To często spotykany scenariusz w polityce: to co długo się kumuluje, wyładowuje się nagle. Minister spraw wewnętrznych Niemiec i były premier Bawarii Horst Seehofer postanowił rzucić wyzwanie swojej szefowej, czyli kanclerz Niemiec.
Chodzi oczywiście o politykę imigracyjną, a raczej politykę „otwartych drzwi” Merkel, której obecnie już nikt za Odrą nie popiera, z wyjątkiem może części SPD i Zielonych oraz niej samej. Seehofer był przeciwny pozostawieniu granic otwartych na jesieni 2015 roku, ale się podporządkował. Można rzec: „tak jak zwykle”, bowiem przez trzy ostatnie kadencje Merkel sprzeciw CSU wyrażał się w sposób zrytualizowany: Seehofer zapraszał szefową niemieckiego rządu na zjazdy swojej partii, gdzie ją publicznie beształ. A ona to znosiła pokornie, stojąc na scenie ze spuszczoną głową. W praktyce jednak CSU nie robiła nic co mogłoby Merkel zagrozić. Nie kontestowała jej przywództwa.
To się zmieniło. Po pierwsze Merkel jest politycznie wyraźnie osłabiona, spora część jej własnej partii ma dosyć „Willkommenskultur” i azylowego chaosu. Po drugie: czasy sprzyjają wrogom masowej imigracji. We Włoszech właśnie doszły do władzy siły otwarcie euroscpetyczne i antyimigranckie. Po trzecie: na jesieni w Bawarii odbędą się wybory, które CSU chce wygrać. W tym celu partia musi odzyskać wyborców (ponad milion), którzy odpłynęli do Alternatywy dla Niemiec (AfD). Inaczej CSU będzie musiała znaleźć sobie koalicjantów, a żadna z partii startujących w bawarskich wyborach nie nadaje się do takiej roli. Po czwarte: polityczna kariera Seehofera i jego wpływy w CSU są zagrożone. „Młode wilki” w bawarskiej chadecji chętnie by się go pozbyły. Dla nich były premier Bawarii dawno stracił wiarygodność. No bo ile można się stawiać, by następnie się ugiąć?
Były premier Bawarii znalazł się więc w potrzasku: albo będzie naciskał na radykalną zmianę polityki azylowej rządu, wbrew Merkel, i odniesie zwycięstwo, albo CSU będzie musiała opuścić koalicję z siostrzaną CDU. W obu przypadkach zwiększy to szanse CSU na zwycięstwo w wyborach do landtagu Bawarii na jesieni. Jeśli Seehofer się bowiem podporządkuje będzie mógł się pożegnać z polityką.Wyciągnął więc pełen arsenał: groźby, ultimata, a nawet zagranicznych sojuszników. Najpierw, w marcu b.r., orzekł, że wbrew temu, co twierdzi pani kanclerz „islam nie należy do Niemiec”, następnie storpedował szczyt integracyjny Merkel i ogłosił, że spotka się z kanclerzem Austrii Sebastianem Kurzem, który jest dla niego „kanclerzem serc”. Ponadto zadeklarował, że „z nowym włoskim rządem wiele go łączy, a w szczególności krytyczny stosunek do masowej imigracji”.
To samo w sobie było już otwartym afrontem wobec Merkel. To kanclerz posiada kompetencje ustalania ogólnych założeń polityki. Ale na tym nie koniec. Seehofer wyciągnął kolejnego asa z rękawa: plan migracyjny, który przewiduje zamknięcie niemieckich granic dla osób ubiegających się o azyl. CSU nie chce wpuszczać do kraju tych, którzy w innym państwie UE postawili już nogę na europejskiej ziemi, co dotyczy mniej więcej wszystkich imigrantów. Ani tych, których podanie o azyl już raz zostało w Niemczech odrzucone, a według oficjalnych danych niemieckiego MSW ok. 100 deportowanych imigrantów miesięcznie wraca do Niemiec i ponownie ubiega się o azyl. Wracają także ci, którzy mają zakaz wjazdu i nikt ich nie powstrzymuje.
Merkel nie chce jednak samodzielnego niemieckiego działania w kryzysie imigracyjnym, i cały czas opowiada się za wspólnym rozwiązaniem z wszystkimi europejskimi partnerami, czyli reformą systemu Dublin III, by „granice wewnętrzne UE pozostawały otwarte – tak jak obecnie”. Zamknięcie granic oznaczałoby ponadto koniec polityki, którą Merkel firmuje od 2015 roku i byłoby równoznaczne z przyznaniem się przez nią do błędu. A żaden polityk nie chce przejść w taki sposób do historii. Tyle, że porozumienia na poziomie europejskim nie widać, mimo ponad dwóch lat negocjacji. Według Seehofera znalezienie takiego rozwiązania „zajęłoby jeszcze wiele lat”, a on dał Merkel zaledwie…dwa tygodnie czasu. Merkel to ultimatum zresztą zaakceptowała. Jeśli go nie dotrzyma, Seehofer – jak twierdzi - zamknie na początku lipca granice. Trudno sobie jednak wyobrazić, by Merkel dała się tak łatwo zaszantażować. Jak zaznaczyła ultimatum traktuje bardziej jako figurę retoryczną.
Ostatecznie może zdymisjonować Seehofera, który nie zgadza się z nią w jednej z centralnych kwestii. To byłoby jednak równoznaczne z zerwaniem koalicji i oznaczałoby koniec tego rządu. Merkel może też postawić w Bundestagu wniosek o wotum zaufania, ale efekt byłby podobny. Na dodatek o kompromis będzie trudno, no bo na czym mógłby on polegać? Na niewpuszczeniu do Niemiec co drugiego, trzeciego czy czwartego imigranta, a jeśli tak, to według jakich kryteriów? Gra w którą grają szef MSW i pani kanclerz wydaje się więc być grą o sumie zerowej, o wszystko albo nic. Albo Seehofer wygra, albo Merkel. A żadne z nich nie może sobie pozwolić na porażkę. To oznacza, że dalsze trwanie rządu w obecnym kształcie jest mniej niż pewne. Niemiecka prasa już pisze o „powolnym końcu Angeli M”, a Zieloni zaproponowali, że mogą zastąpić CSU w rządzącej koalicji. Zerwanie umowy koalicyjnej z CDU oznaczałoby dla CSU istną rewolucję, czyli przekształcenie się z regionalnej partii w partię ogólnokrajową. Niektórzy analitycy - jak Tomas Spahn - uważają wręcz, że jeszcze tego lata Angela Merkel przestanie być kanclerzem Niemiec, bowiem „duża część CDU chce się jej pozbyć”. Tylko jak dotąd brakowało jej odpowiedniego pretekstu.
Co ciekawe, zwykli Niemcy zareagowali na spór Merkel-Seehofer nad wyraz spokojnie. Większość bowiem nie wierzy ani w szczerość intencji szefa MSW ani determinację Merkel. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez instytut „Forsa” na zlecenie telewizji RTL 68 proc. ankietowanych uważa, że w całym sporze nie chodzi o kwestie zasadnicze, tylko jest to „przedwyborczy teatrzyk”. Gra w dobrego i złego policjanta. A ciemny lud tego właśnie….„nie” kupi. Bądź jak bądź, jedno jest pewne: niemiecka polityka staje się coraz bardziej niestabilna, a zaufanie do tradycyjnych partii stale maleje. CDU/CSU spadły w przeciągu ostatniego tygodnia do poziomu 30 proc – to najgorszy wynik od września 2017 roku. Ponieważ SPD także traci – ma obecnie 16 proc. poparcia – koalicję z CDU/CSU i SPD popiera obecnie mniej niż połowa obywateli.
Podsumowując: władza Merkel się kurczy i niezależnie od wyniku konfliktu z Seehoferem kanclerz wyjdzie z niego poważnie osłabiona.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/400101-ostatnie-dni-merkel-cena-za-polityke-imigracyjna-kanclerz-niemiec-moze-byc-rozpad-koalicji-z-cdu-i-csu?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+wPolitycepl+%28wPolityce.pl+-+Najnowsze%29