Z żadnym krajem Rosja nie mogłaby w ten sposób grać. W żadnym jej agentura wpływu nie zaszła tak wysoko jak w Polsce

Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

Niemal wszystkie decyzje prokuratury prowadzącej śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej oraz jej wątków pobocznych budzą zdziwienie i niezrozumienie. Z czego wynika taka działalność polskiej prokuratury - to pytanie budzi się coraz częściej.

Brak empatii w stosunku do rodzin ofiar Smoleńska, nieporadność w polityce informacyjnej a przede wszystkim kolejne decyzje śledczych - wojskowych i cywilnych - podkopują wiarygodność i zaufanie do organów ścigania. Cień wątpliwości, czy na drodze oficjalnej dowiemy się prawdy o tragedii smoleńskiej wraz z upływem czasu jest - na razie - coraz większy.

W komentarzach po 10/04 wiele osób wskazywało, że polską prokuraturę sprawa smoleńska przerosła, że sprawa smoleńska przerosła prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, na którego tragedia spadła na początku pełnienia funkcji. Jednak dziś można się już zastanawiać nad zasadnością tych opinii.

Coraz częściej bowiem polska prokuratura wygląda, nie jak instytucja, którą zadanie przerosło, ale jak instytucja, które zaangażowała się po złej stronie, po ciemnej stronie mocy. Jak instytucja, która w sposób bardzo sprawny i skuteczny wyprzedała swoje ideały i zaprzeczyła swojej misji.

Zamiast wyjaśniać - mataczy, zamiast ścigać tych, którzy zawinili - uniewinnia ich wbrew oczywistym faktom i dowodom, zamiast pomagać pokrzywdzonym - donosi na nich i chce ścigać, zamiast działać w sposób jasny i przejrzysty - gmatwa wszelkie możliwe przekazy i komunikaty.

I w tym wszystkim jest niezwykle skuteczna i profesjonalna.

Opisywane przez nas postępowanie ws. wypowiedzi mec. Kownackiego, Magdaleny Merty i działań "ND" to kolejny profesjonalnie przygotowany element, który trudno wytłumaczyć inaczej niż celowym działaniem obliczonym na rozmycie i zagmatwanie sprawy smoleńskiej.

CZYTAJ TAKŻE: UJAWNIAMY! Prokuratura chciała ścigać Magdalenę Mertę, mec. Kownackiego oraz "Nasz Dziennik", bo nagłośnili, że ambasador Bahr nic nie pamięta


Coraz trudniej więc mówić o nieporadności - coraz łatwiej o działaniach powtarzających się, czyli systemowych. Działaniach, które każą podejrzewać, że ogrom błędów, zaskakujących i nieprofesjonalnych decyzji, których wspólnym mianownikiem są smoleńskie matactwa, nie jest przypadkowy. Jest więcej niż nieprawdopodobne, by był przypadkowy.

Ten zamach mógł się wydarzyć jedynie tam - to głosy powtarzane w rozmach prywatnych, coraz częściej mówione publicznie. I coś w tym jest. Dzięki dominacji - tej widocznej i niejawnej - Rosji nad Polską, również współczesną, Kreml miał (?) łatwą robotę. Nawet jeśli przyjąć, że tragedia smoleńska była nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności (w co coraz trudniej uwierzyć), zapewne z żadnym krajem Rosja nie mogłaby w ten sposób grać. W żadnym zapewne bowiem jej sieci agenturalne, jej agentura wpływu nie zaszła tak wysoko jak w Polsce.

Agenci wpływu, rosyjscy lobbyści opletli Polskę, zajęli najważniejsze stanowiska państwowe, zagarnęli dla siebie ośrodki opiniotwórcze oraz pozycje społeczne, dające możliwości dominującego oddziaływania na polską opinię publiczną. W tej sieci rosyjskiego wpływu od zawsze bardzo ważną funkcję pełniło wojsko, służby oraz sprawy bezpieczeństwa.

I natychmiast po 10/04 - a może i przed - po tę sieć sięgnął Władimir Putin, uruchamiając polski oddział rosyjskiej, postsowieckiej, dezinformacji ws. smoleńskiej. Jej silny oddźwięk widać w działaniach prokuratury, w wypowiedziach najważniejszych instytucji, polityków i mediów.

Coraz lepiej widać, że bez gruntownej przebudowy polskiego państwa, bez reorientacji Polski na polską rację stanu walka o prawdę smoleńską będzie przypominała kopanie się z koniem.

Obecna władza będzie dbać o tego konia nawet lepiej niż o siebie...

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.