Manipulacje Andrzeja Krzysztofa Kunerta. „Własne nieróbstwo stara się zrzucić na tych, którzy je ujawnili”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Sekretarz ROPWiM, fot. YouTube/polskieradio.pl
Sekretarz ROPWiM, fot. YouTube/polskieradio.pl

Mam swoje, bardzo wyrobione zdanie na temat tego, co dzieje się obecnie w Instytucie Pamięci Narodowej. Po opisywanym przeze mnie w tygodniku „wSieci” zakulisowych grach wokół prac ekshumacyjnych na „Łączce” i na cmentarzu na Wałbrzyskiej to zdanie jest jednoznaczne i złe. W instytucie panuje niemoc tak wielka, że zakrawa to o sabotaż. Ale jedno trzeba instytutowi przyznać, że nie unika odpowiedzi na zadane przez dziennikarzy pytania.

Zupełnie inaczej ma się sprawa z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i jej sekretarzem dr. Andrzejem Krzysztofem Kunertem. Na dzisiejszej konferencji zapewniał, że oddelegowuje wielu ludzi, aby szczegółowo odpowiadali na pytania żurnalistów, a potem te jego odpowiedzi i tak nie są publikowane. Szczerze? Nie wierze w to! Dwukrotnie podczas prac nad artykułami wystosowałem pytania do pana sekretarza i odpowiedzi nie dostałem. Dlatego też się nie ukazały. Wiem, że swoje pytania i wątpliwości kierowali do rady także przedstawiciele „Fundacji Łączka”. Oni też odpowiedzi na niewątpliwie trudne pytanie nie dostali.

Podczas marcowego spotkania z rodzinami zidentyfikowanych bohaterów Andrzej Krzysztof Kunert obiecał im stały kontakt. Zapowiedział także, że w ciągu kilku tygodni dostaną dokumenty, które po wypełnieniu odeślą do ROPWiM, to będzie deklaracja, czy szczątki krewnych zechcą zostawić na „Łączce” w przyszłym panteonie, czy zabiorą je do rodzinnych grobów. Mamy koniec lipca, pisma nie ma. Kontaktu - żadnego. Tak wygląda ten pielęgnowany przez ROPWiM dialog ze społeczeństwem.

Pan sekretarz nie traci jednak rezonu i uderza w znane tony: winni są dziennikarze! Mówił dziś na konferencji o moich artykułach, czuję się zatem w obowiązku odpowiedzieć. Odpowiedziałem od razu na konferencji, odpowiadam i tutaj na łamach wPolityce.pl.

Andrzej Krzysztof Kunert zarzucił tygodnikowi „wSieci”, że pisząc o kłopotach wokół prac na „Łączce” sprawił, że niektóre rodziny zidentyfikowanych ofiar mają wątpliwości czy pozostawić bliskich w tym miejscu. Według dra Andrzeja Krzysztofa Kunerta to właśnie te publikacje sprawiły, że niektóre szczątki mogą zostać zabrane i dlatego może upaść idea budowy Panteonu Polskich Bohaterów. To skrajna bezczelność i manipulacja! Jak wspominałem, żadne pisma z ROPWiM do rodzin nie dotarły, zatem sekretarz własne nieróbstwo stara się zrzucić na tych, którzy je ujawnili.

fot. wsieci.pl
fot. wsieci.pl

CZYTAJ TAKŻE: Znów blokują Wyklętych! Przerwane ekshumacje, cisza o pogrzebach, władza mnoży trudności. Tygodnik „wSieci” ujawnia kulisy walki o pamięć!

„wSieci”: Czy aby przypodobać się SLD, Donald Tusk wymusi na IPN zaprzestanie walki o pamięć historyczną?

Rozmawiałem z kilkoma rodzinami, swoje wątpliwości, czy panteon w ogóle powstanie wyrazili m. in. Krystyna Frąszczak, siostrzenica mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, Edmund Budelewski, syn Bolesława Budelewskiego i Piotr Orlik, wnuk ppłk. Mariana Orlika. Nie jest zatem prawdą, jak sugerował pan Andrzej Krzysztof Kunert, że swoje artykuły opieram na słowach „jednej i tej samej osoby”.

Być może stwierdził tak, bo w moim kolejnym artykule nt. sytuacji w IPN ukazała się kolejna wypowiedź pani Krytyny Frąszczak. Pan sekretarz być może nie zna zasad pracy dziennikarskiej, zatem wyjaśniam: do pani Krystyny Frąszczak zadzwoniłem znów po kilku miesiącach od ukazania się jednego artykułu, aby sprawdzić czy rodzina „Zapory” coś na temat pochówku bohatera ustaliła. Ot, cała tajemnica.

Pan rozmawiał z kilkoma rodzinami, które mają wątpliwości, ja rozmawiałem z kilkoma rodzinami, które są w stanie poczekać

— odpowiedział zbity z tropu sekretarz ROPWiM.

Bardziej oburzyła mnie inna manipulacja Kunerta, który przytoczył zdanie z artykułu „wSieci”, że „trumienki w chłodni na cmentarzu na Wólce Węglowej leżą jak na półkach w hurtowni”. Według historyka to miało obrazić i zranić rodziny ofiar. Problem jest tylko taki, że wspominane zdanie padło z ust pani Krystyny Frąszczak, a więc przedstawicielki rodzin właśnie. To nie był odautorski komentarz.

Oto dowód:

fot. wsieci.pl
fot. wsieci.pl

Kiedy pytania na konferencji stały się jeszcze bardziej kłopotliwe sekretarz ROPWiM musiał wyjść. Rozumiem, że wezwały go ważne obowiązki, ale w związku z tym, że kontakt z nim jest tak utrudniony, to pozostał niedosyt.

Pocieszające w tym wszystkim jest to, że we wrześniu ekipa prof. Krzysztofa Szwagrzyka wraca na „Łączkę”, aby kontynuować pracę tam, gdzie to jest możliwe nie naruszając współczesnych grobów: pod cmentarnym płotem, pod asfaltową alejka i między kwaterami. Nie chcę się spierać, czy taką decyzję wymusiła na instytucie presja dziennikarzy. Nie o to w tym chodzi. Po prostu „Łączka musi być przebadana do końca” jak mawia prof. Szwagrzyk. Nie można się z tym nie zgodzić.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych