Dla polskich władz to świetna wiadomość: - Służba Bezpieczeństwa Ukrainy prowadzi śledztwo przeciwko szefowej Fundacji Otwarty Dialog Ludmile Kozłowskiej, posiadającej obywatelstwo Ukrainy. Jak podaje ukraińska organizacja Stop Korupcji, śledztwo prowadzone jest z przepisów kodeksu karnego, mówiących m.in. o działaniach w celu obalenia władz i naruszenia ładu konstytucyjnego, zmianie granic Ukrainy i publicznym nawoływaniu do podjęcia takich działań. Kozłowska może być też podejrzewana o zdradę stanu i oszustwo na dużą skalę.
To na razie zbyt ogólnikowe informacje, aby budować na nich rzetelną wiedzę o prawdziwych kłopotach Kozłowskiej z prawem na Ukrainie. Jednak to ni mniej ni więcej znaczy, że nasza Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie miała na punkcie Kozłowskiej jakiejś urojonej fobii, kierując wniosek o wykluczenia jej ze strefy państw należących do grupy Schengen. Że były podstawy, aby uznać jej działalność za niebezpieczną lub co najmniej szkodliwą dla naszego porządku demokratycznego. Inaczej mówiąc, istnieją poważne podejrzenia, albo delikatniej rzecz ujmując, wystarczające przesłanki, aby uznać, że działania Fundacji nie są zgodne z deklaracjami zawartymi w jej statucie. Wykraczają poza ten statut, w interesie nieznanych środowisk i ludzi, którzy prawdopodobnie wspierają fundację finansowo. Właśnie niejasne źródła finansowania były kamieniem węgielnym, na którym zbudowany został wniosek o zakaz przebywania Kozłowskiej w Polsce i innych krajach europejskich. Nad tym elemencie wyrastała działalność, która pod pretekstem walki o wolność, demokrację i obronę praw człowieka, dążyła do wywołania napięć i rozruchów społecznych. Wręcz nawoływała do awantur ulicznych, których ubocznym skutkiem miało być obalenie obecnej władzy w Polsce.
Tak naprawdę Fundacja Kozłowskiej nie miała praktycznie żadnego przełożenia społecznego. Nie była w stanie zmobilizować ludzi, którzy mieliby wprowadzić w czyn jej plan stworzenia polskiego Majdanu. Fundacja stała się znana, dzięki mediom, które, mając krytyczne nastawienie, w szczegółach prezentowały bulwersujące zamierzenia jej liderów – małżeństwa Ludmiły Kozłowskiej i Bartosza Kramka.
Kiedy media wraz z rosnącym rozgłosem zaczęły bliżej interesować się Fundacją, w jej bezpośrednim zapleczu, w Radzie Fundacji odkryto ludzi bardzo ściśle ideowo i politycznie związanymi z czasami PRL, włącznie do kolaboracji w charakterze tajnego współpracownika ze Służbą Bezpieczeństwa.
Polskie władze były zdumione, kiedy kilkanaście dni po wydaleniu Kozłowskiej z Polski do Kijowa (jak obywatelka Ukrainy), Niemieccy politycy Bundestagu zaprosili Kozłowską do Berlina, doskonale wiedząc, że będzie szkalowała nasz kraj. Wkrótce okazało się, że zapraszającym Kozłowską był niemal fanatyczny poplecznik Putina i jego imperialnej Rosji. Kilka tygodni później była goszczona w Brukseli przez wysokiej rangi polityka unijnego Guya Verhofstada. Odtwarza ciąle tę samą rolę, bojowniczki o demokrację, która o Polsce rozpowszechnia opinie, jako o kraju, w którym wkrótce zapanuje terror państwa, zniewoleni do ślepego posłuszeństwa obywatele będą masowo wtrącani do więzień za najdrobniejszą niesubordynację wobec władzy.
W ten sposób Kozłowska realizuje strategię narzuconą przez totalną opozycję: - Ulica i zagranica. Ponieważ na „ulicy” Fundacja, poza jej dwójką liderów była niewidoczna, a teraz w wyniku zakazu, po prostu w kraju jej nie ma, Kozłowska wprowadza w czyn drugą część strategii „zagranicę”. Nie robi przecież tego w imieniu naszej opozycji. W czyim więc? Swoim własnym. Jako Ukrainka tak pokochała Polskę?
Może organom ścigania Ukrainy uda się ustalić, jakie motywy pchają Kozłowską do takiej superaktywności politycznej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/416188-kozlowska-wsparciem-dla-opozycji-totalnej?wersja=mobilna