”Żyjemy jako ostatni katolicki kraj w ateistycznej, postchrześcijańskiej Europie, która wywiera na nas presję, żebyśmy zlaicyzowali, zliberalizowali swoją kulturę” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, politolog, wykładowca KUL.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Środowiska lewicowe nawołują do zamykania kościołów i – jak słusznie zauważył abp Marek Jędraszewski podczas homilii w Wielki Czwartek w Łagiewnikach – do ateizacji państwa, społeczeństwa. Wykorzystują trwającą pandemię. Na ile katolicy są w stanie się temu oprzeć? Na ile się zmieniliśmy w stosunku do poprzednich pokoleń, które w sytuacji epidemii raczej garnęły się do Kościoła, do Eucharystii? Jakie zmiany społeczne zaszły? Jakie zjawiska? Jak je zdefiniować?
Prof. Mieczysław Ryba: To nie tylko my. Jest pewna liberalizacja kultury, a te ideologie ateistyczne, materialistyczne wykluczają Boga i w ogóle nie są w stanie odpowiedzieć nawet na pytanie o ludzkie cierpienie, czy śmierć. Nie znając na ten problem odpowiedzi lub stojąc na gruncie absurdu starają się to wszystko albo zakrzyczeć, albo tylko i wyłącznie nakierowywać się na cierpienia, ratowanie zdrowia za wszelką cenę i nic więcej. W tym względzie w takiej kulturze żyjemy i stąd tak niewyobrażany wręcz paraliż i strach wielu ludzi, którzy próbują czasem nawet przesadnie reagować. Natomiast na tym oczywiście ci ideolodzy rewolucji kulturowej chcą dokończyć swoją misję zaszczepienia tej ideologii rozumianej jako alternatywna w stosunku do chrześcijaństwa, sprzeczna z chrześcijaństwem. Obserwujemy w tym zakresie zmagania. Pytanie, jak to jest w Polsce realnie? Czy będzie sprzeciw i jak duży? To zobaczymy, bo teraz nie wszystko widać ze względu na tą epidemię.
Rzeczywiście. Mamy nałożone obostrzenia. Chcąc nie chcąc musimy się do nich dostosować. Czy jesteśmy w ogóle w stanie odpowiedzieć na pytanie, na ile jako społeczeństwo jesteśmy odporni na działania ateizacyjne?
To jest dłuższy proces. Na pewno Polacy przez te trzydzieści lat po upadku komunizmu okazali się stosunkowo odporni, ale to jest jednak cały czas dziedzictwo Prymasa Wyszyńskiego, to jest dziedzictwo Jana Pawła II. Z tego czerpaliśmy i to nas w dużym stopniu uodparniało, natomiast dzisiaj wydaje się, że jest taki punkt kulminacyjny i znowu jesteśmy na rozdrożu.
Jakby Pan Profesor zdefiniował to rozdroże?
Żyjemy jako ostatni katolicki kraj w ateistycznej, postchrześcijańskiej Europie, która wywiera na nas presję, żebyśmy zlaicyzowali, zliberalizowali swoją kulturę. Żyjemy w momencie kryzysu Kościoła, szczególnie mówimy też o duchowieństwie. Nie mówię o Kościele polskim, ale powszechnym. Ślepy tylko nie widzi, że mamy do czynienia z pewnym zamętem doktrynalnym i moralnym, a więc nie ma skutecznego odporu na to, co jest potężnym zagrożeniem dla naszej duszy, duszy narodowej. W momencie kiedy przyszedł nazizm i komunizm Kościół polski był w rozkwicie. W okresie międzywojennym pokonał on pozytywizm antyreligijny i miał wpływ na naród. Mieliśmy do czynienia z bardzo dojrzałym duchowieństwem, również tym wysokim duchowieństwem czyli biskupami, którzy rozumieli, co się dzieje dookoła. W tym sensie jest bardzo daleko posunięta presja z Zachodu. Te środowiska lewicowe na Zachodzie nie chcą mieć żadnego kraju, który by przypominał korzenie Europy. Z drugiej strony nasze wewnętrzne zrewoltowane grupy przeszły do skumulowanego ataku wykorzystując między innymi pandemię. To rozdroże to jest wybór: albo ta droga łatwa, która zasadniczo idzie ku śmierci, albo ta trudna, która idzie ku życiu. Tak jak w życiu indywidualnym, tak i zbiorowym, stoimy na takim rozdrożu.
Pytanie, czy będziemy zdolni świadomie podjąć tą decyzję, biorąc pod uwagę warunki, w jakich wzrastamy – mówię tu w szerokim kontekście i duchowym i społecznym.
Zawsze są trudne warunki. Czy nasi ojcowie mieli łatwiej? Nie powiedziałbym. Chodzi o to, żeby ta decyzja była na świadoma, więc zadaniem tych ludzi, którzy rozumieją, o co toczy się gra, jest to, żeby informować o tym innych, żeby pokazywać zagrożenie. Jeszcze do niedawna, jak ktoś z nas pokazywał zagrożenie, to niektórzy mówili, że jesteśmy przeciwnikami dialogu, że zachęcamy do konfliktu zamiast pokojowego dialogowania ze środowiskami rewolucyjnymi. Dzisiaj widać, że to jest po prostu ślepa uliczka. Tam nie ma przestrzeni do dialogu, bo mamy do czynienia z rewolucją, która chce zniszczyć chrześcijaństwo. Po prostu trzeba pokazywać, o co tutaj chodzi.
Proszę zwrócić uwagę, jeszcze rok temu czy półtora, jak się zaczynały pierwsze marsze LGBT w niektórych miastach i ostrzegaliśmy, że to wszystko się zradykalizuje, wszyscy mówili: „nie, nie, tu chodzi tylko o to, żeby ludzie mogli swobodnie demonstrować”. A dzisiaj już są ataki na kościoły, na księży, już chce się zakazywać kultu religijnego itd. To będzie jeszcze bardziej się radykalizować. Trzeba to opisać, trzeba to sobie uświadomić toczącą się wojnę kulturową. Wtedy jest szansa podejmować te wybory w sposób świadomy. I to dobre wybory – to też jest ważne.
Czy pandemia może okazać się katalizatorem radykalizacji zarówno środowisk lewicowych, jak i katolickich?
Ona się okazała katalizatorem radykalizacji środowisk lewicowych. Co do katolików, to jest zawsze pewien czas, który można przeżyć źle lub dobrze. W perspektywie religijnej przeżycie dobrze takich epidemii to jest kwestia uświadomienia sobie potrzeby powrotu do Boga, potrzeby uświadomienia sobie ostatecznych rzeczy, które są przed nami. Ostateczne, katechizmowe rzeczy to jest śmierć, a potem niebo lub piekło. W tym sensie zawsze jest okazja do nawoływania do nawrócenia, w perspektywie duszpasterskiej. Opatrzność chce nam coś powiedzieć. Jeżeli taka rzecz nas spotyka, to coś nam chce powiedzieć i chyba nie chce nam powiedzieć, że „jest cudownie i bawcie się dalej w grzechy sodomskie, bawmy się dalej w laicyzację, bawmy się swoim ciałem, swoim życiem, demoralizujmy własne dzieci”. W tym sensie myślimy o radykalizacji środowisk katolickich w dobrym słowa tego znaczeniu. Chodzi o pełne uświadomienie sobie, gdzie jesteśmy i że powinniśmy wracać do źródła. Nie wiem, czy ten głos wybrzmiał. Myślę, że jeśli nawet brzmiał, to za mało. Zbyt wiele było tylko i wyłącznie skupienia się na tym, co doczesne. O to ostatnie wiadomo, że trzeba dbać - o to, żeby się nie zarazić. Trzeba dbać o tych, którzy zachorowali, żeby wyzdrowieli, trzeba chronić starszych. Ale o to dbają władze świeckie, i słusznie, natomiast jeśli mówimy o kwestiach duchowych, to trzeba zadbać przede wszystkim o to, co nazywamy „zarazą duchową” - to mówił abp Jędraszewski. To jest potężne zagrożenie i przed tym się trzeba chronić. Jak będzie, to zobaczymy. To okaże się w niedługim czasie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/545486-ryba-polska-ostatni-katolicki-kraj-w-ateistycznej-europie