Były premier, były cesarz, car, a także i były wezyr Europy spróbował znowu swego dowcipu. Wedle ostatniej drwiny tego tytana myśli i pracowitości jakże wdzięcznym obiektem do wykpienia jest rejs najpotężniejszego samolotu, wyładowanego po brzegi sprzętem sanitarnym i medycznym niezbędnym do ratowania ludzi.
Pytam poważnie – czy można przy takiej okazji wymyślić coś jeszcze bardziej idiotycznego, znamionującego umysłową pustkę autora? No, właśnie. Ale warto przy okazji przypomnieć miłość tego mędrca z Sopotu do latających maszyn, szczególnie tych cotygodniowo dostarczających go do Gdańska na haratanie w gałę. W piątek w jedną stronę, a we wtorek z powrotem. Także do aeroplanu należącego do jednego z większych oszustów w Polsce, ale za to dającego zatrudnienie synowi owego mędrca i bohatera skandalicznej ucieczki z kraju. Do pociągania tej maszyny na gdańskim lotnisku, przy okazji rozpoczęcia działalności podejrzanej firmy awiacyjnej, stanęli prawie wszyscy gdańscy członkowie dworu Tuska. A zdjęcia stamtąd, które wkrótce obiegły cały kraj, były doskonałą ilustracją zespolenia polityczno - przestępczych sił w dziele budowania nowego porządku w państwie. I teraz, ojciec chrzestny tego wielkiego przedsięwzięcia drwi z premiera, który przybył na lotnisko, by ucieszyć wzrok tonami ratującymi zdrowie i życie Polaków. Donald Tusk udowodnił, że wart jest jeszcze większego wyróżnienia niż medal Rathenaua, jednego z największych wrogów II Rzeczpospolitej u jej zarania. Ale Berlin już pewnie smaczniejszych łakoci nie posiada.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/495979-bez-inwokacji-tusk-a-sprawa-samolotu