burzone budynki i zasypane gruzami ulice. Dzięki współczesnej, zaawansowanej technice w „Mieście 44” możemy to w przybliżeniu zobaczyć. Wczoraj dostrzegłam na ekranie niszczone Al. Jerozolimskie, Szpitalną, burzoną Wolę i bombardowany szpital na Czerniakowie. Niestety tych ujęć było według mnie trochę za mało. W końcu Warszawa to niemy świadek Powstania Warszawskiego, który odradzał się wraz z tymi, co przeżyli grozę tamtych dni oraz przetrwali UB-eckie czystki. Jednak doceńmy te, które były.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych