Historia lubi się powtarzać. Gdy bez mała trzy dekady temu, po napaści Iraku na Kuwejt, Stany Zjednoczone zwróciły się do Niemiec (co należy podkreślić, w oparciu o rezolucję ONZ), o pomoc w interwencji wojskowej, Helmut Kohl odpowiedział: „nein”.
Przez Bonn, ówczesną siedzibę rządu federalnego, przetoczyła się gigantyczna manifestacja: w antyamerykańskiej histerii pod hasłami „żadnej krwi za ropę” i „Amis go home!” wyległo na ulice ćwierć miliona demonstrantów. Kanclerz nie omieszkał natomiast po raz pierwszy, otwarcie, zażądać włączenia zjednoczonych Niemiec do grona stałych członków Rady Bezpieczeństwa, co notabene pozostało priorytetowym celem kolejnych rządów w RFN, z gabinetem Angeli Merkel włącznie. W odpowiedzi wywiad USA ujawnił wtedy niemiecki „eksport śmierci” - listę kilkudziesięciu fabryk zarabiających na zbrojeniu państw objętych międzynarodowym embargiem. Kohl ratował reputację kraju wielomilionowym czekiem na potrzeby Amerykanów w wojnie w Zatoce Perskiej. Dziś nawet czeku nie będzie, w reakcji na prośbę zza oceanu o wsparcie w zabezpieczeniu przed irańskimi atakami toru wodnego w Cieśninie Ormuz jest jedynie „nein”.
Sprawa poważna, bowiem konflikt zbrojny w Zatoce Perskiej wisi dziś na włosku; napięcia między Teheranem a Waszyngtonem, zaostrzenie amerykańskich sankcji, uwięzienie przez irańską Gwardię Rewolucyjną brytyjskiego tankowca „Stena Impero”… - konflikt zatacza coraz szersze kręgi. W rozmowie telefonicznej z prezydentem Hasanem Rowhani’m prezydent Francji Emmanuel Macron zaapelował o powściągnięcie emocji i powrót do negocjacji. Według „Washington Post”, amerykańska administracja rozważa także nałożenie sankcji na firmy z Rosji, Chin i Europy, robiące nadal interesy z Iranem. U podstaw tego starego/nowego zatargu leżą irańskie dążenia do zdobycia broni atomowej, a konkretniej złamanie porozumienia nuklearnego z 2015r. (Joint Comprehensive Action Plan), i wznowienie wzbogacania uranu ponad wyznaczoną skalę. Dla prezydenta Donalda Trumpa ma to jednoznaczny wydźwięk, jak ostrzegł: „Iran nigdy nie będzie posiadać broni jądrowej”.
Na Francję i Niemcy, które sprzeciwiają się ostrym retorsjom USA i wykluczają pomoc wojskową tymczasem nie ma co liczyć. W koalicyjnym rządzie federalnym kanclerz Merkel dominuje pogląd, że zaangażowanie się w tym rejonie powinno mieć „europejską twarz”:
Nie jesteśmy częścią żadnej amerykańskiej strategii maksymalnej presji wobec Iranu
— podkreślił rzecznik niemieckiego MSZ. Minister spraw zagranicznych, socjaldemokrata Heiko Maas (SPD) wyklucza wsparcie Amerykanów, podobnie jak pierwszą, złożoną de facto przez Wielką Brytanię propozycję osłaniania tankowców przez „europejską misję”. W efekcie Amerykanie i Brytyjczycy starają się sami sobie zapewnić bezpieczeństwo w tym regionie.
Przy tej okazji warto przypomnieć rozdźwięk między USA i Wielką Brytania z jednej strony, a Niemcami, Francją i Moskwą z drugiej, na tle interwencji zbrojnej przeciw Saddamowi Husajnowi w Iraku (słynne słowa sekretarza obrony Donalda Rumsfelda, bliskiego współpracownika prezydenta George’a W. Busha), o „starej” i „nowej” Europie, czyli Niemiec i Francji oraz nowych członków NATO z Europy środkowo-wschodniej. Padło wtedy także pamiętne, aroganckie zdanie prezydenta Jacques’a Chiraca, że lojalna wobec USA Polska „straciła okazję, by siedzieć cicho”, co stanowiło niemalże odmowę do prowadzenia przez Warszawę własnej polityki zagranicznej i obronnej.
Ówczesny szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer (Zieloni) przyznał później, że postawa kanclerza Gerharda Schrödera (SPD) wobec USA i hasło jego partii o podjęciu w polityce międzynarodowej „niemieckiej drogi” przywołały w wielu krajach w pamięci najczarniejszy rozdział z niemieckiej historii, zaś w samych Niemczech wzbudziły wielką falę antyamerykanizmu. Dla przypomnienia, w jej szczytowym momencie, prezydenta USA w Berlinie przywitały manifestacje pod hasłami „Strefa wolna od Busha”, „Bush go home!”, „Fuck U$A”, „USA - międzynarodowa centrala ludobójstwa!”…
Kanclerz Merkel po przejęciu rządowego steru ociepliła relacje z USA. Prezydent Bush był „herzlich willkommen”, był wspólny grill, dziczyzna, i beczka śledzi w prezencie. Ale to już ponad dziesięć lat temu, dokładnie w 2006r. Potem było raz lepiej raz gorzej, a po prawdzie bardziej gorzej, niż lepiej. Dość wspomnieć płonące barykady podczas wizyty prezydenta Trumpa na szczycie G-20 w Hamburgu, jego ignorowane przez Niemcy upomnienia dotyczące zaniedbanych powinności wobec NATO w kwestii wydatków na uzbrojenie. Czy odmowa udzielenia pomocy dla USA w eskortowaniu tankowców przez okręty niemieckiej marynarki wojennej zapoczątkuje nowy konflikt na linii Berlin-Waszyngton? A przede wszystkim, na ile „europejska twarz” ma w gruncie rzeczy oznaczać twarz niemiecką…? O tym przekonamy się już wkrótce. Tymczasem Niemcy po raz kolejny utwierdzają nie tylko Biały Dom, że są sojusznikiem z o.o…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/457299-sojusznik-z-oo-usa-prosza-niemiecka-marynarke-o-pomoc