Tekst ukazał się w serwisie sdp.pl.
Billboard na kółkach z napisem „Death Camps Were Nazi German” przemierza Europę. Aktualnie zatrzymał się pod siedzibą BBC w Londynie, 150 metrów od polskiej ambasady przy Portland Place. Powitała go grupa Polaków z flagami narodowymi, jacyś turyści robili sobie na tle napisu zdjęcia, choć wątpię, żeby to zdarzenie znalazło się w oficjalnym, choćby internetowym wydaniu wiadomości BBC. Zmowa lewicowych elit i ich mediów, także w Wielkiej Brytanii, trwa. Ten oryginalny, nietypowy mobilny protest z inicjatywy Fundacji Tradycji Miast i Wsi, wyruszył z Wrocławia, przemierzył Niemcy, Belgię i Wielką Brytanię aż do Londynu, i zakończy trasę w uniwersyteckim mieście Cambridge. Cel akcji – zwrócenie uwagi – któryż to już raz?! – na masowe i uporczywe, mające znamiona wojny propagandowej, używanie przez światowe media zwrotu „polskie obozy śmierci”. A ta masowość i uporczywość tych zachowań rodzi podejrzenie, że chodzi o coś więcej niż doraźną dezinformację. Np. o zmianę narracji historycznej w punkcie kto był sprawcą Ostatecznego Rozwiązania, zmanipulowanie prawdy w taki sposób, aby kolejne pokolenia Niemców, Żydów czy Amerykanów nie miały wątpliwości, że winę za zbrodnię holokaustu ponoszą Polacy.
Fałszowanie historii holocaustu w ciągu ostatniego roku osiągnęło rozmiary pandemii – że wskażę jedynie ostatnie przykłady: niemiecka stacja telewizyjna ZDF, brytyjska korporacja medialna BBC, włoska agencja informacyjna ANSA, niemiecki Kolnische Rundschau, austriacki „Der Standard” i książka Marka Luszczyny „Mała zbrodnia. Polskie obozy śmierci”. Plus francuski Le Figaro, hiszpański El Mundo, amerykańskie The Washington Post i New York Times oraz dziesiątki innych mediów, głównie europejskich I amerykańskich, które uporczywie powtarzają ten okrutny i niesprawiedliwy „błąd”. Przepraszają i …grzeszą dalej. Otóż nie ma takiej opcji, aby był to przypadek. Uporczywość i skala zjawiska świadczą o tym, że jest to akcja zorganizowana i doskonale skoordynowana. A „lokalizacja” tych wątpliwych źródeł, głównie Europa i Stany Zjednoczone, oraz profil mediów, które kolportują „błąd”, głównie lewicowo – liberalne, utwierdzają jeszcze przekonaniu, że jest to akcja nieprzychylnych Polsce ośrodków informacji, która przybrała na sile w ciągu ostatniego roku rządów polskich konserwatystów. Wiele z tych mediów uprawia podobną wojnę dezinformacyjną z nową administracją prezydenta Donalda Trumpa. Choć nie zawsze ich „sztaby generalne” się pokrywają.
W historii polskiego odporu tej trwającej lata wojny defamacyjnej dostrzec można kilka etapów: niemrawe reakcje przez ostatnich 25 lat, aby broń Boże nie obrazić czy nie dotknąć oszczerców, co spowodowało widoczną eskalację zjawiska. No i intensyfikacja naszych działań w ciągu ostatniego roku. Tylko MSZ interweniował poprzez swoje placówki za granicą 115 razy, patrz: kilka ostatnich listów protestacyjnych ambasadora w Waszyngtonie Piotra Wilczka do New York Timesa i Washington Post oraz odpowiedź na zarzut Jonathana Greenblatta, prezesa Anty-Defamation League na zarzut, że Polska jakoby przedstawia holokaust jako „ogólne cierpienie, a nie celowe ludobójstwo Żydów”/. Piotr Wilczek przeprosiny od Mr Greenblatta otrzymał, podobnie jak ambasador w Rzymie Tomasz Orłowski od włoskiej agencji informacyjnej ANSA. Warto raz jeszcze przypomnieć sądowe zwycięstwo z powództwa cywilnego Karola Tendery przeciw notorycznej kłamczyni i manipulatorce niemieckiej stacji ZDF i marne, bo marne, ale jednak przeprosiny, oraz kilka procesów w toku, prowadzonych przez Redutę Ochrony Dobrego Imienia Polski. Trzeba też przypomnieć bardzo ożywione akcje protestacyjne w sieci, polskich internautów znad Wisły i tych zamieszkujących nad Tamizą, Szprewą czy nad Potomakiem.
Ale ten mobilny „protest na kółkach” Fundacji Tradycji Miast i Wsi przyniósł nową jakość. Obok oficjalnych protestów MSZ poprzez swoje placówki dyplomatyczne, obok not pisywanych do światowych opiniotwórczych mediów jak BBC czy CNN, przez Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich czy dziennikarzy – sama mam na koncie z dziesięć listów protestacyjnych do Davida Camerona, BBC, Channel 4 - od niedawna przybyło kilka organizacji pozarządowych, które mają w statucie antydefamację jak Reduta Dobrego Imienia oraz masowe protesty polskich internautów. Teraz dołączyła jeszcze jedna forma, powiedziałabym bezpośrednia, „idąca prosto w lud” i omijająca wszystkie stopnie pośrednie jak sprostowania przez media czy noty dyplomatyczne, które mają tendencję do utykania gdzieś w przepastnych szafach ambasad czy lądowania w redakcyjnych koszach. Ten mobilny billboard wyszedł wprost na ulicę, z pominięciem uwikłanych w wojnę propagandową pośredników, polityków i lewicowo-liberalnych mediów, które własną piersią bronią półprawd i zwykłych kłamstw z uporem wartym znacznie lepszej sprawy. I dlatego – jako przekaz bezpośredni i docierający do zwykłych ludzi na ulicy – jest tak cenny i może być tak skuteczny. Ten message w jakiś sposób wpisuje się w ostatni światowy fenomen, braku zaufania do lewicowych elit przez wyborców, czy będą to Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania, Polska czy Francja.
Chcę powiedzieć, że będzie nam trzeba więcej takich „akcji bezpośrednich” - człowiek do człowieka, środowisko do środowiska, naród do narodu, projektowanych przez kreatywnych ludzi, organizacje pozarządowe, te większe, ale i mało znane jak Fundacja Tradycji Miast i Wsi. Przez media społecznościowe czyli internautów oraz artystów, naukowców i dziennikarzy, Polaków w kraju i Polaków za granicą. Jedynie w sytuacji, kiedy państwo ufa ludziom, wierzy w ich możliwości i potencjał, niemożliwe może stać się możliwym. Myślę, że i w tym – jak mówią Anglicy – departamencie, ochrony dobrego imienia Polski przed zniesławieniem, właśnie takie inicjatywy obywatelskie mogą przynieść wiele dobrych zmian. Ilościowych i jakościowych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/326529-z-billboardem-o-niemieckich-obozach-przez-swiat-bedzie-nam-trzeba-wiecej-takich-akcji-bezposrednich?wersja=mobilna