„wSieci”: Czy aby przypodobać się SLD, Donald Tusk wymusi na IPN zaprzestanie walki o pamięć historyczną?

Fot. wSieci / East News - Stanisław Kowalczuk
Fot. wSieci / East News - Stanisław Kowalczuk

Tytułowe pytanie stawia w najnowszym numerze tygodnika „wSieci” Marcin Wikło w artykule „Kolejny cios w Wyklętych”.

Stało się coś bardzo złego. Coś, co wymyka się racjonalnemu osądowi rzeczywistości. Mimo że upływają kolejne dni od tego, co się wydarzyło, wciąż nie znajdujemy odpowiedzi na wiele pytań z tym związanych

-– tylko tyle zechciał powiedzieć kierujący pracami na cmentarzu na Służewie prof. Krzysztof Szwagrzyk po tym, jak „zaaresztowano” trumienki ze szczątkami znalezionymi podczas wielu dni żmudnych prac. Jak się okazało, akcja policji i prokuratury była efektem donosu autorstwa szefa pionu śledczego IPN Dariusza Gabrela. Z pism, których treść poznaliśmy, wynika że oficjalnie Instytut może mieć wątpliwości, czy znalezione szczątki należą do ofiar zbrodni komunistycznej.

Aby stwierdzić, o co faktycznie w tej bulwersującej sprawie chodzi, trzeba zorientować się, co dzieje się w IPN.

Nasi informatorzy z IPN mówią, że tak źle w Instytucie nie było jeszcze nigdy. – Źle, a jednocześnie niebezpiecznie, bo kiedyś zagrożenie dla Instytutu przychodziło z zewnątrz, teraz wszystko wygląda tak, jakby ktoś chciał tę instytucję rozsadzić od wewnątrz – mówi nam osoba związana z IPN od wielu lat. – We wszystkich działaniach szefostwa na kilometr pachnie polityką – dodaje inna osoba, która zwraca uwagę na okoliczności, w jakich Łukasz Kamiński został prezesem. Miało wtedy dojść do jego spotkania z premierem, który miał Instytutowi zapewnić „ochronę”, pod warunkiem że IPN nie będzie kontynuował linii narzuconej przez prezesa Janusza Kurtykę, polegającej na bezwzględnym ściganiu osób związanych z komunistycznym aparatem represji i służbami PRL. Energia miała być przekierowana na badanie zbrodni hitlerowskich. Przez jakiś czas Instytut z „umowy” się wywiązywał, a poszukiwania jak te na „Łączce” można było nawet lekceważyć. – Mówiono, niech sobie tam Szwagrzyk grzebie, i tak nic nie wygrzebie. Stało się jednak inaczej – mówi człowiek, który w IPN pracował, ale kilka lat temu odszedł na własne życzenie. Kiedy okazało się, że z dołów śmierci w kwaterze „Ł”, dosłownie i w przenośni, wyprowadzani są kolejni bohaterowie pokroju „Łupaszki”, „Zapory” czy Stanisława Kasznicy, nikt już nie mógł udawać, iż to mało istotne prace. Jeśli nie można ich zlekceważyć, to można zawsze spróbować je sabotować – tak to jest odbierane wśród szeregowych pracowników Instytutu. – Kiedyś zabrano im życie, potem nazwiska, teraz morduje się ich po raz kolejny – mówi były pracownik IPN.

Według informatorów Marcina Wikło, „czynniki polityczne” w Instytucie uaktywniły się, bo atmosfera ogólnonarodowej zgody co do tego, że Żołnierzom Wyklętym należą się chwała i cześć, nie wszystkim pasuje.

Najbardziej – SLD, która od zawsze chciała likwidacji IPN.

W obecnym układzie politycznym, kiedy SLD może stać się koalicjantem PO, uzasadnione wydają się pogłoski o tym, że „ochrona” premiera Tuska nad IPN w naturalny sposób przestaje działać. Tym bardziej że prezes Kamiński ostro zaprotestował przeciwko wojskowym honorom na pogrzebie gen. Jaruzelskiego i przeciwko pomysłowi prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, aby sławiący Armię Czerwoną pomnik „Czterech Śpiących” wrócił na warszawską Pragę po zakończeniu budowy II linii metra.

Kto w co gra kosztem pamięci polskich bohaterów – czytaj w nowym wydaniu tygodnika „wSieci”. W kioskach od poniedziałku 21 lipca.

CZYTAJ TAKŻE: Raport po tragedii na Ukrainie: tak zabija Putin! Nowy numer „wSieci” od poniedziałku w kioskach!

znp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.