Dzięki dobrym relacjom, opartych na koleżeńskiej stopie, z kołami zbliżonymi do naszego wybitnego reżysera filmowego Wojciecha Smarzowskiego, dowiedziałem się jakie są jego najbliższe twórcze wybory. Frapujący zamysł stworzenia obrazu, który ma powstać dla uczczenia stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, zaintrygował mnie do tego stopnia, że poświęciłem wiele dni na dotarcie do reżysera, aby móc naszym czytelnikom przedstawić jego osobisty punkt widzenia na ten niezwykle zaskakujący projekt.
— Postanowiłem być sumieniem tego narodu – rozpoczął. — A jeśli tak, to trzeba go bez litości smagać za jego winy. Tylko w ten sposób może w przyszłości nastąpić oczyszczenie. Trzeba zrzucić z siebie największe grzechy. Chciałbym, aby mój następny film był moją wielką, osobistą spowiedzią Polaków, którzy w czasach okupacji niemieckiej stali się zbrodniarzami, mordującymi własnymi rękami miliony Żydów. Zdemaskować pokolenie żołnierzy Armii Krajowej, którzy na równi z najbardziej podłym odłamem Polaków w różny sposób skazywali Żydów na okrutną śmierć – przerwał na chwilę, aby dodać:
— Zamówiony u Jana Tomasza Grossa scenariusz ma być gotowy już w tym tygodniu. Tak więc w przyszłym rozpocznę zdjęcia. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy rozmawiałem z Grossem okazało się, że on te wszystkie historie ma w swojej głowie. To niesłychane. Inni ich nie mają. To wprost genialne – mówił zachwycony reżyser.
— Rozumiem, że obsada już gotowa - wtrąciłem.
— O tak, proszę pana. Nie miałem kłopotów. Nawet zaprzyjaźnionym ze mną aktorom musiałem odmówić, tak wielu było chętnych. Proszę pozwolić, że przed rozpoczęciem zdjęć nazwiska pozostaną nieznane. Mogę jedynie zapewnić, że będzie to gwiazdorski skład. Najlepszy, na jaki nas obecnie stać.
— Raz kozie śmierć – pomyślałem i jakby od niechcenia rzuciłem: — Podobno pracuje pan już nad kolejną wielką produkcją. Przypadkowo usłyszałem, jak ktoś Polskim Instytucie Sztuki Filmowej przebąkiwał o tym, mówiąc o planowanych filmach – dodałem jakby na usprawiedliwienie swojego daleko posuniętego wścibstwa w twórczy świat naszego reżysera.
Wbrew moim obawom, nasz wybitny twórca okazał się człowiekiem życzliwym dla mediów i otwartym.
— Nie można żyć tylko przeszłością. Obowiązkiem artystów jest towarzyszyć swoją twórczością czasom, w których żyją. Tu i teraz. To bardzo ważne. I nie mogę się od tej powinności uchylać. Poza tym dla higieny warto przeplatać przeszłość z teraźniejszością. Tak, to będzie film o przemocy obecnej władzy. O autorytaryzmie, jaki panuje w Polsce. Niszczeniu ludzi wybitnych, którzy podejmują walkę o obronę najświętszych dla każdego, myślącego patriotycznymi kategoriami i uczciwego człowieka wartości. Broniącego praworządności, demokracji, a przede wszystkim konstytucji. Tego fundamentu naszej tożsamości – sięgnął po łyk zielonej herbaty Morgentau marki Ronnefeldta.
Tej produkcji zamierzam nadać szorstką formę elementów dokumentu. Stąd do ról ofiar reżimu zaangażowałem autentyczne postaci. Ludzi, którzy doznali prześladowań, upokorzeń, odwoływania ze stanowisk, które zapewniała im konstytucja. Którzy do dziś nie potrafią podźwignąć się z przeżytych koszmarów. Mój film będzie dla wielu z nich zbawiennym seansem terapeutycznym, przywróci im radość życia i wiarę w lepszą przyszłość. Już zaangażowałem do filmu kilka osób, które upoważniły mnie do ujawniania ich tożsamości. Są wśród nich m.in. prof. Magdalena Środa, prof. Małgorzata Gersdorf, prof. Andrzej Rzepliński, ale też wielu aktorów i aktorek, a nawet znani kompozytorzy i piosenkarze, np. Maciej Maleńczuk.
— Powiem panu pierwszemu o swoim zamyśle – kontynuował po przełknięciu listka Morgentau, który wypłynął złośliwie na powierzchnię szklanki. Mam bardzo bogaty materiał faktograficzny. Marzy mi się po fabule nakręcić serial o demolowaniu Polski i bohaterze, który po latach wraca z zagranicy i ratuje nasz kraj, wiszący nad przepaścią.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/414841-smarzowski-nad-przepascia?wersja=mobilna