Fedorowicz: publikację RMF FM traktuję jako ordynarną i chamską dla rodzin „wrzutę” medialną. NASZ WYWIAD

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Tezy, które pojawiły się zaraz po tragedii, znów się pojawiają, wracają do debaty publicznej. To pokazuje, kto rządzi w naszym kraju…

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dariusz Fedorowicz, brat śp. Aleksandra Fedorowicza, tłumacza Prezydenta RP.

wPolityce.pl: Rewelacje RMF FM przysłoniły inne tematy. Obecnie okazuje się, że nowych wersji rozmów jest więcej, bo dwie, a prokuratura już uznaje, że ekspertyzę Andrzeja Artymowicza należy uzupełnić. Jak Pan ocenia tę sprawę?

Dariusz Fedorowicz: Przede wszystkim chcę zwrócić uwagę, że rodziny ofiar mają bardzo utrudniony dostęp do wszelkich danych, ekspertyz i wiadomości z prokuratury prowadzącej tzw. śledztwo. Pojawiają się jednocześnie dziwne przecieki, bardzo obszerne, z których dowiadujemy się o jakichś rewelacjach. To jest oburzające. Nie wierzę, że to jest jakikolwiek przypadek. Sądzę, że to jest planowe działanie. Sugeruje to również termin publikacji, która miała miejsce na dwa dni przed rocznicą tragedii. W ten sposób wykorzystano większe zainteresowanie tragedią. Sądzę, że ten termin nie przypadkowo zbiega się również z publikacją książki Jurgena Rotha. Ta książka niesie ważne i poważne informacje. My się różnych rzeczy spodziewamy i domyślamy, jednak sądzę, że dla Niemców, dla świata zachodniego, który z łatwością przyjął ustalenia MAK, ta publikacja może być przyczynkiem do pogłębionej analizy tej sprawy. Do zainteresowania się prawdziwymi przyczynami tej tragedii.

Komisja rządowa już przekonywała, że nowe stenogramy uwiarygadniają tezy raportu Millera. Pana zdaniem takie stawianie sprawy jest uzasadnione?

Wartość tych tzw. ekspertyz budzi bardzo duże wątpliwości, choćby z racji słynnej już wymiany zdań dotyczącej godziny. Na stenogramie czytamy, że ktoś pyta o godzinę, zaś odpowiedź nie zgadza się o około 30 minut ze stanem faktycznym. Już choćby to wskazuje, że należy ostrożnie podchodzić do tych doniesień. Ja te materiały traktuję jako ordynarną i chamską dla rodzin „wrzutę” medialną, która ma w zasadzie bardziej dezinformować i siać niepokój, a nie cokolwiek wyjaśniać. Sądzę, że wartość merytoryczna jest w tej sprawie znikoma. To wszystko stawia pod znakiem zapytania rzetelność prokuratury. To kolejny mocny argument za tym, by całą sprawę badać od nowa.

Badać w Polsce, czy raczej w gremium międzynarodowym?

Tym się musi zająć komisja międzynarodowa, złożona z najlepszych światowych ekspertów, mająca nieograniczone możliwości techniczne oraz możliwości polityczne, czyli choćby możliwość odzyskania oryginałów dowodów do badań. Przecież to, co Polska poddaje analizom, również budzi wątpliwości. Nie wiadomo, czy to ma cokolwiek wspólnego z oryginalnymi nośnikami z Tupolewa. Sądzę, że wątpliwości w tej sprawie są zasadne. I dlatego popieram apel Ewy Błasik, Małgorzaty Wassermann, Ewy Kochanowskiej i Magdaleny Merty o umiędzynarodowienie śledztwa. Bez badania przez rzetelną komisję międzynarodową Polska z wyjaśnieniem tej tragedii sobie nie poradzi. Mija pięć lat, a my jesteśmy w punkcie wyjścia. Tezy, które pojawiły się zaraz po tragedii, znów się pojawiają, wracają do debaty publicznej. To pokazuje, kto rządzi w naszym kraju…

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.