Niedorzeczne diagnozy i opinie, projekty i inicjatywy ocierające się o absurd i groteskę. A wszystko to forsowane z całą powagą pod sztandarem równouprawnienia. Przejrzałam pomysły feministycznych aktywistek z ostatnich miesięcy. Jest i śmieszno, i straszno
— pisze na łamach nowego numeru „Sieci” Dorota Łosiewicz.
Przykłady przytoczone przez publicystkę porażają!
W Melbourne w Australii prowadzące lokal The Handsome Her feministki wpadły na pomysł, by za każdy posiłek mężczyźni płacili 18 proc. więcej ze względu na „gender wage gap”. Podobno właśnie tyle wynosi różnica w płacach mężczyzn i kobiet. Pomysł nie przypadł do gustu klientom. Podobnie zresztą jak obsługa i jedzenie. „Obsługujące mnie kobiety były agresywne i irytujące” – napisał w opinii na Trip Advisor jeden z klientów płci męskiej. W odpowiedzi został nazwany „podłą bestią”. Jakby tego było mało, lokal otwarty był od 9 do 16, czyli w godzinach, gdy większość ludzi pracuje. Tak czy inaczej restauracja zbankrutowała i trudno stwierdzić, czy to z powodu dyskryminacji mężczyzn, braku manier właścicielek, podłego żarcia czy fatalnych godzin otwarcia
— czytamy w tekście „W odmętach feministycznego szaleństwa”.
Laila Laurel, świeżo upieczona absolwentka Brighton University w Wielkiej Brytanii, postanowiła wypowiedzieć wojnę zjawisku „manspreadingu”, czyli rzekomego problemu rozkraczania się mężczyzn w środkach komunikacji i innych miejscach publicznych. A narzędziem w tej wojnie stało się krzesło, które miałoby oduczyć mężczyzn rozkraczania się. Projektantka stworzyła kolekcję „A Solution for Manspreading”. Składają się na nią dwa krzesła. Jedno z nich uniemożliwia mężczyznom siadanie w rozkroku. Drugie natomiast pokazuje, jak wyglądałyby rozkraczone kobiety. Inspiracja dopadła artystkę, gdy ta jeździła kolejką podmiejską i na co dzień spotykała się z przejawami „manspreadingu”. Zdaniem kobiety mężczyźni mają tendencję do przejmowania przestrzeni. Dlatego dążąc do równości płci, należy brać pod uwagę różne aspekty seksizmu. Oczywiście w tym przypadku nie mogło się obyć bez nagrody. Podczas prestiżowego przeglądu New Designers w Londynie krzesła zostały wyróżnione nagrodą Belmond Award opiewającą na 1 tys. funtów
— pisze Łosiewicz.
Na tym nie koniec…
Rosyjska aktywistka znalazła bardziej drastyczny sposób na walkę z tym zjawiskiem niż Laila Laurel. Studentka Anna Dovgalyuk oblewała wybielaczem mężczyzn za to, że rozkraczali się w metrze. Feministka uznała mężczyzn, których spotyka w metrze, za „genderowych agresorów”. I ci najbardziej agresywni, czyli najmocniej rozkraczeni, byli oblewani przez nią mieszanką wody z wybielaczem. O happeningu pisały media całego świata. A tego typu karanie „męskich agresorów” znalazło uznanie feministek na całym globie. Niestety, nie jest znany dozwolony kąt rozchylenia męskich nóg, powyżej którego feministki dostają szału, więc panowie, miejcie się na baczności! I uwaga w Madrycie! Tam zakaz „manspredingu” obowiązuje od 2017 r.
— relacjonuje publicystka.
Więcej o szokujących pomysłach feministek w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 4 listopada br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/472362-losiewicz-w-sieci-w-odmetach-feministycznego-szalenstwa?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+wPolitycepl+%28wPolityce.pl+-+Najnowsze%29