Nagrania, na którym prezydent stolicy domaga się konkretnej muzyki, bo miasto jest jego, nie widzę w kategorii jakiejś wielkiej afery. To nagranie potwierdza raczej wszystko, to co o włodarzu stolicy już wiedzieliśmy. Czyli, że mamy do czynienia z człowiekiem zadufanym, pełnym miłości własnej, przekonanym o swojej wyjątkowości.
Przecież te wybory były „o tym”, żeby nie zadawać Rafałowi Trzaskowskiemu pytań, których nie lubi, a najwidoczniej wybory samorządowe „był o tym”, żeby prezydent stolicy mógł sobie w dowolnym klubie słuchać takiej muzyki, na jaką ma ochotę. I tylko nieprzyjemny dreszcz po plecach przechodzi na myśl o tym, że tak niepoważny człowiek mógłby zostać prezydentem kraju. Lepiej nie zgadywać w jakich okolicznościach, jakiej muzyki chciałby posłuchać.
Rafał Trzaskowski chciał się przy sobocie, po robocie zabawić w warszawskim klubie. A przecież było co odreagowywać. Czajka, drugi raz z rzędu nie dała rady, chociaż eksperci mówili, że wszystko z nią w porządku. Ba, nawet ekspertyzy pisali. Ryby, na złość wszystkim, przewracają się na plecy i nie przekonują ich kolejne badania, że woda w Wiśle jest świetnej jakości, a ryby nie mają prawa padać. Złośliwe rybska zdychają, jak na komendę. To pewnie pisowskie sztuki. I jeszcze wszyscy stania na czele jakiegoś ruchu społecznego od Trzaskowskiego wymagają! Coś się tam człowiekowi chlapnęło po wyborach na fali emocji, ale żeby zaraz wszyscy to mieli poważnie traktować? Może „weźcie troszeczkę pod uwagę”, że to była trudna kampania i teraz trzeba odpocząć, a nie jakieś ruchy, struktury budować! No i to wszystko chciał sobie prezydent stolicy odreagować i zaraz go nagrali. Szczerze powiem, że życzyłabym sobie, by z równym zaangażowaniem, co o zmianę muzyki, a później założenie przez wszystkich maseczek walczył Trzaskowski o szybkie usunięcie awarii w Czajce, o lokatorów wyrzucanych z kamienic, o zajęcia dodatkowe dla dzieci, czyli o cokolwiek co ma jakieś znaczenie dla mieszkańców stolicy. Może poza podwyżkami kwot mandatów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że ta taśma klejąca z czasu kampanii samorządowej wisi niczym fatum nad tą prezydenturą. Chciał, nie chciał stała się symbolem całej kadencji Rafała Trzaskowskiego: braku profesjonalizmu, planu działania, beznadziei, prowizorki i tymczasowości. A przecież miało być tak pięknie. Miały być bankiety, zagraniczne konferencje, a Warszawa miała być jedną wielką strefą relaksu. A tu, gdzie się nie obejrzeć tam schody. No i szambo. Wszędzie szambo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/517671-trzaskowski-jaki-jest-kazdy-widzi-i-slyszy