Wydawało mi się, że już niemal wszystko przeczytałam z bogatej twórczości miłośników społeczeństwa wielokulturowego, dzielnych wojowników na froncie walki o bardziej postępowe, sprawiedliwe i kolorowe jutro. Aż jeden z czytelników przesłał mi wydanie niemieckiego miesięcznika „Baby und Familie” (Dziecko i Rodzina) z lutego 2016 r.
Popularne pismo (średnia sprzedaż 700 tys. egzemplarzy) jest wydawane przez wydawnictwo Wort und Bild w bawarskim Baierbrunn i skierowane do młodych rodziców. W redakcji miesięcznika zasiadają sami lekarze, psycholodzy i socjolodzy. Mam świadomość, że to wydanie pisma ukazało się już rok temu, ale mimo tego warto się z nim zapoznać, bo pokazuje sposób myślenia niemieckiej, i nie tylko, lewicy.
Co można więc przeczytać w „Baby Und Familie”? Ano to, że w przedszkolach czai się ogromne zagrożenie dla właściwego rozwoju dzieci w kierunku otwartych i tolerancyjnych obywateli. A tym zagrożeniem są …„prawicowi rodzice”. Tak jest. „Niebezpieczeństwo z prawej strony” – głosi tytuł artykułu. Z leadu dowiadujemy się, że „coraz więcej przedszkoli prosi o pomoc, bo coraz częściej ma problemy z prawicowymi rodzicami”.
„Jak powinniśmy się zachowywać, gdy ideologia i dyskryminująca postawa tych ludzi wdziera się do codziennego życia dzieci?” - pyta autorka artykułu Julia Jung. Według niej prawicowa ideologia polega na braku tolerancji dla odmienności, a szczególnie uchodźców. Tą straszliwą ideologię ci prawicowi rodzice chcą zakotwiczyć w przedszkolach, posługując się przy tym swoimi niewinnymi dziećmi.
„Gdy myślimy o skrajnej prawicy myślimy o łysych głowach i płonących ośrodkach dla uchodźców, a rzadko o dzieciach i rodzinach, a to wielki błąd. Oni są tu w samym środku społeczeństwa” - czytamy dalej w „Baby und Familie”. Pismo przedstawia czytelnikom historię 5-letniej Melanie, która powiedziała swojej koleżance pochodzenia tureckiego w przedszkolu, że nie ma tu dla niej miejsca i ma „wracać do siebie”. Matka obrażonej dziewczynki wytłumaczyła Melanie, że jej córka urodziła się w Niemczech, ma niemiecki paszport i jest więc Niemką, ale Melanie nie zmieniła swojego zachowania.
„Takich dzieci jak Melanie jest w Niemczech mnóstwo” - pisze pani Jung dalej. A co gorsze, ciężko je na pierwszy rzut oka odróżnić od dzieci „normalnych”. Są miłe i zaangażowane, o włosach koloru blond. Także według cytowanych socjologów i ekspertów gender, prawicowe dzieci są tym bardziej niebezpieczne (!), że są „niepozorne”. Można je jednak wyłonić spośród innych dzieci dzięki temu, że są „bardzo spokojne lub bardzo posłuszne”. Wyróżniają się również ubraniem: „starannie zaplecionymi warkoczami i długimi spódnicami”. Same małe Adolfy i Ewy, jakby żywcem wzięte z nazistowskich plakatów Bund Deutscher Mädel i Hitlerjugend.
Do słowa dochodzi przy tej okazji ekspertka z fundacji Amadeu Antonio, specjalizującej się w walce z „nazizmem w sieci”, za co sowicie płaci jej niemiecki MSW. Szefowa fundacji Anetta Kahane metod walki z „faszyzmem” nauczyła się zapewne jeszcze za czasów NRD, w aktach STASI bowiem figuruje jako IM Victoria. Według dr. Heike Radvan dzieci prawicowych rodziców są nietolerancyjne wobec dzieci odmiennej płci czy odmiennego pochodzenia.
Czytaj także: IM Victoria, niemiecki rząd i mowa nienawiści w sieci, czyli jak sprywatyzować cenzurę
„W ich rodzinach panuje klimat nierówności, dzieli się ludzi na wrogów i przyjaciół” - zapewnia ekspertka fundacji Amdeu Antonio. Dzieci są zmuszane ukrywać to w tajemnicy, dlatego ich życie przypomina życie w sekcie. Znów za przykład musi tu posłużyć nieszczęsna mała blond Melanie, która nie chciała także bawić się z dzieckiem niepełnosprawnym.
Ale kierownictwo przedszkola interweniowało w końcu u matki dziewczynki, która okazała się być samotną, biedną i sfrustrowaną kobietą. A z tego właśnie, tłumaczy „Baby Und Familie”, biorą się prawicowe poglądy. Oczywiście ci prawicowi rodzice są strasznie podstępni, bo starają się być początkowo mili i normalni. „Są zaangażowani w życie przedszkola. Jednocześnie obrażają uchodźców i nie chcą, by ich dzieci bawiły się dziećmi imigrantów. Nie akceptują też homoseksualnych wychowawców” - skarży się inna socjolożka.
Dzieci tak wychowane mają jej zdaniem „wielkie problemy, by zintegrować się z innymi dziećmi, bo to co mówi im się w domu a to, co słyszą w przedszkolu jest ze sobą sprzeczne”. Na koniec artykułu dowiadujemy się, że nie tylko prawicowy ekstremizm jest tu problemem, ale jakakolwiek prawicowa postawa, bo rozsadza społeczeństwo. Dzieci nie powinny mieć blond włosów i być dobrze wychowane, a rodzice przywiązani do tradycyjnych wartości.
Artykuł jest przy tym zilustrowany kobietami i dziećmi o blond włosach, które złowrogo patrzą na czytelnika. Czytaj: blond włosy równa się głupi, równa się zły. Nie ominięto tu rzeczywiście żadnej rasistowskiej kliszy. Bo ten artykuł jest rasistowski: dzieci są piętnowane za to, że są białe i mają jasne włosy.
Jeden z czytelników złożył skargę do prokuratury na pismo i cytowane w nim ekspertki od rasizmu i nauki gender za podżeganie do nienawiści (Volksverhetzung). Prokuratura jednak odmówiła wszczęcia śledztwa uzasadniając to „brakiem elementów w artykule mogących być interpretowanym jako nagonka na określone grupy społeczne, a tym samym mogącym zagrażać pokojowemu współżyciu w Republice Federalnej Niemiec”. Prokuratura nie dopatrzyła się w artykule także „złośliwej pogardy z niskich pobudek wobec określonych grup społecznych”.
Cóż, kto nie chce widzieć, ten nie widzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/348289-co-robic-z-prawicowymi-rodzicami-i-ich-dziecmi-czyli-walka-z-faszyzmem-w-niemieckich-przedszkolach-takie-dzieci-ciezko-odroznic-od-innych?wersja=mobilna