Bardzo trudno znaleźć jakieś wypowiedziane zdanie Rafała Trzaskowskiego bez towarzyszącego mu grymasu złości.
Uwaga, zły polityk! – takie napisy mogłyby być przytwierdzone do drzwi komitetów wyborczych kilku kandydatów na prezydenta. Tę złość było już widać w kampanii, ale szczególnie rzucała się w oczy i na uszy podczas debaty w Telewizji Polskiej. Zabawne jest to, że ci „źli” (nie w sensie etycznym oczywiście) uważają, iż coś w ten sposób demonstrują swoim przeciwnikom, a właściwie jednemu – Andrzejowi Dudzie. Tymczasem ta złość wygląda na obrażenie się na cały świat, a przynajmniej na jego połowę i wcale nie sprawia wrażenia ukierunkowanej.
Gdyby chodziło o metaforę „złego”, jaką jest tytuł powieści Leopolda Tyrmanda i jej główny bohater Henryk Nowak, mogłoby to być nawet dla kandydatów korzystne. Bo Nowak mimo grzechów z przeszłości starał się odkupić swoje winy. Ale w debacie chodziło o zwykłą złość, często popartą „złymi” minami i gestami. Nie tylko w debacie zresztą, skoro już wcześniej mieliśmy ten sam zestaw mimiczno-gestykulacyjno-słowny np. u Rafała Trzaskowskiego, gdy straszył Telewizją Polską i odgrywał rolę jakiegoś demiurga (niestety albo na szczęście – kieszonkowego).
W schemat „złego” zaskakująco łatwo wpisał się Szymon Hołownia. Cały czas był „najeżony” i starał się miotać wzrokiem pioruny, co czasem wyglądało groteskowo. Atakował Kościół, i to w sposób, który byłby „naturalny” u Jerzego Urbana albo byłego księdza Romana Kotlińskiego, ale nie samozwańczego pisarza „katolickiego” i rekolekcjonisty. Teraz widać zresztą, jaki ten katolicyzm jest celuloidowy (a może bakelitowy) i bezobjawowy. Po prostu produkt, sposób na robienie kariery i jak najlepsze sprzedanie się na rynku.
„Złe” miny, a wręcz grymasy, a także sposób wypowiadania niektórych zdań przez Rafała Trzaskowskiego niespecjalnie dziwią, gdyż mimo treningów i usilnych starań nie jest on w stanie zapanować nad odruchami. Gdyby zrobić stopklatki, daje to piorunujący efekt, bo bardzo trudno znaleźć jakieś wypowiedziane zdanie bez towarzyszącego mu grymasu złości. Na co Rafał Trzaskowski jest taki zły? Przecież nie musiał wchodzić do gry. I chyba nie liczył, że wszyscy konkurenci padną przed nim na kolana i się poddadzą?
Najbardziej groteskowa jest złość w wykonaniu Pawła Tanajny, bowiem jego twarz jest właściwie pozbawiona mimiki. Ale widać, że nie potrafi zapanować nad tym, co w nim tkwi, a co objawia się w przyspieszaniu wymowy zdań i podnoszeniu głosu. Tanajno stworzył sobie taki wizerunek, nie tylko podczas dwóch telewizyjnych debat, że właściwie bardzo trudno się go bać, bo to postać raczej z pewnej dziedziny rozrywki. Może dlatego wygląda na początkującego happenera, który jeszcze się nie nauczył grać „złego”, ale coś w nim buzuje i „musi, bo inaczej się udusi” (gdyby zacytować klasyka Jonasza Koftę).
Władysław Kosiniak-Kamysz raz chciał być „zły”, a raz dobry w stylu lekarzy z telewizyjnych seriali. Na przemian się więc rozpogadzał i zachmurzał. I chyba asynchronicznie, bo czasem złość malowała się na obliczu i w gestach w tych momentach, gdzie już powinno być pogodnie. To chyba efekt przetrenowania. Albo nieustannego sprawdzania się przed żoną, która ma go za „tygrysa”. Robert Biedroń bywał „zły”, ale chyba tylko na siebie albo współpracowników, bo wyglądał tak, jakby to jego „zło” było endogenne i raczej uderzało w niego samego niż kogokolwiek na zewnątrz. Krzysztof Bosak nikogo nie straszył, ale to chyba dlatego, że nie ma nawet opanowanej takiej techniki.
Byłoby zrozumiałe, gdyby hasło „uwaga, zły polityk” (przecież nie zły w znaczeniu etycznym, tylko groźny, bo nieprzewidywalny) odnosiło się precyzyjnie do tych, którzy mieliby się bać, a przynajmniej czuć respekt. Nic z tych rzeczy. To była złość właściwie na każdego, kto nie patrzył na „złych” z uwielbieniem. A nawet złość wobec samych „złych”. I to nie jest sprawa banalna, tym bardziej w końcówce kampanii. To jest jakiś rodzaj mimowolnego ekshibicjonizmu, nad którym nie można zapanować.
O ile bardzo często na różne groźne miny, gesty i mające budzić strach słowa polityków patrzymy z przymrużeniem oka, bo to tylko spektakl tu jest inaczej. Coś bowiem w tych ludziach tkwi, coś ich trawi od środka, niosą w sobie jakiś ładunek skłębionych urazów i emocji. I to nie jest dobra rekomendacja wyborcza, bo jednak obywatele wolą, gdy prezydent nie ma w sobie nic mrocznego czy choćby dziwnego. Na szczęście dla wyborców, bardzo niewielu potrafi te swoje „zmory” (tak, tak – w sensie z powieści Emila Zegadłowicza) ukryć czy wytrenować się tak, żeby ich nie było widać. Widać i to wiele mówi o ich nosicielach. Warto na takie rzeczy zwracać uwagę, bo czasem aktor nie gra postaci, tylko jest sobą. Tak mówią na przykład o odtwórcy tytułowej roli w jednym z filmów Feliksa Falka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505293-przy-ktorych-kandydatach-tabliczka-uwaga-zly-polityk?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+wPolitycepl+%28wPolityce.pl+-+Najnowsze%29