Podczas protestów przeciwko wyrokowi TK przewija się słynne maurerowskie „wyp…ć”. Kiedy jednak obserwuję dramat tysięcy polskich przedsiębiorców, mam ochotę powtórzyć wulgarne hasło do obu stron zaczadzonych ideologicznym sporem. Propagandy nie włożycie do garnka. Tym bardziej, że niedługo nie będzie komu tego garnka nastawić.
Trakt Królewski jak slumsy
Związek Pracodawców i Przedsiębiorców opublikował zdjęcia z warszawskiego Traktu Królewskiego. Najbardziej reprezentacyjna ulica stolicy Polski robi ponure wrażenie. Zamknięte lokale, pusto, ani żywego ducha.
Apelowaliśmy, prosiliśmy, argumentowaliśmy. Niestety, bez skutku. „Prowadzimy analizy”. Podczas „prowadzenia tych analiz” po 1 fali pandemii padło 50% restauracji na Trakcie Królewskim. Reprezentacyjna ulica Polski już wygląda jak slamsy na Bronxie. Po obecnej fali pandemii padnie pewnie reszta. Oczywiście w tym czasie będą prowadzone natchnione i wybitne „analizy”. Straszono i smutno
– czytamy na profilu organizacji na Facebooku.
A przecież to nie tylko kwestia zaburzonego poczucia estetyki miłośników stołowania się na mieście. To realne dramaty setek tysięcy ludzi i ich rodzin, którzy w sposób całkowicie przez siebie niezawiniony znaleźli się na bruku.
To samo dotyczy innych branż – eventowej, transportowej, sportowej, itd. Nie z powodu braku pracowitości, kreatywności czy zapału, ale fatalnego zbiegu okoliczności i – w moim przekonaniu – chaotycznych reakcji decydentów na nowe zagrożenie, patrzą w oczy bankructwu.
Kolejny cios
A przecież na tym nie koniec. Niepewna sytuacja z 1 listopada to kolejny cios, tym razem w osoby, które chciały zarobić w dniu Wszystkich Świętych.
Dyskusja o tym, czy zamknąć cmentarze, jest urocza w swojej bezwzględności. Zamknięcie cmentarzy tuż przed 1 listopada oznaczałoby dramat tysięcy sprzedawców, którzy kupili towar za kilkanaście-kilkadziesiąt tys. zł, by go sprzedawać pod cmemtarzami
– trafnie zauważa Patryk Słowik z „Dziennika Gazety Prawnej”.
Mam jednak wrażenie, że dla większości społeczeństwa temat nie istnieje. Bo jest ode mnie daleko, gdzieś za szybą, byle nie dotyczył mnie i moich najbliższych. Wtedy da się żyć. Zero refleksji, że efekt domina znajdzie zastosowanie również w tej sytuacji. Dopiero wtedy zauważymy poszerzenie chóru zrozpaczonych.
Odstawmy na bok te wirtualne (lub nie) maczety, siekiery i pałki. Szkoda czasu na wymyślanie kolejnych avatarów pro i anty. Spróbujmy wspólnie ratować to, co realne. W imię solidarności i zdrowego rozsądku, a nie wydumanej krucjaty jednej lub drugiej strony. Wspierajmy naszych przedsiębiorców w tym trudnym czasie!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/524334-ochloncie-tysiace-biznesow-pada-a-na-ulicach-wojenka