Marek Lisiński, szef fundacji „Nie lękajcie się „,wspierającej ofiary kościelnej pedofilii, podał się do dymisji, gdy wyszło na jaw, że od jednej z podopiecznych wyłudził 30 tysięcy złotych, pod pretekstem sfinansowania swojej rzekomej operacji raka trzustki. Wiele wskazuje na to, że mógł oszukać też inną podopieczną, na rzecz której wpływały do fundacji nierozliczone przez niego wpłaty.
Jego przyznanie się do wyłudzenia było dla innych członków fundacji kompletnym zaskoczeniem. Tak wynika przynajmniej z ich deklaracji, że nie mieli o niczym pojęcia.
W tej bulwersującej historii jest pewien dość zastanawiający szczegół — okazuje się bowiem, że Lisiński miał żądać od braci Sekielskich , twórców filmu „Tylko nie mów nikomu ” , kwoty pięćdziesięciu tysięcy złotych. Jak napisał w mejlu „ Dałem Wam numery do ofiar, namiary na sprawy. I co mam za to ? „.
Oczywiście Sekielscy pieniędzy mu nie dali. Zapewne nie tylko dlatego, że nie mieli na to budżetu, ale również ze względów etycznych. Bo profesjonalny dziennikarz nie powinien płacić nikomu za to, że będzie się dla niego wypowiadać.
Zapewne jednak takie postawienie sprawy zaskoczyło twórców filmu „Tylko nie mów nikomu „. Trudno sobie wyobrazić, że nie mieli refleksji na temat motywów działania szefa fundacji zajmującej się wspieraniem ofiar kościelnej pedofilii. Powstaje pytanie, dlaczego niczego z tym nie zrobili.
Bo, jak rozumiem, inni członkowie fundacji, w tym posłanka Joanna Scheuring —Wielgus i Agata Diduszko— Zyglewska, którzy demonstrują teraz, jak bardzo są zaszokowani, nie mieli o tym pojęcia ?
Ale dlaczego w takim razie Sekielscy nikogo nie poinformowali o komercyjnym podejściu szefa fundacji do problemu ujawniania pedofilii ?
A może jednak to zrobili ? Ale w takim razie dlaczego Lisiński reprezentował ofiary pedofilii u papieża Franciszka ?
Wydaje się, że twórcy filmu walczącego z hipokryzją powinni to publicznie wyjaśnić.
W opublikowanym dziś w „Gazecie Wyborczej ” artykule jego autorki piszą, że ustąpienie ze stanowiska Marka Lisińskiego nastąpiło dzięki ich dziennikarskiemu śledztwu. Jeśli wczytać się w artykuł, wynika z niego jednoznacznie, że o wyłudzeniu wielotysięcznej pożyczki oraz darowizny przez szefa fundacji wiedziały już co najmniej od dwóch miesięcy. Oczywiście, dalekie jest to od rekordu długości trwania dziennikarskiego śledztwa „GW”, uwieńczonego artykułem „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika”.
A jednak dwa miesiące to sporo czasu, by ujawnić całą sprawę, tym bardziej, że bohater afery wcale się jej nie wypierał. Chyba nie jest przypadkiem, że zdecydowano się odpalić tę bombę dopiero po wyborach.
Z fundacją „Nie lękajcie się ” związany jest jeszcze jeden zaskakujący, komercyjny wątek. W jej władzach zasiada adwokat, który pobiera spory procent od kwot, zasądzonych ofiarom kościelnej pedofilii. Wydaje się to co najmniej dwuznacznie moralne.
To wszystko oczywiście nie powinno kłaść się cieniem na walkę z kościelną pedofilią, której nie wolno w żaden sposób relatywizować. A jednak trudno wątpić, że przeciwnicy rozliczeń zupełnie nieoczekiwanie zyskali atuty, dostarczone w dodatku przez osoby, zajmujące się przecież tym, by kościelną pedofilię w końcu rozliczono.
CZYTAJ WIĘCEJ: Czego jeszcze nie wie Rada Fundacji „Nie lękajcie cię”? Scheuring-Wielgus zszokowana działaniami Lisińskiego: Jestem rozczarowana
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/448933-dlaczego-dowiadujemy-sie-o-sprawie-dopiero-teraz