Federacja Rosyjska ma problemy nie tylko na Białorusi, również w innych państwach i quasi-państwach satelickich sytuacja jest napięta, a kryzysowi gospodarczemu towarzyszy rewolta polityczna.
Najgorsza, z tego punktu widzenia, sytuacja jest w Południowej Osetii, pseudo-państwie, nie uznawanym na świecie przez nikogo, prócz Rosji i jej sojuszników w rodzaju Syrii, Wenezueli czy Nikaragui. Zamieszkała przez 50 tys. ludzi Osetia Płd. ma znaczenie przede wszystkim strategiczne, dlatego Rosja utrzymuje tam liczący 4 tys. osób garnizon wojskowy, co pozwala jej trzymać w szachu Gruzję. Gospodarczo i politycznie to pseudo-państwo uzależnione jest od Moskwy, w której interesie leży stabilizowanie tamtejszej sytuacji wewnętrznej, której bardzo daleko do normalności. Od tygodnia w stolicy kraju Cchinwali trwają masowe protesty, których uczestnicy domagają się natychmiastowego odwołania Prokuratora Generalnego Uruzmaga Dżabijewa oraz ustąpienia prezydenta Anatolija Bibiłowa. Rząd już podał się do dymisji, a liczący sobie 34 deputowanych parlament jest zablokowany, bo część deputowanych złożyła mandaty uniemożliwiając w ten sposób osiągnięcie kworum i przegłosowanie jakiejkolwiek ustawy. Protestujący nie mają zamiaru ustępować, a władze wyraźnie grają na czas, licząc, że sytuacja się uspokoi.
Podobnie jak na Białorusi, katalizatorem protestów w Osetii Płd. stała się pandemia Covid-19, a precyzyjnie rzecz ujmując faktyczna blokada kraju uzależnionego od dostaw z Rosji, w związku z zamknięciem, z powodów epidemiologicznych granicy. Doszło do tego, że niemała część tamtejszych emerytów, którzy otrzymuje wypłaty z Rosji, za pośrednictwem rosyjskiego Sbierbanku, pozostała bez środków do życia, bo jedyny działający w Osetii system bankomatowy Mir, nie obsługuje kart wydanych przez rosyjskie instytucje finansowe. Do tej pory jeździli oni co miesiąc po swoje pieniądze do sąsiedniej Osetii Płn., ale teraz, w związku z trwającą od kwietnia blokadą granicy, jest to niemożliwe. Podobnie zresztą jak utrudnione są dostawy artykułów pierwszej potrzeby. Korespondentka rosyjskiego dziennika Kommiersant relacjonowała w następujący sposób sytuację aprowizacyjną w Cchinwali – „produktów nabiałowych nie ma w ogóle, lodówka wyłączona. Są konserwy, soki, słodycze. Nie mogę powiedzieć aby półki były stale puste, towary pojawiają się, zaraz znikają, znów pojawiają się, ale wszystko bardzo podrożało.”
Na to nałożyły się, delikatnie całą sprawę ujmując, kontrowersje na temat niekonsekwencji w stosowaniu blokady i aplikowaniu kwarantanny. W lipcu deputowani opozycyjnej Partii Narodowej poprosili o wyjaśnienie, dlaczego z ponad 2 tys. osób, które w poprzednim miesiącu wjechało na teren Osetii Płd. jedynie 236 musiało odbyć kwarantannę, zresztą w fatalnych warunkach, a reszta została z tego obowiązku zwolniona. Okazało się, że pozostali to cywilny i wojskowy personel rosyjskie bazy wojennej, który nie musi stosować się do zaleceń i regulacji miejscowych władz.
W sierpniu sytuacja w kraju bardzo się zaostrzyła po tym jak nieznani sprawcy ostrzelali samochód, którym poruszał się szef miejscowego MSW. Przedstawiciele służb siłowych aresztowali trzech, jak się potem okazało przypadkowych mężczyzn i poddali ich „śledztwu” w wyniku którego jeden z nich zmarł a drugi znajduje się obecnie w stanie ciężkim w szpitalu. Szef miejscowego MSW Igor Nanijew nie cieszy się popularnością, a podległe mu służby znane są z brutalności i bezwzględności. W grudniu ubiegłego roku w mediach społecznościowych ukazał się film przedstawiający sceny bicia przez strażników osadzonych w jednym z miejscowych aresztów. W maju 25 więźniów podcięło sobie, protestując przeciw znęcaniu się strażników, żyły. Doprowadziło to do wezwania przez parlamentarzystów ministra Nanijewa. Jednak w raz z nim i prezydentem do budynku miejscowej legislatywy wkroczyło 200 uzbrojonych siłowików, którzy, jak dowodzili deputowani, szukali pretekstu do rozprawy z opozycją domagającą się zaprzestania bicia i torturowania więźniów. Innymi słowy sytuacja w związku z samowolą miejscowych służb siłowych już od pewnego czasu była napięta, jednak tym razem skala przemocy (ciało zabitego przez Inała Dżabijewa, ojca trójki dzieci nie mającego w przeszłości żadnych związków z polityką a tym bardziej działalnością terrorystyczną, nosiło ślady wyrafinowanych tortur i wielogodzinnego bicia) której podlegli niewinni i przypadkowo aresztowani ludzie była na tyle wielka, że wywołało to wstrząs społeczny i powszechne oburzenie. Prezydent Bibiłow pod presją demonstracji zdymisjonował rząd, ale tak, że znienawidzony szef resortu spraw wewnętrznych pracował nadal, co tylko rozwścieczyło demonstrujących, którzy zaczęli domagać się teraz ustąpienia również jego i Prokuratora Generalnego. Demonstracje w centrum stolicy trwają każdego dnia, a sytuacja w każdej chwili może wymknąć się spod kontroli.
Ten, dość typowy obrazek z jednego z utworzonych pod egidą Moskwy quasi-państw, w których terror miesza się z korupcją i rządami organizacji przestępczych (podobne porządki panują również w Abchazji, gdzie na początku roku miała miejsce „kolorowa rewolucja” w wyniku której obalono tamtejszego prezydenta Raula Chadżimbę, czy w tzw. „republikach ludowych” Donbasu), pokazuje, że Ruski Mir, zaczyna się chwiać, a procesy dezintegracyjne następują szybciej niźli Moskwa jest w stanie reagować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/516117-rosja-zmaga-sie-z-kolorowa-rewolucja-nie-tylko-na-bialorusi