„Cała Platforma jest bezideowa. Wielu z tych polityków kwestie ideowe traktuje jako drugorzędne, natomiast dostosowuje się do tego jak idzie trend, jak idzie fala” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
wPolityce.pl: Sławomir Nitras, nawiązując do ruchu „Nowa Solidarność” powiedział, że to Platforma Obywatelska jest spadkobiercą roku 1980, ponieważ: „z nami jest Wałęsa”. Jak pan ocenia ten sposób argumentacji?
Prof. Mieczysław Ryba: Lech Wałęsa, jak widać, był z nimi od dawna. Nie tylko dlatego, że jego syn wielokrotnie kandydował z Platformy, nie tylko dlatego, że Wałęsa był gwarantem Okrągłego Stołu, ale też ze względu na te uwikłania związane ze sporem o agenturę byłego prezydenta. Lech Wałęsa był dla układu okrągłostołowego, czyli liberalno-lewicowego, pewnego rodzaju młotkiem na tych, którzy protestowali w imieniu „Solidarności” przeciwko tym rządom. Przeciwko rządom, które nie dokonywały dekomunizacji, które w istocie, godziły się na pewne patologie w przestrzeni życia gospodarczego, nie miały nic przeciwko laicyzacji Polski w myśl rewolucji neomarksistowskiej w Europie itd. Lech Wałęsa był traktowany przez nich jako narzędzie. Dzisiaj już bardzo mało skuteczne, bo Lech Wałęsa stracił gigantycznie na autorytecie. Nie tylko przez ujawnienie szafy Kiszczaka, ale również przez swoją bardzo brutalną retorykę, która już nikogo nie bawi, ani nie interesuje, tylko po prostu oburza. Ale widać, że nie mają już innych argumentów, więc Lech Wałęsa ma działać jeszcze na niektórych, ale to są bardzo nieliczne grupy w Polsce, które w ten sposób Wałęsę traktują.
A co z profilem światopoglądowym PO? Część środowisk popierających tę partię zarzuca jej politykom, że nie popierają otwarcie progresywnych postulatów LGBT czy nie opowiadają się wprost za liberalizacją prawa aborcyjnego. Nitras tłumaczy, że jednoznaczne deklaracje odebrałyby Platformie część poparcia. W którą stronę ostatecznie pójdzie ta formacja?
Nitras zachowuje się trochę tak, jak Trzaskowski w czasie tych wyborów. Trzaskowski zupełnie niedawno, wiedząc, że to nie zaszkodzi mu w Warszawie, absolutnie ulegał presji tych środowisk ideologicznych, bo one są medialnie bezpośrednio w zapleczu PO. Cała Platforma jest bezideowa. Wielu z tych polityków kwestie ideowe traktuje jako drugorzędne, natomiast dostosowuje się do tego jak idzie trend, jak idzie fala. W ten sposób szli w Warszawie. Pod takim sztandarem szli też do eurowyborów i je przegrali. Później Platforma wróciła do swojej starej, bardziej stonowanej retoryki w tym zakresie, co oczywiście denerwuje te środowiska medialne. One chcą przyspieszonej rewolucji kulturowej, seksualnej w Polsce. Platforma chce wygrywać wybory albo przynajmniej być na szczytach i stąd to napięcie. Platforma maszerując w tęczowych marszach – mówię o konkretnych politykach – Trzaskowski objął patronatem taki marsz, rozbudziła nadzieje rewolucji, a z drugiej strony widzą, że trzeba się cofnąć. A wiemy, że jak się coś obieca, a się potem odbiera, to rozczarowanie jest duże.
Rafał Trzaskowski mówiąc o tym, że wypowiedzenie Konwencji stambulskiej byłoby skandalem i świadczyło o chęci dokręcenia śruby, atakowania praw kobiet przez rządzących, puszcza oko do środowisk lewicowych, w tej sprawie opozycja będzie mówiła jednym głosem?
Pewnie tak. Nie wiem czy cała, nie wiem czy PSL w ten sposób się zachowa. Oni wiedzą, że o konwencji, w sensie istotowym, w sensie tej wizji człowieka, która jest tam zawarta, mało ludzi wie, więc można mówić tylko o prawach kobiet i zasłaniać się tym, że ci, którzy chcą wypowiedzieć konwencję w nie uderzają, a nie w genderową rewolucję. Wiadomo jest, że tutaj będą puszczali oko dla tego swojego rewolucyjnego, marksistowskiego zaplecza. Taka jest Platforma – Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Tylko żeby nie powiedzieć nic w sensie treściowym, żeby nie opowiedzieć się po żadnej stronie. Tak zawsze to mniej więcej wyglądało. Poczuli w pewnym momencie, że jest rozkaz – pewnie z Brukseli – że trzeba Polskę zrewolucjonizować, spróbowali, sparzyli się, więc próbują się wycofać na te swoje dawne pozycje, czekając na to, aż media, społeczeństwo ulegną pewnym procesom rozkładowym. Wtedy spokojnie będą mogli już powiedzieć: zrobimy to, czego od nas oczekujecie.
Prof. Flis stwierdził ostatnio, że Rafał Trzaskowski przegrał m.in. ze względu na „ludofobię” jego środowiska, które dzieli społeczeństwo na patrycjuszy – zaliczając siebie do tego grona – oraz na lud, który wymaga edukowania. Uważa pan, że ostatnie wybory zmienią coś w tym podejściu?
Pochodzę z Podkarpacia, nawet teraz jestem na Podkarpaciu. Pogarda, z jaką do tych ludzi zwraca się tzw. „warszawka”, jest tu bardzo boleśnie przeżywana. Przy czym poziom rozumienia spraw, życia kulturowego, osadzenia w tradycji, jest nieporównywalny w odniesieniu do tych, którzy uważają siebie za wyższych. Jak słusznie mówił jeden z moich przyjaciół księży: może oni wyższe wykształcenie mają, ale podstawowego brak. Jeśli ktoś nie ma podstawowego wykształcenia, nie potrafi szanować człowieka, być w jakiejś normalnej relacji z człowiekiem biedniejszym od siebie, bo nie prostszym - myślę, że jeśli chodzi o prostotę czy prostactwo, to wcale nie wskazywałbym na Podkarpacie - to takie są efekty. To taki patrycjat neo – złożony z dawnych PZPR-owców, dawnych SB-ków i nowobogackich, utrzymywanych w nieuzasadnionym poczuciu wyższości, jakichś biznesmenów mniejszych czy większych, a szczególnie tego światka intelektualnego z niezreformowanych uniwersytetów po komunie. Mamy do czynienia z wbijaniem przekonania: my jesteśmy Europejczykami, a ta druga część Polski, to nie są Europejczycy. Tylko, że Europa to głupota, mówiąc o pewnych procesach rewolucyjnych. Ktoś się cieszy, że idziemy w kierunku rewolucji i przez to jest ważniejszy. To jest kompleks. Jest to zbudowane na wielkim kompleksie, a nie na prawdzie. Jeśli mówiliśmy o dawnej szlachcie, dawnym patrycjacie, to ona miała tradycje, swoje wykształcenie, zakorzenienie, kontakty, rozumienie świata. A tutaj nie ma niczego z tych rzeczy. Natomiast jest kompleks, który leczy się poprzez pogardę dla innych, bo są trochę biedniejsi albo z mniejszych ośrodków. I to rzeczywiście jest wyborczo antyskuteczne, bo to ludzi obraża, mobilizuje żeby się bronić. Oni patrzą na rzeczywistość tak jak stara, zdegenerowana arystokracja XVIII-wieczna we Francji, która nagle dziwi się, że wszystko się wali, a wali się dlatego, że są oni w ogromnym błędzie i rozkładzie. Pytanie jest, czy jeszcze raz będą bili głową w mur. Mają nadzieję, że młodzież, która w II turze w większości zagłosowała na Trzaskowskiego, że ona to już będzie to nowe pokolenie – tak jak uważali marksiści – że młodzież to już będzie nasza i wszystkie sprawy zostaną domknięte. Ale młodzież dorasta. Myślę, że jest to bardzo zła metoda, w sensie skuteczności politycznej, a katastrofalna, jeśli weźmiemy pod uwagę utrzymywanie Polski w jedności, bo te podziały są sztuczne i bardzo niebezpieczne.
Not. kb
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/511018-prof-ryba-po-puszcza-oko-do-marksistowskiego-zaplecza