Sąd unieważnił wybory w Austrii. A co zrobił nasz TK po równie dziwnych wynikach wyborów samorządowych w 2014 r.? Nic

fot. Youtube
fot. Youtube

W wiedeńskim drugim bezirku (drugiej dzielnicy) Wien-Leopoldstadt doszło do rażących nieprawidłowości podczas wyborów na przedstawicieli dzielnicy. Podobnie jak w przypadku wyborów prezydenckich poszkodowany był kandydat prawicowej partii wolnościowej FPÖ (Freiheitliche Partei Österreichs), zaś zyskał kandydat skrajnie lewicowych Zielonych. FPÖ podała sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, a ten uznał skargę za zasadną i nakazał powtórkę wyborów.

Problemem były – tak samo jak w przypadku wyborów prezydenckich – karty wyborcze. Podczas pierwszego ich liczenia tuż po wyborach w październiku zeszłego roku okazało się, że głosów jest o 82 mniej, niż oddanych kart wyborczych. Tydzień później policzono je jeszcze raz – a wtedy nagle okazało się, że jest o 23 głosów więcej, niż oddanych kart wyborczych! Ten właśnie wynik potwierdziła kontrola wiedeńskiego Trybunału Konstytucyjnego.

„Nie ma żadnych wątpliwości, że stwierdzone nieprawidłowości złamały wiedeńską ordynację wyborczą, a tym samym złamały też prawo”, oświadczył austriacki TK w specjalnie wydanym komunikacie. Orzekł dalej, że podważenie wyborów tylko wtedy może zostać potwierdzone przez sąd, jeżeli wykryte „nieprawidłowości mogły mieć wpływ na wynik wyborów”.

W tym przypadku dokładnie tak się stało – Zieloni otrzymali 10 031 głosów, zaś FPÖ dostała ich 10 010. Obie partie dzieliło zatem jedynie 21 głosów. Przy tak małej różnicy i biorąc pod uwagę fakt, że oddano 23 głosów więcej, niż było kart wyborczych, właśnie to mogło mieć decydujący wpływ na wynik.

Tak argumentuje sąd, zaś zdrowy rozsądek każe nabrać podejrzeń i zadać pytanie: kiedy i w jaki sposób nagle „pojawiło się” akurat o tyle więcej głosów, by móc przepchnąć partię Zielonych nad prawicowych wolnościowców? Październikowe wybory do dzielnicy Wien-Leopoldstadt wygrała co prawda SPÖ (socjaldemokracja) otrzymując 17 499 głosów, ale o drugie miejsce bili się Zieloni z FPÖ. Drugie miejsce pozwala na nominację zastępcy przewodniczącego bezirku, daje zatem realną władzę; jest o co walczyć.

Do manipulacji – czy jak to ostrożnie formułuje TK – „nieprawidłowości” doszło, jak się okazuje, znowu w przypadku głosowania korespondencyjnego. W Austrii bowiem można przed wyborami zażądać dostarczenia karty wyborczej do domu, z czym nie wiąże się obowiązek skorzystania z niej, czyli w ogóle pójścia do głosowania. Obywatel może zmienić zdanie i zamiast wysłać kartę listownie może równie dobrze udać się osobiście do lokalu wyborczego i tam oddać swój głos. Wówczas jednak pozostanie pusta, niewykorzystana karta do głosowania u kogoś w domu. Skoro zatem w przypadku wyborów w dzielnicy Wien-Leopoldstadt było 23 więcej głosów niż oddanych kart wyborczych (a przecież – co logiczne – powinno być ich maksymalnie tyle samo), można przypuszczać, że manipulacja miała związek właśnie z tym procederem. Tym bardziej, że nie ma zgodności między listą osób, które zgłosiły chęć oddania głosu listownie, a ilością osób, które faktycznie w ten sposób zagłosowały, co również podał austriacki Trybunał Konstytucyjny.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.