Z promocji książki Piotra Zychowicza pt. "Pakt Ribbentrop - Beck" wyszedłem uspokojony. To nie wytrzyma próby czasu

Z promocji książki Piotra Zychowicza pt. "Pakt Ribbentrop - Beck" (czwartek, 6 września, klub Ronina) wyszedłem uspokojony. Ta - moim zdaniem błędna i niebezpieczna - próba nowego zdefiniowania okoliczności wybuchu II wojny światowej nie wytrzyma próby czasu. Jedynym jej skutkiem będzie trochę zamieszania w głowach niektórych młodych ludzi, podatnych na atrakcyjnie brzmiące tezy, oraz aura twórcy nieco egzotycznego, która spadnie na Autora.

Książka wzbudza duże zainteresowanie, i nie ma się co dziwić. Dotyka pytania, które stawiać sobie musi każdy Polak przeżywający polskość: czy hekatomby wojennej można było uniknąć, albo przynajmniej zminimalizować jej koszty. I w tym sensie stawianie nawet daleko idących pytań jest uprawnione.

I tak też definiuje tę książkę - obecny na promocji - Sławomir Cenckiewicz: jako "stop-klatkę" okresu 1938-1939, która ma ożywić dyskusję o narodowych klęskach. Dyskusję niezbędną, by w przyszłości nie powtarzać raz popełnionych błędów, by nie ryzykować narodowego Holocaustu, który - w naszym przypadku - przerwał narodową ciągłość.

Gdyby Zychowicz stawiał tylko pytania albo otwarcie spekulował... On jednak - w książce nieco łagodniej, na promocji mocniej - głosi wprost tezę "o konieczności pójścia z Hitlerem", a już na pewno takiej interpretacji nie zaprzecza. Głosi z uderzającą pewnością siebie i z impetem, nadając twierdzeniom czysto spekulacyjnym status bezalternatywności. To nie jest żadna "stop-klatka". To są twarde twierdzenia dotyczące całej II wojny światowej, a nawet szerzej, sięgające I wojny. Biorąc pod uwagę wielopiętrowość wszystkich założeń - twierdzenia zdecydowanie zbyt twarde.

Podczas promocji Zychowicz nie bał się np. z werwą i pewnością siebie udzielać odpowiedzi na pytania typu "co by było, gdyby Hitler podbił także Wielką Brytanię", co jest jednak mało poważne. Odpowiedź - że Niemcy uwikłaliby się wówczas w okupację dużego, trudnego geograficznie terytorium i tym samym znacznie osłabili swoje siły jest po pierwsze, jak na rzekomo oszczędnego historyka, szaleńczo wręcz jednoznaczna, a po drugie charakterystycznie wątpliwa. Gdyby Zychowicz chciał przywoływać niewygodne dla siebie fakty - przywołałby np. doświadczenie Wysp Normandzkich, leżących u wybrzeży Francji, a okupowanych przez Niemcy. Tam hitlerowcy nie mieli żadnego problemu w pozyskaniu miejscowej ludności do współpracy, i tak pewnie wyglądałoby to na Wyspach Brytyjskich.

W ogóle nie sposób oprzeć się wrażeniu, że większość tez Zychowicza opiera się na przypuszczeniach przekształconych w dowody. Np. twierdzenie, że Hitlerowi brakowało "kilku, kilkunastu" dywizji do zdobycia Moskwy i pokonania Sowietów Zychowicz podpiera zdaniem, że "to opinia wszystkich analityków" (cytuję z pamięci). To właściwie kluczowe twierdzenie dla całej książki - bo tylko w przypadku sukcesu Niemiec na Wschodzie warto było z nimi iść - jest jednak w równym stopniu wątpliwe, co nieweryfikowalne. Pomijając już fakt, że Napoleon Moskwę zdobył, a Rosji nie pokonał.

Podobnie złudne jest przywoływanie relatywnie mało kosztownego sojuszu Słowaków, Bułgarów czy Rumunów z Hilterem. To fałszywe porównanie - jeżeli już porównywać Polskę, to z Węgrami, które poszły drogą "faustowskiego wyboru" (określenie brytyjskiego historyka Bryana Cartledge'a) i tak znów dużo lepiej niż Polska na tym nie wyszły, także doświadczając niemal dekapitacji, do tego pozostając w granicach trianońskich.

Autor książki, także w swoich wypowiedziach podczas promocji, stosuje charakterystyczny zabieg: opisuje Stalina i komunistów takimi, jakimi byli: zdolnymi do każdej zbrodni i każdej nikczemności, każdego wiarołomstwa. Tymczasem opisując Niemców, stosuje inne kryteria: widzi w nich postaci dużo bliższe klasycznej racjonalności politycznej. Deklaracje Hitlera o przyjaznych wobec Polski zamiarach zyskują status trwałych - nie wiadomo, na jakiej podstawie, bo przecież nie na podstawie "Mein Kampf". Jak zażartował pewien znajomy - Zychowicz widzi Hiltera, a myśli "Studnicki". A to jednak inni ludzie.

Nadawanie Hitlerowi statusu polityka jakoś racjonalnego to zresztą postawa niekonsekwentna. Na pytanie, w jaki sposób słaba początkowo armia sowiecka pokonała ostatecznie Hiltera, Zychowicz odpowiada, że siłę Sowietów odbudował Hilter, który swoimi "obsesyjnymi, absurdalnymi" przekonaniami rasistowskimi, wcielanymi w życie na Wschodzie, wepchnął poddanych sowieckich w objęcia Stalina i zmusił do walki na śmierć i życie. Hitler jest tu więc szalony, ale już w swoim podejściu do Polski - rzekomo gotowy do zachowań racjonalnych, i to trwale racjonalnych.

Wiele osób książkę Zychowicza przyjmuje wręcz z cierpieniem, i choć "zimny" historyk może posługiwać się argumentem, że najważniejsza jest prawda, to jednak ktoś o ambicjach przewodzenia polskiej opinii publicznej na takie konteksty powinien zwracać uwagę. Choćby zważając, by ton opowieści nie był tonem zbyt zewnętrznym czy nawet brutalnym wobec wspólnoty polskiej i jej doświadczenia.

A takie tony podczas promocji się pojawiły. Powtarzając tezę za Zychowiczem, Rafał Ziemkiewicz stwierdził lekko, iż niemiecka akcja AB, mająca na celu likwidację polskiej inteligencji, była wynikiem "zawiedzionej miłości Hitlera" do Polaków, swego rodzaju zemstą za odrzucenie oferty. Podobne słowa padły też w odniesieniu do Katynia, który rzekomo wynikał z przekonania Stalina, że po klęsce wrześniowej Polacy na pewno pójdą z Hilterem. Tak nie powinno się mówić, to siłą rzeczy banalizacja zbrodni, wpisanie ich w logikę pseudo-racjonalną. Powtórzę: tak w Polsce mówić nie wypada.

Ton tej opowieści ma w sobie jeszcze jedną, fałszywą nutę: właściwie nieobecna jest w niej choćby socjologiczna refleksja o głębszej naturze XX-o wiecznych totalitaryzmów, w tym nazizmu. Zostają one "upolitycznione", i w jakimś sensie cofnięte do wieku XIX-go. Stają się zwykłym politycznym wyzwaniem dla II Rzeczypospolitej, a nie okresem największego upadku cywilizacji europejskiej, w którym być może żadne recepty nie mogły zadziałać. Myślę, że gdyby Zychowicz żył tuż po II wojnie światowej swojej książki by nie napisał. Wiedziałby, że nawet nie zbliża się do sedna problemu, przed którym stanęła II Rzeczpospolita.

Autor książki oraz jego sympatycy wzywają, by "nie dołączać ich do rydwanu Hitlera", ponieważ Zychowicz książkę napisał z pozycji pro-polskich. Mają rację - Zychowiczowi, mimo wyraźnej asymetrii w ocenie realnych i potencjalnych skutków obu totalitaryzmów w odniesieniu do Polaków, chodzi o Polskę, nie o Rzeszę. Ale jednocześnie trzeba powiedzieć: głoszące chłodny realizm i rozliczanie skutków a nie intencji stronnictwo powinno zdawać sobie sprawę z tego, co robi.

Symbolicznie pierwsze pytanie podczas promocji zadała wczoraj młoda dziennikarka przedstawiająca się jako "Fronda", która z entuzjazmem ogłosiła coś takiego: "Tak! zgadzam się z panem Zychowiczem, powinniśmy pójść z Hitlerem!" Nie dostrzegła w książce Zychowicza żadnej "stop-klatki", ale właśnie taki cepowaty przekaz. I Zychowicz mógłby się wypierać odpowiedzialności za taki skutek - i taki przekaz, także za granicę - gdyby nie owa niesłychana pewność siebie i impet, z jakim tezy swoje tak właśnie, licealnie brzmiące głosi. Jeśli nie w książce, to na pewno podczas spotkań publicznych. Miejmy nadzieję, że z równą werwą będzie pisał polemiki do "New York Timesa", i że mu wydrukują.

Za sporem wokół książki Zychowicza kryje się tak naprawdę pytanie bardzo współczesne, dużej wagi: czy dziś należy dekonstruować tradycję insurekcyjno-heroiczną, czy ją pielęgnować. Moim zdaniem - należy pielęgnować. Nie dlatego, że zawsze i wszędzie była to postawa słuszna, ale dlatego, że to leży dziś w interesie Polski. Bo to jedyny żywy zasób symboliczny jaki mamy. Majstrowanie przy nim w czasach tak tożsamościowo rozmytych jest błędem. Nadzieje, że w miejsce mentalnych powstańców zjawią się tu masowo pracowici i cierpliwi endecy to zwykły miraż; zjawią się raczej "tutejsi", albo "europejczycy". Jednocześnie "potencjał insurekcyjny" jest dziś tak słaby, że - przyjmując optykę Zychowicza - "niegroźny".

To jest dzisiejszy realizm.

CZYTAJ TAKŻE: Czy Polska powinna była w 1939 roku iść z Hitlerem!? Michał Karnowski rozmawia z Piotrem Zychowiczem, autorem głośnej książki "Pakt Ribbentrop-Beck"

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.