Byłem pewien, że koszmarne czasy mojej młodości nie wrócą. Zwyczaje czasów PRL, narzucone przez obce mocarstwo, w których poniżano najwybitniejszych pisarzy, badaczy, artystów. Kiedy najwybitniejsi pisarze, badacze, artyści poniżali się sami. Aby tylko zadowolić partyjnych władców. Aby tylko utrzymać przywileje, którymi łaskawie karmiła władza. Ale tylko zginających kark. Do samej ziemi. Albo leżących plackiem. Bezwstydnie. Bez honoru. Po zakopaniu dumy na cmentarzu wstydu.
Uległem złudzeniu, że to już bolesna historia. Gorzej, dałem się nabrać. Straszny zawód.
Kiedy zaczął się ten powrót do czasów, w których dorobek, sława, wielkie sukcesy zamieniają się w popiół na podium podczas zbiorowego - wspólnie z podobnymi pochlebcami - wykonywania oratoriów na cześć władzy?
Jak to się stało, że takie postawy się odrodziły? A może one się tylko skryły? Czekały na dobry moment, aby wychylić się z za parawanu rzekomej uczciwości, obiektywizmu, bezstronności. I teraz wystrzeliły nie ukrywanymi nawet hołdami wobec władzy, rozsiewając wstyd, hańbiąc polską naukę. Publicznie, bez dostatecznych podstaw kwestionują wiedzę swoich akademickich kolegów i wartość ich badań. Zziajani i spoceni, byleby nie dac się wyprzedzić przez innych, doszlusowują do medialnej hordy, która chce zagryźć znane i cenione postaci z ich otoczenia. Dołączając do nagonki zdradzają własne środowisko. Okazuje się, że zamiast wielkich mistrzów, na czele polskiej nauki stoją karły, które wytyczają dla pokolenia swoich uczniów najgorsze z możliwych szlaki. Prowadzą następne pokolenia prostą drogą do zniszczenia nauki, zamiast do jej postępu i rozkwitu. Uniwersytety, politechniki, akademie i uczelnie, którymi kierują moralne mizeroty, jak owi rektorzy Politechniki Warszawskiej oraz Akademii Górniczo-Hutniczej, skazane są na stagnację albo uwiąd. Tym samym uprawianej na nich nauki. Bez najwyższych standardów etyczności niemożliwy jest jej rozwój. Na miejsce pasji badawczej, talentu połączonego z tytaniczną pracowitością pojawiają się coraz częściej naukowi hochsztaplerzy, pnący się po szczeblach akademickiej kariery przy pomocy plagiatów, bądź żerujący na wysiłkach najmłodszych badaczy, traktowanych niczym pańszczyźniani chłopi.
Najbardziej przykre jest to, że tak jak owi dwaj rektorzy, spora część środowiska akademickiego, poddaje się dyktatowi mediów, których ocena etyczna z pewnością nie będzie jednoznaczna, a być może nawet niepochlebna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/166944-rektorzy-zakochani-w-mediach-jak-to-sie-stalo-ze-takie-postawy-sie-odrodzily-a-moze-one-sie-tylko-skryly