Asystent pułapką na nauczyciela

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

W szkołach podstawowych będą mogli pracować asystenci nauczyciela - zdecydował Sejm, nowelizując ustawę o systemie oświaty. Ich zadaniem ma być wspieranie nauczyciela prowadzącego zajęcia dydaktyczne, wychowawcze i opiekuńcze lub zajęcia świetlicowe. Opozycja zwracała uwagę, że przyjęta nowela ma na celu wyprowadzenie ze szkół Karty Nauczyciela.

Dorota Dziamska, pedagog i ekspert Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców krytykuje pomysł MEN- u. W rozmowie z portalem niezalezna.pl mówi:

To działania podstępne i wyrachowane, czysta kalkulacja ekonomiczna, która z dobrem dziecka podmiotu edukacji nie ma nic wspólnego. Zwolniony nauczyciel zatrudniony jako asystent będzie tańszy i będzie zmuszony dłużej pracować. A szkolny personel przecież nie ulegnie zmianie.

Z projektu przygotowanego przez PO wynika, że asystenci nauczyciela będą musieli mieć wykształcenie co najmniej takie samo jak nauczyciele oraz przygotowanie pedagogiczne. Różnica między statusem nauczyciela, a asystenta polega na tym, że ci drudzy będą zatrudniani na podstawie Kodeksu Pracy, a nie - jak nauczyciele - na podstawie Karty Nauczyciela. Ich wynagrodzenie nie będzie mogło być wyższe niż to, które otrzymuje nauczyciel dyplomowany.

Dorota Dziamska zauważa, że wprowadzenie do szkół asystentów nauczycieli jest  tak naprawdę pułapką na pracowników systemu oświaty.

To kolejny manewr rządu, aby otworzyć realną furtkę zniesienia Karty Nauczyciela. To prawdopodobnie najważniejszy cel. Taka nowelizacja ustawy nie zmienia jej w kierunku naprawiania rzeczywistości jaka jest czyli nieprzygotowania szkół do edukacji młodszych dzieci. Wiemy doskonale, że aby każdy nauczyciel miał asystenta, to samorządy musiałyby zatrudnić w całym kraju tysiące nauczycieli, a pieniądze na to znów spadną z nieba albo i nie, pozostawiając jak zwykle w naszym kraju Ustawę o systemie oświaty z tzw. martwymi zapisami. Hipokryzją również jest to, iż z jednej strony asystenci mają mieć takie wykształcenie i przygotowanie pedagogiczne jak nauczyciele, ale z drugiej strony będą jedynie asystentami. Czyli kim będą w rzeczywistości? Jakie otrzymają role. Co w przyszłości się z nimi stanie? W jaki sposób będzie przebiegał ich rozwój zawodowy? Jaki będzie ich status? Przecież asystent z takim samym wykształceniem jak nauczyciel realnie będzie pracował 40 godzin i to za płacę minimalną. W konsekwencji zgodnie z prawem szkoła stanie się miejscem jawnej dyskryminacji zawodowej jej pracowników. Nauczyciel zatrudniony na podstawie Karty Nauczyciela w rzeczywistości będzie zarabiał więcej i pracował z uczniem krócej niż asystent.

Dorota Dziamska zwraca też uwagę na to, że szkoła stanie się miejscem przekształcenia systemu.

Teoretycznie dyrektor, który obecnie zostanie zmuszony do redukcji swojej kadry zwalniając nauczyciela może dać natychmiast propozycję zatrudnienia go na stanowisku asystenta. W rzeczywistości szkoły nie staną się wcale miejscem tworzenia nowych miejsc pracy, jak powiedziała obecna szefowa resortu edukacji, ale miejscem realnego przekształcania systemu w którym Karty Nauczyciela nie ma być w ogóle. To działania podstępne i wyrachowane, czysta kalkulacja ekonomiczna która z dobrem dziecka podmiotu edukacji nie ma nic wspólnego. Trzeba zadać jeszcze kilka pytań w tej sytuacji. Dlaczego pomysł asystenta pojawił się dopiero teraz gdy reforma się sypie i chaos w szkołach wzrasta. Dlaczego nikt o nauczycielach I klasy nie myślał w kategoriach realnej pomocy już w 2009 r. kiedy do szkoły szła pierwsza grupa młodszych o rok dzieci? Wiemy dlaczego. **Asystent, to kolejny krok do tworzenia oszczędności w systemie edukacji. Zwolniony nauczyciel zatrudniony jako asystent będzie tańszy i będzie zmuszony dłużej pracować. A szkolny personel przecież nie ulegnie zmianie -
mówi Dziamska.

Dorota Dziamska obnaża pułapki zastawiane na nauczycieli i rodziców 6-latków przez MEN. Podkreśla, że możliwość odroczenia sześciolatka, który poszedł do klasy pierwszej jest także martwym przepisem.

A kto zapewni miejsce w tej zerówce jeżeli nagle w listopadzie rodzice zdecydują o takim cofnięciu? A jeżeli takich decyzji będzie tyle, że należałoby utworzyć grupę dzieci, taki cały oddział przedszkolny i zatrudnić nauczyciela dla tej grupy? Czy o tym pomyśleli twórcy nowelizacji? A może zajmie się tymi dziećmi asystent nauczyciela taka osoba do zadań specjalnych -

podkreśla Dziamska.

Zgodnie z zapisami przyjętej noweli, rodzice będą mogli na podstawie opinii psychologa cofnąć dziecko do zerówki, nawet gdy we wrześniu rozpocznie ono już naukę w szkole. Będą mieli na to czas do 31 grudnia.  Teoretycznie…

Czytaj też:
Wielki bubel Kluzik

Podręcznik od premiera

Nierówna walka z MEN-em

MEN wciąż mydli oczy

ann/niezalezna.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.