Niektóre z polskich mediów zwróciły uwagę na kolejne spotkanie międzynarodowego Klubu Wałdajskiego, które zakończyło się 18 października w Soczi. Zjechało się na nie ponad 60 wpływowych gości z całego świata, a także wysocy rangą urzędnicy rosyjskiej administracji i dyplomacji. Obecny był również sam prezydent Putin, który wygłosił końcowe przemówienie.
Uwadze polskich mediów umknęło jednak inne ważne – a może nawet ważniejsze – wydarzenie, do którego doszło w tym samym czasie w Jerozolimie. Odbyło się tam międzynarodowe forum z udziałem 180 dziennikarzy chrześcijańskich z 35 krajów świata oraz władz Izraela na czele z premierem Beniaminem Netanjahu. Ten ostatni oświadczył zebranym, że nie ma dziś lepszego obrońcy chrześcijan na Bliskim Wschodzie niż właśnie państwo Izrael. Powiedział jednak także coś więcej:
Nie mamy lepszych przyjaciół niż nasi chrześcijańscy przyjaciele i chciałbym wykorzystać tę możliwość, by podziękować wam za wasze niezmienne wsparcie. Popieracie Izrael, popieracie prawdę i my popieramy was.
Wystąpienie premiera spotkało się z owacyjnym przyjęciem. Większość uczestników spotkania stanowili amerykańscy protestanci, a zwłaszcza ewangelikałowie reprezentujący tzw. syjonizm chrześcijański i będący zapleczem Partii Republikańskiej. Nikt w Stanach Zjednoczonych nie popiera dziś tak mocno polityki Izraela jak właśnie oni. Są w tym skuteczniejsi nawet od lobbystów żydowskich. Ich zaangażowanie wynika z pobudek historio-zbawczych, a konkretnie z charakterystycznego dla nich sposobu odczytywania Pisma Świętego. Uważają oni, że popieranie Izraela jest więc częścią misji wyznawców Chrystusa. Odsetek zwolenników tego rodzaju poglądów ocenia się na 1/3 amerykańskiego społeczeństwa. Są oni najlepszym przykładem, jak w świecie zachodnim siła religijna może się dziś przerodzić w polityczną.
Początki tego ruchu sięgają roku 1948, gdy powstało państwo Izrael. Ówczesny prezydent USA Harry Truman, uznając żydowską państwowość, oświadczył, że jest „drugim Cyrusem” – w odróżnieniu od perskiego króla wyzwolił jednak naród wybrany ze znacznie dłuższej niewoli.
Przełomowym momentem okazała się wojna siedmiodniowa i zdobycie przez wojska żydowskie Wschodniej Jerozolimy w 1967 roku. Wielu amerykańskich protestantów odebrało to jako wypełnienie biblijnych proroctw. To wówczas rozmachu nabrała idea dyspencjonalizmu, której najpopularniejszym wyrazicielem okazał się pisarz Hal Lindsey, autor jednego największych bestsellerów XX-wiecznej Ameryki – książki „The Late Great Planet Earth”, w której przedstawił eschatologię chrześcijańskiego syjonizmu.
Tak naprawdę ruch nabrał jednak charakteru masowego w latach osiemdziesiątych XX wieku za sprawą charyzmatycznych pastorów i kaznodziejów: baptysty Jerry’ego Fallwella oraz ewangelikała Pata Robertsona, a także stojącej za nimi tzw. Moralnej Większości. Poparcie dla państwa Izrael stało się dla nich wręcz jednym z elementów wyznawanej wiary.
Jak mówił w 1981 roku Fallwell:
Występować przeciwko Izraelowi oznacza występować przeciwko Bogu. Wierzymy, a pokazuje nam to historia i Pismo, że Bóg mierzy narody miarą ich stosunku do Izraela.
Syjoniści chrześcijańscy, wyjaśniając swe stanowisko, często cytują słowa, jakie w Księdze Liczb skierował Baalam do Izraela:
Błogosławieni niech będą, którzy błogosławią ciebie, a przeklęci, którzy ciebie przeklinają (Lb 24, 9).
W tym kontekście nie dziwią słowa Pata Robertsona, który swego czasu powiedział, że gdyby wybuchła wojna między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem, to stanąłby po stronie Żydów, gdyż w ten sposób wypełniłby wolę Boga.
Zapewne wielu z tych, którzy zebrali się niedawno w Jerozolimie, mogłoby się podpisać pod tymi słowami. Jak donoszą izraelskie media, na sali panował nastrój triumfalizmu. Powodem do dumy dla obecnych tam Amerykanów była decyzja Donalda Trumpa o przeniesieniu ambasady Stanów Zjednoczonych z Tel-Awiwu do Jerozolimy. W kuluarach podkreślali oni wielki wpływ na przeprowadzenie tej operacji wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a – zdeklarowanego ewangelikała.
Syjonizm chrześcijański zaczyna rozwijać się także w innych krajach poza Stanami Zjednoczonymi. Najlepszy przykład to Korea Południowa. Organizatorem forum w Jerozolimie była bowiem Międzynarodowa Sieć Chrześcijańska założona w 2004 roku przez południowokoreańską wspólnotę protestancką Manmin Central Church.
W porównaniu z towarzystwem, które pojawiło się w Jerozolimie, Klub Wałdajski wydaje się gronem o wiele mniej wpływowym. Warto więc wydarzeniom w Izraelu poświęcić nieco więcej uwagi – tym bardziej, że w stosunkach amerykańsko-żydowskich również Polska odgrywa pewną rolę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/417518-syjonizm-chrzescijanski-czyli-najlepsi-przyjaciele-izraela?wersja=mobilna