„10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ” to cykl tekstów przypominających wydarzenia poprzedzające katastrofę smoleńską. Dzień po dniu odtwarzamy publikacje, wypowiedzi, atmosferę tamtych dni, analizujemy dokumenty, by z perspektywy dekady na nowo spojrzeć na tło narodowej tragedii.
Czym zajmował się polski wywiad?
To zasadne pytanie, bo do dziś nie wiemy, czy Agencja Wywiadu rozpoznawała w jakikolwiek sposób zagrożenia mogące wystąpić w związku z wizytami w kwietniu 2010 r. w Rosji polskiego premiera i prezydenta. Nic nie wiemy o działaniach AW w związku z bezpieczeństwem podróży najważniejszych osób w państwie na nieczynne lotnisko. Nic też nie wiadomo o ostrzeżeniach wywiadu w związku z rozgrywaniem polskich władz przez Rosjan – zaproszeniem do Katynia premiera i torpedowaniem wizyty prezydenta.
Wiemy za to, że Agencja Wywiadu zajmowała się… planowaną budową cerkwi w Katyniu. Opisaliśmy to z Marcinem Wikłą w tygodniku „Sieci” w listopadzie 2016 r. Chodzi o informację z 25 marca 2010 r. nazwaną „Wstępna ocena wymowy rosyjskiego projektu budowy cerkwi oraz obiektów o charakterze muzealno-edukacyjnym na terenie Zespołu Memorialnego „Katyń”
Oficjalnie projekt ten wpisuje się w koncepcję propagowaną przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną
-– czytamy w piśmie Szefa AW gen. Macieja Huni.
Polski wywiad nie miał jednak wątpliwości, że „rzeczywistym pomysłodawcą tej inwestycji jest osoba z najwyższych kręgów władzy, najprawdopodobniej osobiście premier W. Putin lub wicepremier I. Sieczin”. Dowiadujemy się także co nieco o finansowaniu kościoła.
Oficjalnie cerkiew zostanie wybudowana z ofiar złożonych przez osoby prywatne i organizacje. W rzeczywistości jednak całość inwestycji finansuje spółka Rosnieft kierowana przez grupę I. Sieczina i G. Timczenki.
Igor Sieczin (noszący przydomek Darth Vader, jeden z najpotężniejszych ludzi w Rosji i wtedy i dziś, prawa ręka Putina), od 2012 r. jest prezesem rosyjskiego giganta naftowego, szefem rady nadzorczej jest zaś były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder. W 2010 r. Sieczin był wicepremierem ds. energetyki.
Zarówno decyzja o realizacji tego przedsięwzięcia, jak i jego skala mogą stanowić element starannie zaplanowanego przez Rosję scenariusza obliczonego na zrelatywizowanie znaczenia zbrodni katyńskiej. W tym kontekście Moskwa – poprzez zestawienie mordu katyńskiego z innymi zbrodniami komunizmu – dąży do osłabienia, a nawet podważenia jego wyjątkowości i ludobójczego charakteru
— czytamy w niejawnym dokumencie AW skierowanym m. in. do Radosława Sikorskiego, Tomasza Arabskiego, Jacka Cichockiego i Andrzeja Kremera.
W 2010 roku budowa była jeszcze na etapie prac ziemnych, powstawały fundamenty, ale już wiadomo było, że cerkiew „stanie się dominującym elementem Zespołu Memorialnego”. Rzeczywiście, kiedyś efektowne wejście na teren katyńskiego cmentarza, dziś zupełnie niknie przy 40-metrowej świątyni, którą wieńczy efektowna pozłacana kopuła. Polski cmentarz jest położony kilkaset metrów dalej, w głębi lasu. Z drogi widać tylko cerkiew i kilka budek, w których można kupić pamiątki z Katynia: parę książek, notesy, widokówki, magnesy. Jak na Krupówkach…
Informacje o rzeczywistych inicjatorach budowy cerkwi w Katyniu są oczywiście interesujące, ale w obliczu skąpych (a wręcz żadnych innych) działań polskiego wywiadu przed uroczystościami katyńskimi zakrawają wręcz na kpinę.
Rekonesans w Rosji, dzień 2. - obietnice ws. lotniska
25 marca był ostatnim dniem pobytu w Rosji grupy rekonesansowej. O tym, czym zajmowała się dzień wcześniej, pisałem wczoraj:
Z racji tego, że 24 marca przedstawiciele władz centralnych Rosji nie dotarli do Smoleńska na rozmowy z polskimi urzędnikami, te odbyły się 25 marca w Moskwie. Na czele rosyjskiej grupy stał Zastępca Dyrektora Protokołu Rządu FR.
Polacy usłyszeli m.in., że wizyta Prezydenta RP jest poza kompetencjami aparatu rządowego Rosji. Dlatego też omawiano wyłącznie kwestie związane z planowaną wizytą premiera, w tym proponowany przez stronę rosyjską program uroczystości, a także polskie oczekiwania w tym względzie.
Polską delegację poproszono o informacje, ile i jakich samolotów ma lądować w Smoleńsku i kiedy ma to mieć miejsce. Zapewniono też, że wszystkie samoloty zostaną przyjęte, a informacje o lotnisku zostaną szybko przekazane notą do polskiego MSZ. Przypomnijmy, że dzień wcześniej władze obwodu smoleńskiego nie miały pewności, czy 10 kwietnia polskie samoloty zostaną obsłużone…
Jak się później okazało, Rosjanie nie przekazali jednak do MSZ noty z danymi lotniska Siewiernyj. Ostatecznie dane lotniska ambasada w Moskwie przekazała do KPRM. Tam stwierdzono, że są one takie same jak te, którymi dysponuje 36 specpułk, a okazały się one niewystarczające do podjęcia przez firmy lotnicze decyzji o możliwości lądowania samolotów czarterowych na lotnisku Siewiernym, więc potraktowano je jako materiał pomocniczy. Skoro firmy lotnicze nie otrzymały dokumentacji drogą dyplomatyczną, a czasu było coraz mniej, w KPRM zdecydowano o rezygnacji z czarterów i wykorzystaniu 7 kwietnia dodatkowych samolotów wojskowych. Stąd część uczestników delegacji poleciała do Smoleńska Casą.
O prezydencie bez ludzi prezydenta
Po spotkaniu dwustronnym przeprowadzono „w węższym gronie” rozmowy, dotyczące uroczystości 10 kwietnia. Z polskiej strony uczestniczyli w nich sekretarz ROPWiM Andrzej Przewoźnik, płk Jarosław Florczak z BOR, szef Protokołu Dyplomatycznego Mariusz Kazana, Dariusz Górczyński z MSZ i Tomasz Turowski z moskiewskiej ambasady. Na rozmowy m.in. z funkcjonariuszami FSB o planowanej wizycie prezydenta w Katyniu nie zaproszono jednak nikogo z kancelarii głowy państwa, mimo że byli wówczas obecni w Moskwie.
Przed odlotem z rosyjskiej stolicy urzędnicy KPRP rozmawiali za to z ambasadorem RP, który według zeznających później współpracowników prezydenta miał „zorientować się, że coś jest nie tak, to znaczy pomijany jest wyjazd z 10 kwietnia”. Rozmowa z Jerzym Bahrem dotyczyła m.in. spraw nagłośnienia i transportu, a także innych zapotrzebowaniach grupy przygotowawczej z KPRP. Ambasador wskazywał też na konieczność prowadzenia przez KPRP całej korespondencji związanej z organizacją uroczystości przez MSZ i ambasadę w Moskwie.
Wróćmy jeszcze na moment do spotkania z Rosjanami ws. 10 kwietnia. Jak zezna później Turowski, „strona rosyjska wyraźnie rozgraniczyła, że w przypadku 7 kwietnia 2010 roku chodzi o wizytę oficjalną, natomiast 10 kwietnia 2010 roku chodzi o wizytę prywatną”.
Natomiast Justyna Gładyś z polskiej ambasady zezna, że „Rosjanie nie zaprosili tam przedstawicieli Kancelarii Prezydenta, ponieważ wychodzili z założenia, że skoro obradują przedstawiciele rządu, to nie obejmują swoimi ustaleniami wizyty Prezydenta”.
Była ona też obecna w czasie spotkania w wąskim gronie płk. Florczaka z przedstawicielami Federalnej Służby Ochrony. Jak czytamy w dokumentacji Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga:
Justyna Gładyś tłumaczyła rozmowy BOR i FSO. FSO omawiała status wizyty Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, traktując tą wizytę, jako prywatną. Niemniej jednak deklarowała zapewnienie wszystkich środków ochrony przysługujących Prezydentowi obcego państwa na swoim terytorium. Polskie BOR bardzo troszczyło się o zapewnienie odpowiedniej ochrony dla Prezydenta. Obecny był płk Florczak, który później zginął w katastrofie. BOR i FSO starały się ustalić wszystkie szczegóły wymagane ich procedurami, na przykład czy będzie zamknięty ruch, czy będzie samochód opancerzony dla Prezydenta, ilość funkcjonariuszy ochrony. Odnośnie lotniska była rozmowa o tym, czy Rosjanie zapewnią podjazd kolumny pod samolot. Rosjanie zapewnili, że wszystkie te wymagania zostaną spełnione.
Jej relacja to jedyne źródło wiedzy na temat przebiegu tych rozmów.
Rosjanie oblatują lotnisko. I kłamią w protokole
Z raportu Komisji Badania Wypadków Lotnictwa Państwowego dowiadujemy się, że 25 marca 2010 r. odbył się tzw. oblot lotniska w Smoleńsku sprawdzający stan aparatury nawigacyjnej i środków łączności. Jego podsumowanie znajduje się w „Protokole kontroli z powietrza”, o którym „raport Millera” wspomina wielokrotnie.
Dokument wskazuje, że większość systemów na Siewiernym funkcjonowała prawidłowo. Ale zdaniem polskiej komisji to nieprawda. Raport KBWLLP wskazuje m.in. na uchybienia ws. arcyważnego systemu radarowego, który – jak wiemy – nie działał precyzyjnie, co 10 kwietnia przy gęstej mgle stanowiło śmiertelne zagrożenie dla osób znajdujących się na pokładach nadlatujących samolotów. W raporcie czytamy:
Zdaniem Komisji, płaszczyzna posadowienia102 systemu RSP-6M2 powinna umożliwiać optyczną widzialność statków powietrznych do wysokości 5-10 m w sektorze ±15° od osi DS. Przeszkody terenowe (grupy drzew) w strefie podejścia z KMląd 259° powodowały, że płaszczyzna posadowienia systemu RSP-6M2 nie spełniała takich wymagań. „Protokół kontroli z powietrza radiolokacyjnego systemu lądowania RSP-6M2” sporządzony po oblocie w dniu 25.03.2010 r., którego celem było sprawdzenie działania systemu RSP-6M2, jest niekompletny, nie zawiera bowiem:
− materiału faktograficznego wzorcowego podejścia do lądowania;
− graficznego zobrazowania ścieżki zniżania, kursu i położenia BRL i DRL;
− profilu z zaznaczonym promieniem „strefy martwej” i zasięgu radiolokatora dyspozytorskiego DRŁ (radar obserwacji okrężnej);
− schematu „ech stałych” oraz odbić od stożków odbijających;
− informacji o kierunku lądowania, z którego był wykonywany oblot;
− informacji o minimalnej odległości od progu DS i odpowiadającej jej wysokości, do której możliwa jest kontrola lotu samolotu na ścieżce lądowania;
− adnotacji o wykreśleniu i/lub porównaniu z wcześniej istniejącą ścieżką zniżania i linii kursu na wskaźnikach radiolokatora lądowania PRŁ.
Sami Rosjanie zaś odnotowali w „Protokole oblotu kontrolnego” nieprawidłowości dotyczące świateł podejścia na lotnisko. Wróćmy do „raportu Millera”:
W „Protokole oblotu kontrolnego” wykonanego 15.04.2010 r. stwierdzono, że „światła podejścia w zależności od miejsca położenia i wysokości lotu, na odległości 400, 700 i 800 metrów od progu DS 26 mogą być zasłaniane przez rosnące wokół nich drzewa i krzewy”. W tym samym dokumencie wskazano, że światła drugiej i trzeciej grupy (800 i 700 metrów od progu DS 26) nie istnieją – znajdują się tam resztki lamp, a kabel zasilający był zerwany. Na światłach pierwszej grupy (900 metrów) były rozbite filtry świetlne, a z trzech żarówek świeciła jedna. Z przeprowadzonego przez Komisję w dniu 14.04.2010 r. rekonesansu na miejscu wypadku wynikało, że w latarni kodowej KNS-4U, umieszczonej na BRL, z sześciu lamp sprawne były trzy.
(…) Z dokumentacji fotograficznej Komisji wynika, że elementy wchodzące w skład układu świetlnego lotniska SMOLEŃSK PÓŁNOCNY pochodziły z bliżej nieokreślonego systemu. W odróżnieniu od elementów urządzenia ŁUCZ-2MU nie miały luster i soczewek skupiających ani możliwości regulowania kąta świecenia zarówno w płaszczyźnie pionowej, jak i poziomej. Ustawienie punktów świetlnych systemu istniejącego na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY jest inne niż specyfikacja systemu ŁUCZ-2MU (dodatkowa linia lamp).
Zapis w „Protokole kontroli z powietrza systemu świetlnego ŁUCZ-2MU” z 25.03.2010 r., że system spełniał wymagania do zabezpieczenia lotów statków powietrznych bez ograniczeń, nie jest zgodny ze stanem faktycznym zarówno w dniu wykonania oblotu kontrolnego, jak i dniu wypadku.
To z tego powodu tuż po katastrofie rosyjskie służby wymieniały żarówki i dokonywały innych manipulacji przy światłach znajdujących się na ścieżce podejścia do pasa startowego.
Rosja wciąż szuka białoruskiej listy katyńskiej
25 marca 2010 r. rosyjski MSZ potwierdził publicznie, że otrzymał notę o przyjeździe Lecha Kaczyńskiego do Katynia. Poinformował o tym rzecznik MSZ Andriej Niestierienko. Jak zaznaczył, strona rosyjska udzieli Polsce wszelkiej niezbędnej pomocy w zorganizowaniu uroczystości katyńskich 10 kwietnia.
Odniósł się również do doniesień polskich mediów na temat poszukiwania w archiwach w Rosji listy 3870 Polaków zamordowanych w 1940 roku przez NKWD i informacji o miejscach ich pochówku. Podkreślił jednak, że nie znaleziono dotąd niczego, co byłoby podobne do białoruskiej listy katyńskiej.
Niestierienko podkreślił również, że poszukiwania w archiwach Rosji różnych dokumentów, które mogłyby rzucić dodatkowe światło na wydarzenia w Katyniu, prowadzone są od wielu lat.
Szukali, szukali i nic nie znaleźli. Aż wierzyć się nie chce, że mają taki bałagan w archiwach. Zdaniem polskich historyków, zajmujących się badaniem zbrodni NKWD na Polakach, dokumenty te muszą znajdować się na Łubiance.
Do dziś jednak „nie odnalazły się”.
Marek Pyza
Wszystkie części kalendarium „10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ” znajdziesz tutaj.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/492939-1004-dekade-pozniej-2503czym-zajmowala-sie-polski-wywiad?wersja=mobilna