Zbliżająca się doroczna akcja WOŚP skłoniła mnie do namysłu nad polską dobroczynnością. Uprzedzam: nie będę chwalił ani krytykował Owsiaka. Są rzeczy ważniejsze.
Zbliża się 25 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jak co roku akcja wzbudza kontrowersje i pytania: „dawać czy nie dawać?” Do tego po raz pierwszy patronować wydarzeniu będzie TVN. W związku z tym rodzi się u jednych stwierdzenie: „O! Owsiak to nasz człowiek trzeba go popierać!” u innych zaś „O! mówiłem, że to nie nasz, nie dam ani grosza”.
Skupianie się na kimś innym, na tym „czyj kto jest” to ostatnio typowa tendencja, przyćmiewająca ważniejsze pytanie: kim JA (Kowalski, Nowak, Szymański…) jestem, jaką rolę odgrywam w społeczeństwie i konkretnie: jak wygląda moje zaangażowanie w dobroczynność czy w inne rodzaje aktywności społecznej .
Otóż jeżeli wierzyć statystykom (raport CBOS z marca 2016), większość Polaków (78%) stara się przynajmniej minimalnie pomagać osobom potrzebującym. Preferujemy najprostszą formę, jaką jest przekazywanie pieniędzy. Prawie dwie trzecie z nas w 2015 roku co najmniej raz przekazało jakąś sumę na cel charytatywny, 7% uczyniło to wiele razy, 37% - kilka, a 20% tylko raz. Czy wygląda to dobrze? Zależy od przyjętych standardów. Z mojego punktu widzenia mogłoby być lepiej. Ktoś inny powie, że trzeba cieszyć się z tego co jest. Podobnie układają się statystyki przekazywania rzeczy: odzieży, książek itp. (7% wiele razy, 35% kilka 16% raz, 42% ani razu). Zapewne w dużej mierze jest to wynikiem systematycznych zbiórek organizowanych przez Caritas.
Gorzej wygląda trzecia forma zaangażowania dobroczynnego – dobrowolna, bezpłatna praca lub usługi wykonywane na cele charytatywne. Zaledwie co szósty dorosły Polak (16%) przeznacza czas na taki cel. Wiele razy w ciągu roku pracuje dobroczynnie 4% społeczeństwa, kilka razy 9%, tylko raz - 3% zaś 84% nie uczyniło tego w ogóle(!) i co ciekawe – sytuacja ta pozostaje niezmieniona od dekady. Zastanawiam się co jest przyczyną: brak czasu, uciążliwość takiej formy, a może po prostu brak podmiotów, które by to organizowały? Pojawia się pole do popisu dla trzeciego sektora.
Mam szczęście obserwowania wyjątkowych społeczników. Poprzez pracę w Kapitule odznaczenia Pro Ecclesia et Populo (Dla Kościoła i Społeczności), która w imieniu ruchów katolickich Archidiecezji Gdańskiej wyróżnia osoby zaangażowane w bezinteresowną pracę społeczną, w tym charytatywną. Przez lata przewinęły się przez naszą nagrodę dziesiątki społeczników wielkiego serca, bezinteresownie i ofiarnie wspierających swoim czasem i pracą najróżniejsze dzieła pomocy. I ciekawe - są to osoby skromne, nieraz onieśmielone, których postawa sama w sobie komunikuje sens prawdziwej caritas. Nie boją się iść pod prąd krzykliwym tendencjom ostatnich czasów. Patrząc z tego punktu można być zbudowanym polskim społeczeństwem.
Wracając do badań – okazuje się, że angażowaniu się w różne formy dobroczynności sprzyjają przede wszystkim takie cechy jak: wyższe wykształcenie, lepsza pozycja zawodowa i finansowa oraz większe zaangażowanie religijne. Ponadto osoby najbardziej zaangażowane w dobroczynność to takie, które wierzą, że „działając wspólnie można pomóc potrzebującym lub rozwiązać niektóre problemy swojego środowiska i zrobić to skuteczniej niż wyłącznie w pojedynkę”. Przekonani są, iż „większości ludzi można ufać”. Mają poczucie, że „w obecnych czasach trzeba być bardziej wrażliwym i gotowym do pomocy innym ludziom”.
Jeśli chcemy zwiększyć zaangażowanie Polaków w działania charytatywne i aktywność na rzecz społeczności sąsiedzkiej, gminnej czy narodowej, powinniśmy w młodym pokoleniu kształtować takie właśnie przekonania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/323276-czy-polacy-potrafia-wspierac