Ostatni mecz Bayernu Monachium uświadomił dobitnie, że Robert Lewandowski…. powinien zmienić klub. Ta teza na pozór jest obrazoburcza, bo przecież w Monachium seryjnie zdobywa mistrzowskie tytuły w Niemczech, a po dwóch półfinałach Ligi Mistrzów teraz zatrzymał się na ćwierćfinale elitarnych rozgrywek i to także dlatego, że sędziowie mocno pomogli Realowi Madryt. Dla większości naszych najlepszych piłkarzy to są zawodowe Himalaje i trudno szukać dziury w całym.
Tyle, że Lewandowski sam poprzeczkę zawiesił sobie najwyżej jak się da. Mówił otwarcie, że marzy o Złotej Piłce czy innym indywidualnym wyróżnieniu, a złośliwy komentarz w mediach społecznościowych, kiedy w ubiegłym roku w plebiscycie „France Football” zajął 16 miejsce („Le cabert”), świadczy o jego pozytywnej pazerności na indywidualne trofea. I przede wszystkim świadomości, że będąc w odpowiedniej konfiguracji, stać go na to.
Co musiałoby się wydarzyć, aby chłopak z Warszawy wzniósł kiedyś to trofeum? Oczywiście medal z reprezentacją na dużej imprezie z tytułem króla strzelców znacznie by go do tego przybliżył. Bardziej realna i krótsza droga prowadzi jednak przez Ligę Mistrzów. Musiałby ją wygrać, będąc liderem zwycięskiego zespołu. Wydawało się, że może się do udać z Bayernem. Bo przecież kiedy przychodził do klubu w 2014 roku Bayern miał świeżo w pamięci triumf w 2013 roku i to jeszcze w tym nie najmocniejszym składzie z sędziwym Juppem Heynckesem na ławce trenerskiej. Okazało się, że po gigantycznych wzmocnieniach, zatrudnieniu wielkiego Pepa Guardioli, a ostatnio Carlo Ancelottiego Bawarczycy nie dają rady niczego ciężkiego w skali europejskiej udźwignąć.
Kiedy przed rewanżowym meczem z Realem całe Niemcy drżały o to czy Polak zdąży się wykurować, bo tylko w nim była nadzieja, z jednej strony rozpierała nas duma, że doczekaliśmy się takich czasów. Z drugiej, można było dojść do wniosku, że Bayern jednak aż takim gigantem nie jest. To fantastyczny klub, ale jednak w tym momencie z nieco niższej półki niż Real, Barcelona, Juventus czy Atletico Madryt. Na pewnym etapie starzejące się gwiazdy jak Frank Ribery, Arjen Robben czy Xavi Alonso Lewandowskiemu już po prostu nie są w stanie pomóc.
Monachium znajduje się obecnie poza tym absolutnym piłkarskim mainstream. I nie chodzi tu o aspekt tylko czysto sportowy, ale choćby wpływy z marketingu i reklam jakie generują przede wszystkim gwiazdy z tych dwóch najważniejszych obecnie europejskich klubów, czyli Realu i Barcelony (odpadnięcie Barcy z LM niczego nie zmienia). Tutaj praktycznie nie ma porównania. Widać to także po tym jak UEFA holuje tych, na tych, która da się najlepiej zarobić (patrz: przychylne spojrzenie sędziów, kiedy sytuacja jest na styku) i jak później rozkładają się indywidualne nagrody. Od lat wszystkie zgarniają gwiazdy z Hiszpanii. Na ostatnich 17 plebiscytów „France Football” aż 13 wygrywali przedstawiciele Realu lub Barcy. To 16 miejsce „Lewego” z ubiegłego roku nie było pewnie sprawiedliwe, ale na pewno odzwierciedlało układ wpływów w europejskiej piłce.
Jednym zdaniem, aby coś realnie ugrać zamiast z Realem się ścigać warto do tego Realu wsiąść. Jeśli cię w tym Realu chcą. A tak się składa, że Lewandowskiego chcą już od dłuższego czasu. Nie jest wielką tajemnicą, że Robert naciskał swoich menedżerów, aby spróbowali go jednak ulokować w Madrycie. Być może jeszcze w ubiegłym roku przedłużenie kontraktu z Bayernem i za bajońską sumę 18 mln euro było posunięciem dobrym i zasadnym. Determinacja prezydenta Karla-Heinza Rummenigge, który zwyczajnie zrobił wszystko aby Polaka nie wypuścić z rąk też odegrała poważną rolę. Można się też było zastanawiać, czy „Lewemu” dobrze będzie w cieniu Cristiano Ronaldo, czy da radę wygrać rywalizację z Karimem Benzemą, rodakiem trenera Zinedine Zidanea i ulubieńcem Prezesa Florentino Pereza i czy zawsze będzie grał w pierwszym składzie. A poza tym tliła się wiara, że z Bayernem też powalczy o wszystko. Teraz sytuacja jest właściwie jasna.
Lewandowski ma 28 lat, Cristiano Ronaldo 32. Za dwa lata Portugalczyk na pewno nie będzie już w stanie odgrywać takiej roli jak obecnie, nie mówiąc o Benzemie. Dla Lewandowskiego z kolei nadchodzi ostatni moment na jeszcze jeden wielki transfer (pewnie trzeba będzie za niego zapłacić około 100 mln euro). Robert doskonale zdaje sobie z tego sprawę i choć, co zrozumiałe nie mówi tego oficjalnie, nie przestaje myśleć o Madrycie. Przyznaje, że wszystko ma w swojej karierze w miarę dokładnie zaplanowane. I trudno uwierzyć, że dziś Bayern Monachium, ćwierćfinalista Ligi Mistrzów, jest szczytem jego możliwości.
Cezary Kowalski (Polsat Sport, wSieci)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/336433-to-juz-oczywiste-lewandowski-musi-odejsc-z-bayernu-aby-zdobyc-zlota-pilke