W weekendowym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung” wyjątkowy (jak na niemiecką debatę publiczną) atak na niepohamowane zapędy sędziów do poszerzania swojej władzy. Zdaje się, że nawet Niemcy, przynajmniej ci ciut bardziej konserwatywni, zaczynają dostrzegać coś, o czym my w Polsce nie tylko dobrze wiemy, ale odczuwamy też to na własnej skórze.
Marcus Theurer – ekonomiczny komentator „FAZ” – wielkimi literami stawia w nagłówku pytanie: „Kto upoważnił sędziów do tworzenia polityki klimatycznej?”. Rzecz idzie o (trzeba to przyznać) dość niebywały wyrok sądu w Hadze, który w imię ochrony klimatu nakazał brytyjsko-niderlandzkiemu gigantowi Shell… zmniejszyć sprzedaż benzyny i gazu o mniej więcej połowę. Tylko w ten sposób bowiem koncern może zastosować się do sądowego nakazu, wedle którego konsumenci produktów Shella mają zmniejszyć swój dotychczasowy „ślad klimatyczny” o 45 proc.
Argumentacja wyroku jest jeszcze bardziej niebywała od jego sentencji. Po pierwsze bowiem okręgowy sąd w Hadze wydaje koncernowi zakaz dotyczący jego produkcji na całym świecie, uzasadniając to tym, iż obywatelom Niderlandów szkodzi „ślad klimatyczny” pozostawiany w jakimkolwiek miejscu globu. Tym samym haski sędzia okręgowy przypisał sobie władzę stanowienia wyroków, którym podporządkować się muszą nie tylko fabryki w Holandii, ale także w Chinach, Ameryce, czy w Niemczech. I to właśnie to uroszczenie władzy, iż jakiś Holender ma stanowić prawo w Niemczech, najbardziej rozjuszyło niemieckiego dziennikarza.
Ale jest jeszcze inne kuriozum uzasadnienia tego wyroku. Haski sędzia wydaje nakaz dla koncernu Shell nie z powodu zanieczyszczeń emitowanych przez ów koncern, ale wyliczając ilość dwutlenku węgla emitowaną przez kierowców kupujących benzynę Shella, czy przemysł, nabywający od Shella dystrybuowany przezeń gaz. Na mocy wyroku koncern ma wziąć odpowiedzialność za zło, które (zdaniem sędziego) czynią klienci Shella. I uniemożliwić im dalsze czynienie tego zła przy pomocy świadomego doprowadzenia siebie samego do bankructwa.
Wszystko to jest tak myślowo i prawniczo nonsensowne, że zasługiwałoby tylko na głośny śmiech, gdyby nie było rzeczywistością. Ale za tymi nonsensami kryje się polityczny konkret dotyczący władzy. Jak na dłoni widać, że międzynarodówka sędziów znalazła nowy „zielony” pomysł na to, jak jeszcze skuteczniej uchwycić rządy nad światem. Jak widać kłopot z polskim Turowem nie jest jakimś ewenementem, ale wpisuje się w narastający trend. Trend, który zaczyna irytować nawet tak zielonych Niemców.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/552900-rozpychanie-sie-sedziow-irytuje-juz-nawet-niemcow