„To jest jakiś sen chorego.. Nie mogę się nadziwić, że w naszym kraju ciągle panują takie metody”- pisze Szymon Hołownia, po tym jak zobaczył metody pracy redakcji „Wprost”. Przypadek relegowania Szymona z mainstreamu dobitnie świadczy o wojnie, jak chrystofoby nam wypowiedziały.
Dziś rano otwieram gazetę i widzę, że bez żadnego sygnału, bez choćby próby rozmowy, nie zamieszczono mojego cotygodniowego tekstu, w którym tym razem wyrażałem sprzeciw wobec pomysłu budżetowej refundacji in vitro. Zamieszczono za to atak na mnie (oparty o tekst, którego w gazecie nie ma), pełen ideologicznego jadu.
pisze Hołownia na portalu stacja7.pl. Okazało się, że Hołownia nie ma prawa napisać tekstu krytykującego in vitro z pozycji katolika. Dlaczego? Bo inna jest linia redakcyjna pisma. Ba, linia „Wprost” pozwala na to by drukować polemikę z tekstem, który wydrukowany nie został. Jak widać wiele można zrobić dla zwalczenia katola. Nawet jeżeli jest to katol niemoherowy. „Wprost” to nie „hyda park”, gdzie można głosić wszystkie pogląd- jak usłyszał Szymon.
„Szczerze – po całej tej historii zaczynam mieć wrażenie, że otacza mnie coraz szczelniej jakaś pieśń wariata. Mówię to co myślę, staram się argumentować. Specjalnie powściągam afekt, próbuję sprowadzić debatę na pole, gdzie jest meritum.”
zauważa Hołownia, który na portalu stacja7.pl opisuje również jak Tomasz Lis nie zareagował na propozycje dwugłosowej debaty na pewne tematy. Teraz widocznie zrezygnowany Hołownia pisze, że mainstream relegował jego i jego czytelników ze swoich szeregów. Czy powinien się on dziwić?
Ja należałem do tej grupy konserwatywnych publicystów ( niewielka to grupa), która zawsze chwaliła Szymona za jego ewangelizacyjną robotę na "salonach". Przypadek nawrócenia Agnieszki Chylińskiej pokazał, że miała ona duży sens. Prowadziłem kiedyś z Szymonem spotkanie autorskie i widziałem jak fantastycznie potrafi on przekonać do swoich racji młodych ludzi, którzy przyszli pewnie by zobaczyć faceta z „Mam talent”, a wyszli z wątpliwościami w głowach. Szymon w znakomity sposób potrafi też w nowoczesny, popkulturowy sposób prowadzić szermierkę słowną z chrystofobami z mediów głównego nurtu. Niegdyś Kuba Wojewódzki powiedział ( zupełnie poważnie), że Hołownia był groźniejszy niż mohery. Miał rację. Hołownia dociera w miejsca, w które nie dotrze ani publicyści Frondy, ani Gościa Niedzielnego. I nawet jeżeli niektóre książki Hołowni są dla umocnionego w wierze katolika płytkie ( choć ja tak nie uważam), to należy pamiętać, że osobę daleką o wiary trzeba do Kościoła musi zaprosić. Nie zrobi się tego teologiczny albo radykalnym językiem. Nie jest chyba tajemnicą, że medialni idole, którzy nie porzucili Jezusa, potrafią w odpowiedni sposób opakować propozycje Nazarejczyka. A kimś takim stał się Hołownia, który zdecydował się na udział w popularnym show TVN, jednocześnie nie rezygnując z porzucenia swoich oszołomskich „przesądów”. Jego postawa stała się groźna.
Przypadek Hołowni musi uświadomić tym, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości w jaką stronę zmierza walka z katolikami w Polsce. Niedawno na jednym z dużych portali pojawił się tekst pytający, czy prezenterka TVN relacjonująca wybór papieża powinna ujawniać swoje przekonania religijne. Mówiła ona o Duchu Świętym, który dokonuje wyboru głowy Kościoła katolickiego. W mainstreamie ma nie być miejsca dla wyznawców Jezusa. Ich miejsce jest w katakumbach. I przygotujmy się na kolejne próby usuwania krzyża z przestrzeni publicznej. I nie chodzi jedynie o jego materialny wymiar.
Z jednej strony nie cieszy mnie nieobecność Szymona we „Wprost”. Wielu pogubionych ludzi straciło szansę poznania nauczania Kościoła i nauk Jezusa z Nazaretu. Z drugiej strony cieszę się, że Szymon nie będzie już swoją twarzą firmował coraz obrzydliwsze ataki na katolicyzm. Oczywiście nie oznacza to, że powinniśmy odpuścić walkę o duszę naszych bliźnich. Musimy jednak znaleźć inny sposób na dotarcie do zatopionych w nihilizmie ludzi. Może dopiero go odkryjemy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154341-holownia-byl-w-wielu-kregach-grozniejszy-niz-mohery-dlatego-musial-zostac-relegowany