Figurant Sikorski, czyli ofiara i obrońca WSI w jednym. Czy to syndrom sztokholmski, Panie Ministrze? Czy za coś się Pan odpłaca?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Msz.gov.pl
Fot. Msz.gov.pl

Radosław Sikorski od 1992 roku przeszedł bardzo znaczącą zmianę nastawienia dotyczącą Wojskowych Służb Informacyjnych. Zaskakujące lawirowanie szefa MSZ to jednak nie tylko ciekawa zagadka psychologiczna. Z racji pozycji szefa dyplomacji to sprawa bezpieczeństwa Polski.

Radosław Sikorski staje się obecnie jednym z głównych politycznych promotorów powstania komisji śledczej ds. weryfikacji WSI. Mimo sceptycznego stanowiska premiera Tuska, szef MSZ wciąż widzi potrzebę i sens w ściganiu wymyślonych przestępstw Antoniego Macierewicza. Jednak nie zawsze Sikorski pałał taką empatią i zrozumieniem wobec WSI.

Drogę, jaką przebył Sikorski ws. patologicznych, paramafijnych służb dobrze obrazuje jego tekst z 1992 roku. W piśmie „Spectator” pisał wtedy o swoich doświadczeniach z rządu Jana Olszewskiego, w którym był wiceministrem obrony.

Krytykowano nas za zwalnianie ludzi. Przykro mi, że skróciłem tyle wspaniałych komunistycznych karier. Nie można jednak było myśleć o dołączeniu do NATO na szczeblu politycznym, gdy nasi wykształceni w Moskwie funkcjonariusze wpadali podczas nieudolnych operacji wywiadowczych w zachodnich stolicach, gdy niektórzy nasi wykształceni w Moskwie generałowie byli w kontakcie ze starymi kumplami w Rosji, gdy wreszcie nasze uzbrojenie było nieporównywalne z zachodnim. Zmiany trzeba było wprowadzić. Nie chcieliśmy antagonizować Rosji, a jednocześnie naprawdę musieliśmy oddzielić od nich nasz aparat bezpieczeństwa. (…) WSI były ostatnią funkcjonującą organizacją komunistyczną, która mogła przejąć kontrolę nad krajem, gdyby ze Wschodu znów zaczęły wiać chłodniejsze wiatry. Jeszcze długo po puczu w Związku Radzieckim polscy szefowie WSI wciąż myśleli, że ich czas może nadejść. (...) Obecni i byli oficerowie WSI mieli mieszkania i zagraniczne konta bankowe, prowadzili operacje przemytu broni, mieli własne źródła dochodu i własne kontakty na Wschodzie i na Zachodzie. W ciągu kilku ostatnich miesięcy komunizmu sprzedawali swe tajemnice każdemu, kto gotów był zapłacić

- pisał Sikorski. Jak widać znacząco się różniło jego stanowisko wobec WSI od tego co mówi dziś.

Swoją negatywną ocenę postkomunistycznych służb mógł przekuć na praktykę. W 2005 roku, gdy wszedł do rządu PiSu i objął funkcję ministra obrony zaangażował się w likwidację WSI. I popierał ten cel.

Jeszcze w 2005 roku mówił, że:

WSI mogą być zlikwidowane jako instytucja, ale jako służby specjalne muszą działać - mówił w Iraku szef MON Radosław Sikorski (za Gazeta.pl).

Polska ma i będzie miała wywiad oraz kontrwywiad wojskowy; Wojskowe Służby Informacyjne będą podlegały reformie, może zlikwidowana będzie instytucja, ale nie służby (za Pb.pl).

15 sierpnia 2006 roku, jako szef MON, wskazywał (za Radeksikorski.pl):

Likwidacja WSI i stworzenie nowych służb wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, były i są jednym z najważniejszych priorytetów całego rządu.

Z kolei w październiku 2006 roku miał zapewniać komisję ds. służb, że żołnierze są bezpieczni (za Wp.pl):

Minister obrony Radosław Sikorski i szefowie służb Kontrwywiadu Wojskowego Antoni Macierewicz i Wywiadu Wojskowego Witold Marczuk zapewnili sejmową komisją ds. służb specjalnych, że po 30 września i likwidacji WSI bezpieczeństwo żołnierzy na misjach zagranicznych nie pogorszyło się.

Jednak te słowa, w kontekście ostatnich doniesień Antoniego Macierewicza, wyglądają jak gra. W rzeczywistości minister Sikorski wtedy już mógł mieć znacząco inne zdanie o WSI niż w 1992 roku. Były likwidator WSI w rozmowie z portalem wPolityce.pl oraz tygodnikiem „wSieci” wskazywał niedawno, że Sikorski w 2006 roku zgadzał się jedynie na kosmetyczne zmiany w WSI.

Osobą, która bardzo przeżywała likwidację WSI i robiła wiele, żeby ja uniemożliwić, równocześnie deklarując obłudnie publicznie różne rzeczy w tej sprawie - był pan Sikorski. On nieustannie grał w taką podwójną grę. Publicznie deklarował się jako zwolennik likwidacji WSI a istocie robił wiele, żeby to uniemożliwić, żeby to było pozorne. Żeby jedni funkcjonariusze WSI zastępowali innych funkcjonariuszy WSI. Żeby nic się nie zmieniło poza szyldem, żeby wszystkie wpływy tych ludzi, zwłaszcza z wywiadu, z oddziału "Y" pozostały tak jak były. Pan Sikorski bardzo się interesował niektórymi prowadzonymi przez WSI, a potem przez wywiad i kontrwywiad sprawami

- opisywał Macierewicz w rozmowie z wPolityce.pl

Jak widać Sikorski swoją zaskakującą grę wokół WSI mógł zacząć już dawno temu. Dziś szef MSZ stoi na czele frontu obrony WSI.

W swojej walce z Antonim Macierewiczem chętnie korzysta z faktu i publicznie o tym mówi, że sam jest jedną z największych ofiar WSI. Tę sprawę Sikorski lubi wykorzystywać, jako dowód na to, że WSI nie warto ścigać. Skoro nawet on – ofiara – WSI broni, to znaczy, że nie powinno się się WSI krytykować.

Choć Sikorski swoją krzywdą, jaką mu wyrządziły WSI chciałby zamknąć usta wszelkim krytykom, o krzywdzie jaką mu wyrządzono należy mówić tym głośniej głośno. Ona być może jest kluczem do zrozumienia wolty, jaką wykonał szef MSZ.

Radosław Sikorski rzeczywiście ma prawo czuć się ofiarą WSI. W 1992 roku stał się obiektem inwigilacji tych służb. Gdy w 2006 roku Sikorski opublikował teczkę sprawy „Szpak” media pisały (za Gazeta.pl):

Sikorski często gościł w swoim dworku w Chobielinie koło Nakła, odwiedzał też rodziców w Bydgoszczy. Podążali za nim agenci WSI. Nadali Sikorskiemu kryptonim "Szpak". (…) Zdobywali informacje różnymi sposobami. Jeden ze szpiegów podawał się w różnych miejscach za pisarza, który pracuje nad biografią Sikorskiego. Ze swoich rozmów sporządzał notatki. Przez trzy lata na podsłuchach były telefony Sikorskiego, m.in. linia w Chobielinie. "Pluskwy" założono nawet w chobielińskim dworku. Nie wiadomo, w jaki sposób. Zachowała się za to notatka, w której oficer kierujący akcją zakładania podsłuchu, nie kryje dumy i nazywa ją "bardzo skomplikowaną technicznie". Do dzisiaj pracuje w WSI.

Z kolei raport z weryfikacji WSI wskazując na sprawę „Szpak” pisał:

W 1992 r. rozpoczęto również - w ramach Sprawy Operacyjnej Rozpracowania o kryptonimie „SZPAK” - szczegółowe rozpracowanie wiceministra obrony narodowej Radka Sikorskiego. Dokładna data wszczęcia SOR „SZPAK” nie jest znana. Jako powód wszczęcia SOR „SZPAK” przyjęto fakt, że R. Sikorski jest „zaangażowany w działalność polityczną ugrupowań stawiających sobie za cel osłabienie struktury i spoistość wojska, osłabić autorytet Zwierzchnika Sił Zbrojnych i kierownictwa MON. W perspektywie podporządkowania Sił Zbrojnych określonym celom politycznym „Szpak” [tj. R. Sikorski] szczególnie zaciekle atakuje Wojskowe Służby Informacyjne podważając ich cele i zadania, chce paraliżować działania WSI.”

Prowadzenie SOR „SZPAK” również zlecono płk. R. Loncy a nadzór nad nim sprawowali płk Lucjan Jaworski i płk Janusz Bogusz. Według wyjaśnień płk. Loncy prowadzenie SOR „SZPAK” miał mu zlecić sam szef WSI, gen. Izydorczyk, a on był jedynie kontynuatorem sprawy, która była już prowadzona. W toku sprawy podjęte zostały działania mające na celu inspirowanie artykułów prasowych negatywnie pokazujących osobę Sikorskiego, zwłaszcza jako wiceministra obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego. Jedną z inspirowanych przez WSI osób był dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Edward Krzemień. Niewykluczone, że w trakcie prowadzenia SOR „SZPAK” WSI same mogły kreować negatywny wizerunek figuranta (tj. wiceministra Sikorskiego) poprzez ujawnianie i nagłaśnianie dyskredytujących zdarzeń z jego udziałem.

 

W jednym z przypisów wskazuje się również:

„Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że formalnie rzecz biorąc sprawę rozpoczęto 1 października 1992 r., ale jedna z pierwszych notatek powstała już w pierwszej połowie maja 1992 r. W notatce tej zawarte są informacje – uzyskane od „źródeł osobowych” – o zajęciach zawodowych i kontaktach towarzyskich R. Sikorskiego. Podano nawet sumę rachunku za połączenia telefoniczne z początku maja 1992 r. a autor tego dokumentu (prawdopodobnie płk R. Lonca) podkreślił wręcz, że są to „dane operacyjne”. W końcowym fragmencie notatki zawarł nawet informację, że czynności wyjaśniające (dot. artykułu w „Globie”) prowadził na polecenie płk. Jaworskiego i kmdr. Głowackiego, i że otrzymał na to stosowną notatkę. Zatem wszczęcie SOR „Szpak” mogło mieć miejsce znacznie wcześniej a figurująca na okładce teczki data rozpoczęcia (1 października 1992 r.) nie odpowiada prawdzie. Sam płk Ryszard Lonca w czasie wysłuchania przed Komisją Weryfikacyjną stwierdził: „Teczka sprawy „SZPAK” była grubsza, jej część została zniszczona bądź wyłączona ze sprawy”.

Opisywane w raporcie oraz przywołane w mediach informacje dotyczące operacji „SZPAK” wskazują jasno, że w 1992 roku Radosław Sikorski stał się ofiarą zmasowanej i drobiazgowej inwigilacji ze strony WSI. Podsłuchiwano jego rozmowy, zbierano haki i materiały, które później chciano wykorzystać do kompromitowania Sikorskiego w mediach. Wskazuje się, że chodziło również o ujawnianie rzeczy do tej pory nieznanych. Jak wiele takich materiałów zostało w rękach WSI? Odpowiedź na to pytanie staje się dziś kwestią bezpieczeństwa państwa.

Czy sprawa rozpracowywania figuranta Sikorskiego ma związek z jego zmianą zdania dot. WSI? Czy ma związek z jego aktywnością ws. komisji śledczej dot. weryfikacji w momencie, gdy premier powiedział „nie”? Jaką rolę de facto pełnił w rządzie PiSu, gdzie odpowiadał za weryfikację WSI? Czy miał pilnować, by odbyła się ona w sposób akceptowalny dla likwidowanych instytucji?

Radosław Sikorski choć ma powody, by nie lubić WSI i z nimi walczyć, by czuć chęć rozliczenia tych służb i likwidacji systemu skutkującego tak szokującymi patologiami, jakie widać było w tej formacji, staje w obronie tych służb. Choć może to zaskakiwać, w psychologii jest to znane zjawisko, nazwane syndromem sztokholmskim. Autorzy opisu tego zjawiska tłumaczą, że ofiary porwań, przetrzymywane przez oprawców nawiązują więź z napastnikami, a po uwolnieniu często bronią ich w zeznaniach. Psychologowie tłumaczą to m.in. faktem, że ofiary były zdane na łaskę napastników, ich los zależał od agresorów. A gdy się udało uwolnić czują oni wdzięczność, że nie zginęli.

Ten model zachowania pasuje do zmiany stanowiska Radosława Sikorskiego, który jeszcze w 1992 roku mówił twardo o patologii, jaką były WSI, a od 2006 roku zaczyna zmieniać podejście do nich, by teraz twardo bronić.

Czy i on jest ofiarą WSI, która czuje wdzięczność do tych służb? A jeśli tak, czy on również był zdany na łaskę napastników? A może – skoro płk Ryszard Lonca mówił Komisji Weryfikacyjnej, że „teczka sprawy „SZPAK” była grubsza” - wciąż jest zdany na łaskę WSI?

Kim jest Radosław Sikorski? I kto ma na niego wpływ? Szef MSZ na takie pytania powinien dawno odpowiedzieć...

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych