Państwo nie powinno w tym brać absolutnie żadnego udziału. Niech pani Monika chowa sobie tatę, niech nawet będzie ta msza, ale to powinna być sprawa tej rodziny i nikogo więcej, a rzeczą niezrozumiałą jest, że państwo to afirmuje
— mówi o uroczystościach pogrzebowych gen. Wojciecha Jaruzelskiego historyk dr Lech Kowalski, autor biografii „Jaruzelski - Generał ze skazą”.
wPolityce.pl: - Jak Pan skomentuje dzisiejsze uroczystości związane z pogrzebem Jaruzelskiego?
Dr Lech Kowalski: Jestem po prostu zażenowany tą sytuacją. Wyobrażałem sobie, że pani Monika Jaruzelska - bo przecież to ona, a nie jej mama decyduje o tym wszystkim - uszanuje ojca i ten pogrzeb będzie bardziej rodzinny a nie będzie to takie…
Tę całą transmisję z kościoła oglądałem w telewizji. Jak wiadomo, historia lubi się powtarzać. Kiedyś nie wszedł do kościoła, jak zmarła mu matka. Był w Lublinie, stał przed kościołem, bo stanowisko nie pozwalało mu oddać ostatniego hołdu zmarłej matce - stał demonstracyjnie przed kościołem.
Dzisiaj, na mszy w jego intencji, nie było urny z jego prochami. Po raz drugi można powiedzieć, jakby ten kościół go parzył. Po co więc to wszystko było? Trzech prezydentów uciekających na koniec mszy przez zakrystię, nie wychodzi głównym wyjściem…Źle się z tym wszystkim czułem, słuchając i widząc tę mszę.
Myślę, że pani Monika Jaruzelska w związku ze śmiercią ojca mogła zrobić coś, żeby już zabrać raz na zawsze tego Wojciecha sprzed oczu Polakom, pochować go może w rodzinnym Kurowie, gdzie jego dziadowie leżą od wieków, lub pochować go w Lublinie, gdzie leży jego matka. Może nawet ściągnąć jego ojca - bo już 70 lat leży w Pińsku ten jego biedny ojciec tam porzucony, którego on przez prawie 60 lat on nie ważył się odwiedzić na tym grobie.
Można było zrobić cokolwiek, by to miało wymiar bardziej ludzki, a nie taką fanfaronadę na koniec połączoną z patronatem państwa. Co tu można powiedzieć? Jest to nieprzyjemne. I później ci ludzie przed kościołem z portretami, między innymi księdza Popiełuszki, Grzegorza Przemyka, innych pomordowanych księży… Potrzebne to było? Myślę, że nie.
Dlaczego więc zdecydowano się nadać temu pogrzebowi taką rangę - z udziałem i przemówieniem urzędującego prezydenta, ceremoniałem wojskowym, mszą świętą…
Myślę, że pani Monika Jaruzelska zasmakowała już tego świata celebrytów - świadczą o tym chociażby te jej książki, które wychodzą kolejno. Ale ona jeszcze nie zdaje sobie sprawy, co ona narobiła tym pochówkiem ojca na Powązkach. Otóż każdego 13 grudnia ludzie przychodzili i protestowali pod jego domem na Ikara. Teraz każdego roku będą protestowali nad jego grobem. Będą te Powązki ciągle maltretowane. Będzie tam dochodziło do rzeczy niegodzących i niegodnych. To przecież będzie odbywało się całymi latami. Tam już instalują jakieś kamery, monitoring - po co to wszystko?…
I nie mogę tego zrozumieć, jak państwo, tenże sam Komorowski zabierając tutaj dzisiaj głos mówił o nim, jako o współtwórcy i okrągłego stołu i tych przemian, itd., zapomniał jak sam wówczas negował potrzebę tego okrągłego stołu. Tak przekłamujemy tę historię, tak go w niej umieściliśmy, że kolejne pokolenia, nie wiem, one chyba nie pozbierają się, jeżeli my dzisiaj to robimy i chcemy, żeby tak została zapamiętana nasza przeszłość.
Państwo nie powinno w tym brać absolutnie żadnego udziału. Niech pani Monika chowa sobie tatę, niech nawet będzie ta msza, ale to powinna być sprawa tej rodziny i nikogo więcej, a rzeczą niezrozumiałą jest, że państwo to afirmuje.
Nie wiem, Kiszczak jest w podobnym wieku, też go położą na Powązkach? Też będzie miał mszę w kościele? Też będzie ceremoniał wojskowy? Kto pójdzie w kompanii honorowej? Może jego byli ZOMO-wcy… Jak na to patrzę, to ciąg logiczny powinien być podobny jak w przypadku gen. Jaruzelskiego.
Na miłość boską, co my wyprawiamy?
Ale zwolennicy takiego charakteru pogrzebu mówią, że po chrześcijańsku należałoby po śmierci wybaczyć Jaruzelskiemu, że teraz go czeka już tylko sprawiedliwość boska…
Proszę pana, to są słowa adresowane do ludzi wierzących, a generał Jaruzelski całym swoim życiem manifestował wrogość wobec Kościoła. I dlatego tych słów ja bym nigdy nie połączył z tą osobą. Przypomnę tylko, że jak był szefem Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego tak zaostrzył reguły służby alumnom, czyli klerykom, późniejszym księżom, takie wydawał rozporządzenia, zarządzenia, dyrektywy, które uczyniłyby z ich służby istny horror. Porozbijał ich po najbardziej zielonych garnizonach, kazał ich kierować do najcięższych rodzajów służb - do drogówki, saperów - a nie wolno było im służyć w jednostkach, które by ich dowartościowały, czyli w lotnictwie, marynarce wojennej - ja te wszystkie dokumenty w archiwach przeglądałem, bo na nich pracowałem. On wychodził tu sam z siebie, uważał ich za ciemniaków, nazywał ich zahukanym ciemnogrodem, z małych miasteczek. To, co on wygadywał na Kościół, księży, w korespondencji wewnętrznej, jak z Kiszczakiem naśmiewał się z kardynała Glempa - to wszystko było ohydne, a jednak Kościół… ale Kościół nie może odmówić woli i samego zmarłego - bo to była też jego wola - i rodziny.
Ale to wszystko parzy. Dlatego słów o miłosierdziu nie przypisujmy akurat do tej osoby, bo on się nigdy nie kierował żadnym miłosierdziem wobec ludzi, którzy byli jego przeciwnikami, którzy nie akceptowali komunizmu, systemu i jego u władzy.
Rozumiem, że nie wierzy pan też w szczerość jego pojednania z Bogiem? Przyjął przed śmiercią sakramenty…
Nie, absolutnie nie. On miał coś takiego, że zawsze coś w szczegółach planował, dopracowywał. I w tym przypadku też dopracował to rzekome pojednanie z Kościołem, przyjęcie sakramentów świętych - on to wszystko dokładnie wyreżyserował, tak, jak sobie to gdzieś w tej starczej już główce zaplanował.
Co więcej i to jest równie wstrętne, że nagle zapałał chęcią, żeby spocząć w kwaterze żołnierzy I Armii Wojska Polskiego. Czy Pan wie, jakie były problemy, kiedy on przybywał na oficjalne spotkania kombatanckie, jak on stronił od tych żołnierzy I Armii. Bo oni przecież doskonale wiedzieli jakim on był żołnierzem frontowym, jak kłamał, jak kazał się prezentować w Muzeum Wojska Polskiego, gdzie całymi dekadami wisiał jako prymus, a nigdy nim nie był po tej szkole w Riazaniu. Oni go doskonale znali i dlatego on od tych żołnierzy stronił a jeśli się spotykał, to z wielkimi oporami.
I teraz nagle zapałał chęcią leżeć wśród tych żołnierzy poległych z I Armii WP. To jest kolejna szopka.
Ale prezydent Bronisław Komorowski wychwalał nie tylko jego zasługi jako prezydenta przełomu ale też składał hołd jako zwierzchnik sił zbrojnych zasłużonemu żołnierzowi…
Ależ jeśli chodzi o jego zasługi frontowe, to proszę mi wierzyć, że już jego „zasługi” w walce z podziemiem niepodległościowym po wojnie, z Żołnierzami Wyklętymi „lepiej” się prezentowały.
Jeśli pan zna artykuł Piotra Gontarczyka z „wSieci”, który poddał analizie jego ostatnią teczkę personalną, gdzie grafolodzy jednoznaczne potwierdzili, że wszystkie poprawki związane z działalnością bojową na froncie, z przyznawanymi odznaczeniami itd., osobiście poprawiał. Z ośmiu miesięcy działań frontowych od lipca 1944 r. do maja 1945 - zrobił sobie osiemnaście, po prostu dodał sobie.
Ja jego jako żołnierza, za okres działań w czasie II Wojny Światowej oceniam bardzo słabo, bardzo nisko. Otóż dotarłem do kroniki V Pułku Piechoty, w którym on był szefem zwiadu, a wcześniej dowódcą zwiadu konnego. Proszę sobie wyobrazić, że w tej kronice jest mowa o wszystkich zwiadowcach, o wszystkich brawurowych akcjach, jakichkolwiek dokonaniach, z wyliczeniem, ilu tam jeńców przejęli po drugiej stronie frontowej, co ustalili, jak to funkcjonowało, jak się ta machina rozpoznawcza zwiadu kręciła i proszę mi wierzyć - nie ma najmniejszego wpisu, nie ma jednej linijki, która by mówiła o osiągnięciach zwiadowcy, podporucznika Wojciecha Jaruzelskiego. Takim to on był żołnierzem. Po prostu planował te operacje, ale bezpośredniego w nich jego udziału w polu jako zwiadowcy policzyłbym na palcach jednej ręki.
Taki to był człowieczek. A jak niegodnie kończył wojnę? Całe życie nosił w klapie, wśród baretek medal za udział w zdobywaniu Berlina. To kolejna komedia - on nigdy nie zdobywał Berlina. Pierwszy raz w Berlinie był w czerwcu 45 r., kiedy go zawieźli na wycieczkę, żeby pokazać dobitą bestię w swojej stolicy. Był na wycieczce turystycznej i to był jego jedyny kontakt z Berlinem wtedy. A wojnę skończył nad Łabą, bo jego dywizja nie szła w kierunku stolicy III Rzeszy, i zajmował się wyszukiwaniem pastwisk dla koni z pułku, wodopojów i kwater dla swojego dowództwa. Tak kończy swój szlak bojowy Wojciech Jaruzelski, żołnierz frotowy, o którym pan prezydent raczył tak ładnie podkreślić, jaki to był bojowy i zasłużony żołnierz. Po prostu komedia! O czym my mówimy… Tak przewracamy w głowach tym młodym ludziom, że ja już nie nadążam - jak można w tym kłamstwie tkwić i cały czas je podkręcać…
Przecież on sam sobie pozmieniał daty nadania Krzyża Walecznych - co ustalił Piotr Gontarczyk - poprzedłużał okresy, żeby wyszło, że otrzymał go za okres frontu, a on otrzymał go za walkę z polskim podziemiem niepodległościowym, z Żołnierzami Wyklętymi. Podnosi się dzisiaj, że jest kawalerem Orderu Virtuti Militari. Ale przecież Breżniew też nim był, gen. Sierow, kat narodu polskiego też miał VM. Przecież to nie znaczy, że jak ktoś ma ten order, to faktycznie nań zasłużył. Oni sobie je po prostu wzajemnie przyznawali. Po wojnie, Sowieci w jego pułku nie chcieli przyjmować niższych odznaczeń niż Krzyż Grunwaldu - z tej wojny każdy sołdat wracał z jakimś orderem.
A on za swoje działania na froncie nie został uhonorowanymi nawet Krzyżem Walecznych, a w jego pułku cała masa kolegów, nawet szeregowych żołnierzy otrzymywała Krzyż Walecznych.
Czy ta prawda o Jaruzelskim kiedyś się przebije do głównego nurtu przekazu medialnego, czy też będziemy nadal tkwili w tej zakłamanej, obecnej dziś na mszy i pogrzebie?
Będziemy tkwili w tej zakłamanej. Dlaczego tak się dzieje? Otóż on nigdy się bał odpowiedzialności za Grudzień 1970 r. ani za wprowadzenie stanu wojennego. On wiedział, że z tym sobie poradzi i z tym się upora. On się bał jednej rzeczy, że przyjdzie mu odpowiedzieć za rok 1967 i za czystki antyżydowskie w wojsku. On wtedy stanął na czele komisji, którą w wojsku wtedy określano mianem - komisja odżydzająca. On wyrządził ogromną szkodę kadrze zawodowej narodowości żydowskiej. I on się bał, że jak przyjdzie jakiejś polecenie np. z kręgów światowej diaspory żydowskiej, żeby nie darować mu tego, co on zrobił z ich rodakami, to wtedy by odpowiedział za wszystkie sprawy, kiedy by zdjęto z niego parasol ochronny z tego całego towarzystwa związanego z Czerską. To oni spowodowali, że ten fałszywy przekaz o nim tak wtopiono w świadomość ludzi, że nie wygrzebiemy się z tego. Co z tego, że Piotr Gontarczyk pisze biografię polityczną Jaruzelskiego? Będzie to kolejna biografia, obok mojej którą kupią ludzie, którzy trochę się tym interesują, a reszta będzie nadal żyła w tym micie generała-prezydenta, współtwórcy okrągłego stołu, że uratował nas przed wejściem Rosjan i dlatego wprowadził stan wojenny. Tego już nikt nie odkręci. Nikt…
To bardzo smutna lekcja zwłaszcza dla uczniów, przyszłych pokoleń…
No przecież!. A proszę spróbować podzwonić po dyrektorach szkół średnich, że chciałby pan dostać się na lekcje z wiedzy obywatelskiej czy historii z tematem „Gen. Jaruzelski, kim był naprawdę i jaką odegrał rolę w dziejach naszego kraju”. Myśli pan, że którykolwiek z dyrektorów się zgodzi i pana przyjmie z taką prelekcją?
To pokazuje gdzie my jesteśmy i gdzie my żyjemy. Dlatego tak jest. Rośnie kolejne pokolenie, które będzie czerpało taką wiedzę. I tego pan nie przełamie, tych zafałszowanych biogramów, jego dokonań i faktycznej roli, jaką odegrał w życiu narodu.
Rozmawiał Krzysztof Karwowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/198438-biograf-jaruzelskiego-jestem-zazenowany-panstwo-nie-powinno-w-tym-brac-absolutnie-zadnego-udzialu-dr-lech-kowalski-wstrzasniety-pogrzebem-generala-nasz-wywiad