Dni pędzą, data opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię coraz bliższa. Jakieś zmiany w dotychczasowej propozycji porozumienia mogłyby finał z pożytkiem dla obu stron urealnić, ale zarówno Juncker, jak Tusk i inne tęgie głowy, które raczej w ciągu swych karier nie dały żadnych powodów do wiary w ich jakiekolwiek moce, tkwią w obawie przed utratą – proszę wziąć głębszy oddech - autorytetu. Tak, tak owi dzisiejsi koryfeusze po ideologicznych manowcach, ale przede wszystkim karierowicze, porzucający każdą okazję do zmierzenia się z prawdziwymi problemami Europy, ubzdurali sobie, że autorytet Unii Europejskiej, czytaj ich autorytet, popadnie w depresję, gdy o dokumentach Brexitu zaczną rozmawiać raz jeszcze.
Wszak to jawna kpina z powinności, jakie na Junckerach, Tuskach i ich kolesi równie rozmiłowanych we własnych wizerunkach, rozpasanych gabinetach, finansowych przywilejach na miarę afrykańskich kacyków, naprawdę ciążą. A odpowiedzialności za grosz! Raz po raz padają słowa o autorytecie i prestiżu Brukseli, który miałby natychmiast upaść, gdyby tylko pojawiła się u kogoś chęć zajęcia raz jeszcze miejsca przy stole wraz z brytyjską premier. Nikt z tych mistrzów demagogii, politycznej hucpy, a nawet europejskiej zdrady nie dopuszcza do siebie myśli, że wyjście Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty, to głównie ich dzieło. Ośmielam się twierdzić, że dzieło ich życia. Nigdy wcześniej Brytyjczykom nie przychodziło do głowy wyjście z Unii. To impertynenci obecnej kadencji Brukseli doprowadzili do brytyjskiego referendum. Teraz, przy pomocy antyeuropejskiego sojuszu z Rosją w sprawie bałtyckich rurociągów, prą do dalszego rozbijania Unii. Jeśli to nie zdrada Europy, to co? I ci goście śmią marzyć o jakimś autorytecie? Szmal i zdrada im nie wystarczy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/432682-medrcy-z-unii-nie-beda-juz-rozmawiac-o-brexicie