Deportacje są żmudne i drogie – pisze niemiecki dziennik „Die Welt”. Dlatego niemiecki rząd stara się skłonić migrantów do dobrowolnego powrotu do ojczyzny. Za pomocą finansowych zachęt. Program nazywa się „StarthilfePlus” i migranci chętnie z niego korzystają. Tyle, że niektórzy z nich potem i tak wracają do Niemiec. Przypomina to ofensywę anty-Romską prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego z lat 2009-2010. Władze w Paryżu przyznawały wówczas każdemu dorosłemu Romowi 300 euro i każdemu dziecku 100 euro „pomocy”, jeśli tylko zgodzili się wyjechać do Rumunii i Bułgarii. Tyle, że wielu wracało, często pod fałszywym nazwiskiem do Francji, aby ponownie wyłudzić pieniądze na wyjazd. Im więcej Romów było odsyłanych do Rumunii, tym więcej przyjeżdżało ich później nad Sekwanę.
Niemiecki rząd najwyraźniej nie wyciągnął wniosków z doświadczenia sąsiadów. Bo postawił na podobny patent. Tyle, że zachęty finansowe są o wiele większe – oprócz pokrycia kosztów podróży 6 miesięcy po wyjeździe jednorazowo 1000 euro dla osób samotnych i 2000 euro dla rodzin. To i tak mniej, argumentuje „Die Welt” niż kosztuje deportacja jednego migranta, czyli 10 tys. euro. W latach 2018/2019 r. prawie 11 tys. osób skorzystało z tej zapomogi. 84 z nich już wróciły. To wydaje się mało, ale program został przecież stworzony po to, by migranci rozpoczęli nowe życie w ojczyźnie, a nie wracali, po jakimś czasie, jak bumerang. Tym bardziej iż, jak donosi niemiecki dziennik, liczba deportacji migrantów od 2016 r. stale spada, podobnie jak liczba dobrowolnych wyjazdów. W 2016 r. ponad 54 tys. migrantów złożyło wniosek o pomoc w dobrowolnym powrocie do ojczyzny. W 2018 r. było ich już tylko nieco ponad 15 tys. W skrócie: kto dostanie się do Niemiec i umiejętnie wykorzysta państwo prawa (odwołania, zaskarżenie decyzji azylowej, pomoc prawna, specjalne komisje), ten może zostać. Bez względu na to czy mu się azyl należy czy nie. A jeśli zostanie deportowany, czy wyjedzie, po jakimś czasie może wrócić, i cały cyrk rozpoczyna się od nowa.
Azyl przyznaje się w Niemczech na ogól na trzy lata, a gdy powód „uchodźstwa” po tym okresie znika (wojna, prześladowanie), azyl jest odbierany i migrant powinien wrócić do ojczyzny. W 2018 r. taki los spotkał jednak zaledwie 3,3 proc. migrantów ze statusem uchodźcy, czyli 5610 osób ze 170 tys. A kto po trzech latach wciąż jest w kraju, na ogól w nim zostaje, i po kolejnych latach uzyskuje prawo do stałego pobytu a następnie obywatelstwo. W rozmowie z „Die Welt” pracownik Federalnego Urzędu ds. Migracji (BAMF) przyznaje, że urząd stara się nie odbierać migrantom zbyt często statusu uchodźcy, by „nie wywołać wśród nich paniki”. „Jesteśmy politycznym urzędem i podejmujemy polityczne decyzje” - dodaje. Ponad 80 proc. Irakijczyków, którzy dotarli w 2015 r. do Niemiec dziś wciąż posiada status uchodźcy, jednocześnie zaledwie 35 proc. Irakijczyków, którzy dotarli do Niemiec w 2019 r. go otrzymało i wymaga według BAMF ochrony. Ot, taki paradoks.
Liczby mówią zresztą same za siebie: 28 283 azylantów, którzy od 2012 r. dobrowolnie wyjechali lub zostali deportowani z Niemiec już do nich wróciło. Z czego ponad 6 tys. po raz drugi, 4 tys. po raz trzeci, a tysiąc po raz czwarty. Ok. 300 migrantów ma za sobą już piąty lub szósty pobyt. Większość po pierwszym złożyło kolejne wnioski azylowe. Ponieważ procedury są długie mogą liczyć na kolejny rok a nawet dwa „legalnego” pobytu. Wracają przede wszystkim Ukraińcy, Syryjczycy i Irakijczycy. Rząd w Berlinie miał nadzieję, że dobrowolne wyjazdy rozwiążą problem trudnych i często oprotestowywanych przez lewicowych aktywistów deportacji. Perswazja zamiast brutalnej siły, tym bardziej, że w Niemczech brakuje aresztów deportacyjnych. Panaceum okazało się jednak mało skuteczne. Nie trzeba być geniuszem by zdać sobie sprawę z tego, że łatwiej jest nie wpuścić migrantów do kraju, niż potem, gdy już do niego wjechali, próbować się ich pozbyć, czy to brutalną siłą czy płacąc im za wyjazd. To musiało być także jasne dla pani kanclerz, gdy zdecydowała się na wpuszczenie do kraju fali migrantów na przełomie lat 2015/16, a następnie zadeklarowała: „Damy radę!” (Wir schaffen Das).
Warto przy tej okazji przytoczyć słowa Angeli Merkel z 2016 r: „Musimy tym ludziom powiedzieć, że to jest tymczasowy pobyt, że oczekujemy, iż gdy pokój wróci do Syrii a ISIS w Iraku zostanie pokonany, oni wrócą do siebie, wraz z wiedzą i umiejętnościami, które u nas zdobyli”. Takie były założenia, a jak wyszło w praktyce każdy widzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/483117-migranci-opuszczaja-niemcy-a-nastepnie-wracaja-jak-bumerang?wersja=mobilna