Premier się chowa, pora na sanitariuszy. "Coś mi się wydaje, że w pobliżu siedziby władz państwa białe miasteczko będzie niezbędne"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

„Newsweek”, bredząc, natrafił przypadkowo na rację. Napisano bowiem w tym tygodniku, że Donald Tusk czuje się osaczony przez rozmaite demony, w tym również przez służby specjalne. W tym, jakże inteligentnym piśmie, dano znać, że Tusk chowa się po różnych zakamarkach swego urzędu, by tylko nie rzucać się nikomu w oczy, nakazuje swym podwładnym i zaproszonym gościom wciskać telefony komórkowe w specjalne skrytki, bo ponoć wszędzie podsłuch, za każdą framugą czai się wróg, a tu tyle tajemnic. Nie, nie państwowych. Zapewne mrocznych, jak dotychczasowa działalność premiera i jego kolesi.

Zapomniano przy tym wszystkim o jednym. Przecież głównym nadzorcą służb specjalnych jest niejaki Donald Tusk. Obwieszczał o tym donośnie, twierdząc, że żaden pełnomocnik rządu do spraw służb nie jest mu potrzebny, sam czuje w sobie i odpowiedzialność i siłę, by te służby trzymać w garści. Teraz, w czasie afery Amber Gold i synalka, opowiadał z kolei, że żadnych raportów o tym bagnie nie czytał, więc nie mógł ostrzegać Tuska młodszego. O aferze wiedział tyle, ile napisały gazety. Jak na faceta nadzorującego służby specjalne, to dość odważne oświadczenie. Zapewne także bardzo prawdziwe. A teraz dowiadujemy się jeszcze, że te służby właśnie otoczyły go wokół i osaczają z każdym dniem coraz mocniej.

Jest dobrze, a może i jeszcze lepiej. Człek zwany premierem nie wie, co ma nadzorować, a w podzięce za te niewiedzę instytucje mające stać na straży bezpieczeństwa państwa osaczają nadzorującego. Okazuje się, że Gombrowicz, Kafka, Witkacy, to ludzie w ogóle bez wyobraźni. Granice absurdu wyznaczają teraz bieżące wydarzenia pisane ręką premiera lub jego najbliższego otoczenia, ale na pewno twórczość ta powstaje bezpośrednio z inspiracji najwyższego wodza. Genialnego faceta, z geniuszem politycznym pojawiającym się raz na stulecie, albo i jeszcze rzadziej. Przynajmniej tak, zupełnie niedawno, opisywali Donalda Tuska jego najbliżsi współpracownicy. Bez żadnego wstydu i bez poczucia śmieszności.

Coś mi się wydaje, że w pobliżu siedziby władz państwa białe miasteczko będzie niezbędne. I nie idzie o strajk pielęgniarek. Idzie o stały dyżur sanitariuszy.

CZYTAJ TAKŻE: "Newsweek": "Donald Tusk czuje się osaczony". Przez kogo? "Przez służby specjalne, wielki biznes i złych ludzi, którzy chcą go dopaść"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych