Prezydent zastawia pułapkę. Polska odwraca się plecami do USA właśnie wtedy, gdy stygnie reset z Rosją

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Łukasz Kamiński/Prezydent.pl
Fot. Łukasz Kamiński/Prezydent.pl

Platforma Obywatelska od czasu objęcia rządów w Polsce chwali się co rusz rzekomą poprawą poziomu polskiej polityki zagranicznej. Politycy rządzącej formacji chcą zdaje się przekonać, że właśnie w tym obszarze najlepiej mają być widoczne sukcesy rządu. Słuchając kolejnych tego typu wypowiedzi i sugestii warto mieć w pamięci świeży „sukces” w polskiej polityce zagranicznej. Zapewniają nam ją na naszych oczach politycy związani z PO, prezydent Bronisław Komorowski oraz premier Donald Tusk.

W dniach, w których obchodzimy w Polsce m.in. święto Wojska Polskiego, prezydent i premier zaprezentowali rażący dwugłos. Był on kompromitujący dla Polski i tym dziwniejszy, że dotyczył niezwykle newralgicznego dla kraju obszaru – polityki bezpieczeństwa oraz polityki zagranicznej. Zaczęło się od zaskakującej – i podszytej manipulacją – deklaracji prezydenta Bronisława Komorowskiego. Media natychmiast podchwyciły jego słowa, powtarzane zresztą przez prezydenta kilkakrotnie. Mówił on:

Polska chce skończyć z nieopatrznie ogłoszoną w 2007 roku polityką ekspedycyjną, która bardziej przystoi państwom, które mają swoje rozległe interesy wynikające z dawnych imperiów kolonialnych. To dla Polski nie była szczęśliwa decyzja, łatwego i licznego wysyłania żołnierzy na antypody świata. Z tą polityką kończymy.

(...)

Polska będzie gotowa rozważyć każdą decyzję Sojuszu (ws. ew. misji – red.), ale pięć razy ją obejrzy z każdej strony, zanim podejmie decyzję o wysłaniu kolejny raz polskich żołnierzy na antypody świata.

Media natychmiast ogłosiły rewolucję w polskiej polityce zagranicznej, wskazując, że kończymy z misjami zagranicznymi. Taki był wydźwięk słów Bronisława Komorowskiego, który dodatkowo manipulował opinią publiczną, sugerując, że polityka ekspedycyjna rozpoczęła się w 2007 roku (co np. z misją w Afganistanie w 2001 oraz w Iraku w 2003?) oraz, że była decyzją Polski (w rzeczywistości była ona decyzją całego NATO, więc Polska nie może z nią skończyć, może ją ew. porzucić).

Słowa Bronisława Komorowskiego dziwiły i rodziły pytania. Czy deklaracja jest uzgodniona z rządem? Czy to oficjalna i ostateczne stanowisko władz? Czy pójdzie za nią gruntowna zmiana programu modernizacji i budowy polskiej armii? Pytań było wiele.

Szybko okazało się, że wypowiedź prezydenta może być dla Polski bardzo kłopotliwa. Premier Tusk dobę później – 16 sierpnia – odwiedził bowiem bazę wojskową. W przemówieniu do żołnierzy 25. Brygady Kawalerii Powietrznej mówił:

Wszędzie gdzie polski żołnierz działa, tam wzrasta bezpieczeństwo naszej ojczyzny. Chcę wyraźnie to podkreślić – dzięki waszej uwadze i oddaniu, reputacja polskiego żołnierza jest znakomita.

(…)

W takich czasach żyjemy, że obecność polskiego żołnierza bardzo daleko od naszych granic jest służbą na rzecz obrony naszych granic. Chcę podkreślić, że wasza obecność w Afganistanie i wcześniej w innych misjach nie były daremne. To nie tylko zwiększenie możliwości współpracy z naszymi sojusznikami, koordynacja działań, to nie tylko coraz większe umiejętności techniczne i sprawdzenie w warunkach bojowych. To nie tylko bardzo dobra opinia o polskich żołnierzach wśród naszych sojuszników.

(…)

Chcemy, by ten opłacony boleśnie kapitał doświadczenia służył Polsce i naszym sojusznikom wszędzie i zawsze, gdzie taka potrzeba będzie istniała. Tak jak my możemy liczyć na nich, gdy zagrożenie będzie dotyczyło naszych ojczyzny.

 

Polska w wyniku tego dwugłosu zupełnie się skompromitowała. Wydaje się, że ważniejszy w tym udział miał prezydent Bronisław Komorowski, choć sytuacja jest kompromitująca dla obu polityków.

Każdy kij ma dwa końce, ten kij z jednej strony ma kompromitację i antypaństwowe działanie Prezydenta RP, z drugiej zaś populizm i kłamstwa Tuska. To są dwa możliwe wnioski, jakie należy wyciągnąć z przemówień prezydenta i premiera.

Wynika z nich bowiem, że zdaniem prezydenta Komorowskiego działanie na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa Polski to skutek złych i niesłusznych decyzji, które należy natychmiast zmienić. Innym wytłumaczeniem jest miałkość polskiego premiera oraz jego kłamanie w przemówieniu do żołnierzy. Obie sytuacje mogą zachodzić równocześnie. Wydaje się, że trudno o inną interpretację tego rozdźwięku.

Prezydent Bronisław Komorowski zastawił międzynarodową pułapkę na Polskę i polski rząd. Jest oczywiste, że jego deklaracja jest sygnałem również dla świata zewnętrznego. Wpisuje się on tym samym w retorykę prorosyjskiego nurtu polskiej polityki, co nie dziwi znając wypowiedzi samego prezydenta oraz jego doradców, np. prof. Nałęcza czy prof. Kuźniara.

W wywiadzie dla wPolityce.pl Przemysław Żurawski vel. Grajewski komentując słowa Komorowskiego tłumaczył m.in.:

Narastające sprzeczności na linii USA-Rosja będą otwierały nowe możliwości współdziałania Polski i Stanów. To współdziałanie jest dla Amerykanów atrakcyjne, jeśli Polska będzie miała możliwości ekspedycyjne. Gdyby prezydent Komorowski składał taką deklarację, gdy Barack Obama ogłosił reset z Rosją, to ona miałaby sens polityczny. Obecnie nie ma sensu merytorycznego. Co więcej, jest szkodliwa.

(...)

Być może otwiera się szansa na współdziałanie z USA w zamian za ich wsparcie dla polskiej polityki wschodniej. Na takie wsparcie nie było szans z racji resetu z Moskwą. Ten reset się kończy, więc takich deklaracji nie należy ogłaszać. Misje, jako instrument w relacjach z USA, znów mogą się zacząć opłacać.

 

I rzeczywiście swoimi słowami Bronisław Komorowski wstrzelił się w rosnące napięcie na linii USA-Rosja.

W depeszach PAP z ostatnich dni czytamy:

- Od czasu powrotu Władimira Putina na urząd prezydenta Rosji w Moskwie nasiliła się antyamerykańska retoryka - oświadczył Barack Obama. Uznał, że stosowne jest zrobienie przez USA "przerwy", by ponownie ocenić, "dokąd zmierza Rosja". Przyznanie przez Rosję tymczasowego azylu Edwardowi Snowdenowi, który ujawnił tajny program inwigilacji elektronicznej prowadzony przez amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), Obama określił jako najnowszy z całej serii problemów (PAP 9.08).

- Odwołanie przez prezydenta USA Baracka Obamę spotkania z prezydentem Rosji Władimirem Putinem świadczy o tym, że Moskwa utraciła polityczne znaczenie i przestała być dla USA partnerem – napisał niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Gdyby Obama zdecydował, że poprzez osobiste spotkanie w Moskwie dowartościuje Putina, w czasie gdy autor przecieków na temat amerykańskich służb Edward Snowden gdzieś w Moskwie korzysta z azylu, to amerykański Kongres zareagowałby falą krytyki i oburzenia (PAP, 9.08).

- Zapowiedziana przez prezydenta USA Baracka Obamę "przerwa" w relacjach z Rosją potrwa do czasu aż Moskwa pójdzie na ustępstwa w sprawie redukcji arsenałów jądrowych i obrony przeciwrakietowej - informuje w poniedziałek rosyjski dziennik "Kommiersant". "Wszelako jest wątpliwe, aby w przewidywalnej przyszłości Biały Dom podjął nowe wysiłki, by skłonić Kreml do kompromisu w takich kluczowych sprawach, jak redukcja arsenałów jądrowych i obrona przeciwrakietowa. Wszystko, co mogliśmy zaproponować w tych dziedzinach, zostało przedstawione w kwietniowym posłaniu Obamy do Putina. Jednak żadna z tych inicjatyw nie zadowoliła Moskwy" - zauważył informator dziennika. Źródło "Kommiersanta" podkreśliło, że "teraz piłka jest po stronie Federacji Rosyjskiej". "Jeśli nie chce ona, aby +przerwa+ w stosunkach się przeciągnęła, to powinna sama zademonstrować gotowość do produktywnej współpracy. Szczyty dla samych szczytów i relacje dla samych relacji - to nie nasza droga" - oznajmił waszyngtoński rozmówca gazety (PAP 12.08).

Przywołane powyżej wypowiedzi i przekazy medialne uwidaczniają to, o czym mówił Żurawski vel Grajewski. Rosja staje się w oczach USA znów mniej godnym zaufania partnerem. To w sposób oczywisty otwiera szanse m.in. Polsce, by znów walczyć o zainteresowanie Stanów naszym regionem.

I w tym właśnie momencie Bronisław Komorowski odwraca się do Stanów plecami, przekreślając właściwie publicznie chęć współpracy Warszawy z Waszyngtonem. Co więcej, prezydent podważa zasadność tkwienia Polski w Pakcie Północnoatlantyckim, sugerując, że Polska może z zasady odmawiać współpracy militarnej z NATO. Wypowiedź prezydenta jest wielce szkodliwa, szczególnie, że coraz bardziej oczywiste staje się, iż świat zmierza – na razie powoli – ku rywalizacji mocarstw, ku realiom bliższym zimnej wojnie. Gdy ten proces staje się coraz lepiej widoczny Polska, ustami prezydenta, staje okoniem wobec najważniejszego swojego sojusznika, osłabiając swoją przynależność do „świata zachodniego”.

Prezydencka wolta może Polskę kosztować sporo. Możliwe, że właśnie otwiera się możliwość budowy ważnego politycznego sojuszu między USA i Europą Środkową. Jeśli Polska będzie dalej wysyłać kompromitujące ją, wymierzone w relacje z USA, sygnały, Stany gdzie indziej będą lokować swoje interesy.

Na tym może zależeć głównie Rosji...

Ona na pewno zaciera już ręce na myśl, że może przejąć Afganistan (to będzie możliwe, jeśli NATO wycofa się w sposób bezmyślny) oraz wzmacniać swoją dominację w Europe Środkowej.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych