Od 14 maja w kolonii karnej na Syberii ukraiński reżyser Ołeh Sencow prowadzi protest głodowy, domagając się uwolnienia 65 swoich rodaków więzionych z powodów politycznych na terenie Rosji. W sierpniu 2015 roku filmowiec został skazany w sfingowanym procesie pokazowym (jako rzekomy szef grupy dywersyjno-terrorystycznej) na 20 lat łagru o zaostrzonym reżimie.
Władze w Kijowie proponowały Moskwie wymianę więźniów, podobnie jak było np. w maju 2016 roku w przypadku Nadii Sawczenko uwolnionej w zamian za dwóch żołnierzy rosyjskiego GRU skazanych na Ukrainie. Kreml zdecydowanie jednak odmówił, twierdząc, że Sencow (w odróżnieniu od Sawczenko) jest obywatelem Rosji a nie Ukrainy.
Problem polega na tym, że sam reżyser nigdy się ukraińskiego obywatelstwa nie zrzekał ani nie starał o rosyjskie. Urodził się i mieszkał w Symferopolu, ale po aneksji Krymu przez Moskwę okazało się, że – podobnie jak wszyscy mieszkańcy półwyspu – został (wbrew swej woli) obywatelem Rosji.
Nie przepadam za porównywaniem dzisiejszej Rosji do Związku Sowieckiego z czasów stalinowskich. Owszem, państwo rządzone przez Putina jest dyktaturą, ale daleko jej jeszcze do satrapii Stalina. Tym niemniej przy okazji sprawy Sencowa warto zauważyć dwa elementy, które upodobniają dzisiejszy reżim Władimira Władimirowicza do despotii Józefa Dżugaszwilego.
Po pierwsze: wysokość orzeczonej kary. Na dwadzieścia lat łagru niewinne osoby skazywano za rządów Stalina. Później, za czasów Chruszczowa czy Breżniewa, też więziono w obozach ludzi, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa, ale nie były to już tak długoletnie wyroki.
Po drugie: kwestia obywatelstwa. Mieszkańcy Krymu po tzw. referendum zjednoczeniowym 16 marca 2014 roku znaleźli się w podobnej sytuacji, jak mieszkańcy wschodnich województw II Rzeczypospolitej po tzw. wyborach do Zgromadzeń Ludowych Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi 22 października 1939 roku. I jedni, i drudzy zostali „obdarowani” nowym obywatelstwem. To właśnie na tej podstawie Polaków na Kresach skazywano na więzienie, łagry lub śmierć za „zdradę ojczyzny”. Tą „ojczyzną”, z którą mieli się utożsamiać, okazywać jej wierność i bronić, był oczywiście Związek Sowiecki.
Podobna sytuacja panuje dziś na anektowanym półwyspie. Tamtejsi Ukraińcy czy Tatarzy Krymscy nagle okazali się obywatelami Rosji, choć – analogicznie jak niegdyś Polacy na Kresach – nigdy nie zrzekli się swego obywatelstwa. Nowa „ojczyzna” żąda od nich bezwzględnej lojalności i posłuszeństwa, a jeśli się z nią nie identyfikują i demonstrują to publicznie, są surowo karani: bywają pobici przez „nieznanych sprawców”, znikają bez śladu, trafiają do więzień, są skazywani na długoletnie więzienie.
Sam Sencow nie uznaje się za obywatela Rosji. Mówi:
Nie jestem chłopem pańszczyźnianym, którego można sprzedawać razem z ziemią.
Takich osób jak on jest więcej. O niego upomina się świat, ponieważ jest znanym reżyserem. W obronie innych, szerzej nieznanych, nie słychać ani słowa. Dlatego zdecydował się głodować, żądając uwolnienia swych rodaków.
14 maja – w dniu, w którym Ołeh Sencow w kolonii karnej nr 8 w Łabytnangi rozpoczął swój protest – przypadła dokładnie 25. rocznica ukazania się drukiem dzieł zebranych Anatolija Marczenki. Przypomnijmy: był to rosyjski pisarz i antykomunistyczny dysydent, który w 1986 roku rozpoczął w łagrze strajk głodowy, domagając się wypuszczenia na wolność wszystkich więźniów politycznych w Związku Sowieckim. Wkrótce po zakończeniu 117-dniowej głodówki Marczenko zmarł z powodu wycieńczenia organizmu.
Jak zakończy się protest Sencowa?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/397068-od-stalina-do-putina-czyli-obdarowywanie-sasiadow-nowa-ojczyzna