Wbrew obiegowemu przekonaniu, większość pieniędzy w Unii płynie ze Wschodu na Zachód, a nie odwrotnie – podkreśla w tekście dla „Politico” zasiadająca w komitecie budżetowym Parlamentu Europejskiego eurodeputowana z Rumunii, liberałka Clotilde Armand.
Rumuńska deputowaną z ramienia liberalnej grupy Odnówmy Europę zwraca uwagę, że kilka najbogatszych państw unijnych, których wpłaty do kasy w Brukseli faktycznie finansują programy pomocowe, nie chce zwiększać swoich obciążeń w nowym wieloletnim budżecie.
Historyjka, którą bogate kraje zachodnioeuropejskie opowiadają same sobie, brzmi ładnie: To oni są szczodrymi wujkami, którzy pomagają biedniejszym wschodnim krewniakom, ci zaś z kolei wiszą na unijnych dotacjach i dobrej woli tak zwanych unijnych „płatników netto”. Lubią też przedstawiać te kraje jako zachłannych niewdzięczników, wskazując na eurosceptyczną retorykę takich przywódców jak węgierski premier, Viktor Orbán czy Jarosław Kaczyński. Jednak szerszy, makroekonomiczny obraz pokazuje całkowicie inną rzeczywistość, bo wbrew obiegowemu przekonaniu, większość pieniędzy w Europie płynie ze Wschodu na Zachód, a nie odwrotnie
— czytamy.
Jak dodała, gdy kraje Europy Wschodniej weszły do UE, zawarto układ. Ich rządy zgodziły się znieść bariery handlowe, tak by zachodnie firmy zyskały dostęp do ogromnych rzesz konsumentów, w zamian zachodnie rządy obiecały transferować unijne pieniądze na wschód, by wesprzeć pilną budowę infrastruktury w posowieckim bloku.
Inwestycje popłynęły na Wschód. Byłe państwowe monopole były wykupywane za grosze, a zachodnie firmy na dobre rozgościły się w każdym sektorze wschodniej gospodarki
— opowiedziała Clotilde Armand.
Odtrąbiono sukces. Unijna „polityka spójności” miała działać jak magiczna różdżka: Wschód zaczął nadrabiać dystans dzielący go od reszty wspólnoty. Jednak największymi „wygranymi” takiego obrotu sprawy okazały się kraje zachodnioeuropejskie, które teraz chcą przykręcić kurek twierdząc, że nie mogą dłużej „wpłacać do kasy UE znacząco więcej niż otrzymują”. W rzeczywistości pieniądze, które kraje zachodnie przekazały Europie Wschodniej za pośrednictwem unijnego budżetu bledną przy zyskach, jakie zachodnim korporacjom przyniosły inwestycje na wschodzie
— podkreśliła, dodając jednocześnie, iż odpływ środków ze Wschodu na Zachód widać również po drenażu mózgów.
Pomysł, że w unijnej grze budżetowej są „przegrani” i „zwycięzcy” jest ekonomicznie błędny – wszyscy jesteśmy beneficjentami netto unijnego wspólnego rynku. (…) Unijna polityka spójności to nie organizacja charytatywna. Najwyższy czas, by zachodni politycy powiedzieli swoim wyborcom, jak bardzo ich kraje skorzystały na rozszerzeniu bloku na Wschód
— spuentowała rumuńska eurodeputowana.
kpc/onet.pl/POLITICO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/476687-rumunska-europoselpieniadze-w-ue-plyna-ze-wschodu-na-zachod