Wielką karierę robi w naszych czasach słowo „zaistnieć”. Wiele osób chce dziś koniecznie zaistnieć, tak jakby nie wystarczało im samo istnienie; jakby „za-istnienie” było jakąś wyższą formą istnienia, dostępną jedynie najlepszym.
Chęć „za-istnienia” wynika z poczucia niedosytu istnieniem. Samo istnienie to za mało. Człowiek nie spełnia się w istnieniu, więc szuka czegoś więcej, jakiejś wyższej formy spełnienia. Niektórzy, by „za-istnieć” poświęcają wręcz swoje istnienie.
Są w stanie robić najgłupsze rzeczy, płacąc nawet wysoką cenę, byle zaistnieć. Przeważnie owo „za-istnienie” oznacza po prostu istnienie w mediach. Media są jednak ze swej natury pełne przekazów ulotnych, nietrwałych, efemerycznych. Najczęściej zaistnienie oznacza więc przemknięcie przez chwilę przez przestrzeń informacyjną niczym meteor, który wynurza się z mroku, by za chwilę zniknąć w ciemnościach niepamięci.
Chcą zaistnieć, by ich imiona zapisane zostały na Facebooku, Instagramie, YouTubie, Twitterze itd. A przecież chodzi o to, by nasze imiona zapisane zostały w Księdze Życia – na jedynych kartach, z których nie zostaną wymazane na wieczność. Droga do tego prowadzi jednak przez wniknięcie w sens istnienia, a nie ucieczkę od niego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/538082-zaistnienie-jako-forma-ucieczki-od-istnienia