Fala nienawiści właśnie zalała Kościół Katolicki w Polsce.

Doświadczamy eksplozji nietolerancji wobec katolików, która „gotowała się” przez lata gdzieś w głębi polskiego społeczeństwa i którą umocniał swoim działaniem i polityką establishment III RP.

Bo jak inaczej wytłumaczyć taką ilość nienawiści, która się teraz ujawniła? Jak inaczej, niż jako zjawisko, które kultura lewicowo-liberalna odziedziczyła po strukturach postkomunistycznych, a teraz nadała jej nowe formy. A dzisiaj to zjawisko ukazuje się przed nami wszystkimi w całej swojej brzydocie.

I nie ma to wiele wspólnego ani z aborcją, ani decyzją TK, ani PiS. Cała ta nienawiść wybuchłaby, nawet gdyby nie było zakazu aborcji eugenicznej. Po prostu czekała na odpowiedni moment.

Który? Ten, w którym Polska zdecydowała się chronić życia najsłabszych z nas. Cóż za diaboliczna reakcja!

Wszystkie maski odpadły. Politycy opozycyjni, w tym posłowie, działacze lewicowi, mówią o Kościele w sposób haniebny. Jerzy Urban jest zadowolony. Ma „godnych” spadkobierców. Nie stało się to „przez jedną noc”. Ci ludzie mieli w sobie tę nienawiść, byli w niej ukształtowani. W pewnym sensie dobrze, że się ujawnili.

Dziennikarze bronią idei przemocy, ponieważ sposób, w jaki protestujący wchodzą do kościołów i przeszkadzają wierzącym, to właśnie - przemoc. Jeszcze nie fizyczna, ale emocjonalna i psychiczna, która może wywołać tylko nową przemoc. Jeśli tak się stanie, nie daj Boże, wszyscy którzy nie potępili tej przemocy na początku, ale ją usprawiedliwiali, poniosą część odpowiedzialności.

Ale tak naprawdę nie chodzi o to, „kto zaczął”. Chodzi o powstrzymanie tej przemocy. I powinna zostać ona zatrzymana przede wszystkim przez państwo, które dysponuje odpowiednimi do tego środkami. Nie jest dobrze, załatwiać problem wbrew prawu.

PiS rozpoczął wojnę? PiS zintensyfikował podziały? Proszę was.

Cała ta nienawiść, cały ten podział, to wszystko już z nami było. Czekało, aż będzie mogło wyjść na powierzchnię. A teraz mamy to, co mamy.