W południe biły dziś dzwony. W pustej Warszawie, w pustych miastach pełnych zdyscyplinowanych, ale i niepewnych obywateli, biły też w Rzymie.
Jak od wieków przy zarazie. Trzeba było tylko tygodni, by biły te dzwony w całej oczywistości swej roli.
I już Pan Czarzasty nie apelował dziś do „Pana Gądeckiego” o zamknięcie kościołów, akcentując swą nowolewicowość pomijaniem tytułu arcybiskupa. Aż chce się zapytać – a z których to Czarzastych mówca taki hardy? Pamięć czasem trzeba ożywić…
Zostańmy bez rewanżu i bez zamiany pana na towarzysza, bo i po co takie rewanże.
Lepiej przypomnieć przy każdej okazji, że dochowaliśmy się w rzeczonym panu Czarzastym wicemarszałka Sejmu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, a w Panach Millerze i Cimoszewiczu reprezentantów Narodu w Brukseli.
Podziękowania dla Platformy za ten wkład w demokrację i historyczną równość, i pożytek z wyborów.
A dzwony dzwoniły, bo to dziś Święto dla niektórych wielkie – Zwiastowania Pańskiego, a więc objawienia się Archanioła Gabriela Marii i jego zapowiedzi narodzenia Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
Stąd te dzwony i przypomnienie, że dzwoniono o tej porze i przy podobnych okazjach przez wieki i nikomu to nie przeszkadzało.
Aż pojawił się Radek Sikorski, też reprezentant Narodu w Brukseli, który lży i wyszydza krakowską Panią kurator oświaty.
Taż wypowiedziała publicznie myśl, że „jak 100 lat temu zarazę bolszewicką pokonaliśmy, bo Polacy zawierzyli Bogu, tak dziś przez wstawiennictwo Patrona naszych czasów św. Andrzeja Boboli, prośmy o uwolnienie Polski od wirusów zła”.
Na co minister i reprezentant Narodu:
Czy jako ministrowi obrony w rządzie PiS Pani Kurator uwierzy mi, że większy wpływ na zwycięstwo miała nasza przewaga techniczna i informacyjna oraz plan operacyjny wykorzystujący błędy ofensywy bolszewickiej? I tak proszę uczyć młodych Polaków, a nie wciskać im ciemnotę.
I jest problem.
Pani Kurator nie pisała o koronawirusie tylko, ale o „wirusach zła”, odwołując się do Świętego i Opatrzności. Ma prawo, bo tradycja taka trwa od szwedzkiego najazdu, jeśli nie wcześniej, od kiedy, zresztą zahukana przez Platformę, mniejszość modli się słowami suplikacji – „od powietrza, głodu i wojny wybaw nas Panie”. I nie o smog chodziło.
Oponent Pani Kurator, a właściwie pewny swego pogromca i znawca ciemnoty oraz jasności, wywodzi swój autorytet z bycia niegdyś ministrem PISu, ale zwycięstwo w 1920 tłumaczy przewagą techniczną i informacyjną Polaków.
Jak na dyplomatę nieściśle, bo zapomina o blokowaniu transportów broni do Polski przez ówczesne europejskie zastępy postępu, ale i sile przedziwnej, wszak nie technicznej, która zmobilizowała armię samych ochotników do walki z bolszewikami, jeśli nie bolszewicką zarazą.
Cóż to była za siła Panie Sikorski ?
Problem jest właśnie w szczegółach, bo były minister PiS nie wyjaśni tak prosto upadku Cesarstwa Rzymskiego oraz fenomenu Termopil, a Pani Kurator nie eksponuje, ze strachu przed wykwintnymi czytelnikami, czynnika wiary, która potrafiła w historii góry przenosić.
W sporze publicznym to pani Kurator na głupią jaką jest kreowana, a były minister na mądralę, co rozbawia do łez, szczególnie gdy chodzi o ministra.
Tenże, konstytucyjny minister spraw zagranicznych Najjaśniejszej Rzeczypospolitej już w 2011 roku pisał o Powstaniu Warszawskim, że „warto wyciągnąć lekcje także z tej narodowej katastrofy”.
I znów subtelność.
Historyk może mieć taki pogląd, jeśli go uzasadni, polityk natomiast, który w libertyńskiej Francji napisałby tak o ich ruchu oporu, to by zniknął w sekundę ze sceny nawet libertyńskiej jako ten sen złoty.
A Sikorski nie zniknął, i Naród twardo reprezentuje, i to jest nasz problem.
Powiedzmy z francuska – pan minister nie skorzystał z okazji, by siedzieć cicho.
Rozumiem, że były minister spraw zagranicznych i obrony za normalniejsze uznałby powieszenie na Rakowieckiej wszystkich powstańców i utworzenie dla Profesora Szwagrzyka już nie łączki a pola rozległego do badania, jak się kończy nieuznawanie legalnej władzy z Lublina, z ręki sierżanta Śmietańskiego, wszak żołnierza także.
Aż dziw, że ten kat z Rakowieckiej nie ma dotąd ulicy swego świetlistego imienia.
Te dyskretne przypomnienia rozsądziłyby wreszcie w dyskusji z czasów zarazy problem Żołnierzy Wyklętych, o których koledzy Marszałka Czarzastego powiadają, że byli to bandyci.
Jak bandyci to wybici w końcu też przez żołnierzy, ale nazwijmy ich może dla odróżnienia Żołnierzami Przeklętymi, na rosyjskim żołdzie, z rosyjską bronią, rosyjskimi dowódcami i orzełkiem dla dodania fasonu, w czasach zbrojnego utrwalania suwerennej władzy.
W historycznym dyskursie, którym warto może ożywić dobę kwarantanny z powodu zarazy, dobrze jest też wyjaśnić – czy dlatego, że tamci byli Wyklęci, w Warszawie wciąż jest Aleja Armii Ludowej?
Tak wybrał Naczelny Sąd Administracyjny, uznając, że niedostatecznie uzasadniono potrzebę zmiany tej nazwy na ulicę Lecha Kaczyńskiego.
Oj, rzucą się przeciwnicy Pana Prezydenta, w istocie broniąc Armii Ludowej, z całą jej historią i genezą.
Taki to polski ambaras w czasach zarazy.
Wieczorem Jego ekscelencja Arcybiskup Stanisław Gądecki dokonał aktu zawierzenia Polski, razem z wicemarszałkiem Czarzastym.
I… dobrze. Może pomoże, z pewnością nie zaszkodzi.
A niech sobie wicemarszałek myśli o „Panu Gądeckim”, co chce, ja mam prawo myśleć o marszałku swoje oraz o Sikorskim i Żołnierzach Przeklętych, problem jest tylko w tym – by rozumieć - komu to biją dzwony i dlaczego Pani Kurator prezentowana jest jako głupia. Na szczęście w Krakowie zabrzmiał też Zygmunt.
*
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/492929-ambarasy-czasow-zarazy?wersja=mobilna