Opozycja się tłumaczy, przekonując, że doszło do wpadki.
Sprzyjająca jej prasa narzeka, krytykuje, a „Rzeczpospolita” po prostu płacze rzewnymi łzami. Internauci szydzą, zwolennicy Zjednoczonej Prawicy triumfują.
Warto jednak zauważyć, że to już drugi w ostatnich tygodniach przypadek, kiedy większość rządząca wygrywa głosowanie tylko dzięki potknięciom opozycji, bo jej naturalna większość zawodzi. Wcześniej zdarzyło się to, gdy posłowie opozycji nie przyszli i stracili szansę zrzucenia z porządku obrad ustawy ograniczającej partyjne i polityczne zaangażowanie niektórych sędziów oraz ich ambicje, by stać się superrządem i nadtrybunałem. Wtedy jednak sytuacja też była skutkiem zaskakująco słabej frekwencji polityków PiS w Sejmie.
Rozumiem, że to nie jest łatwe, bo wielu posłów pełni także funkcje rządowe, ma inne zobowiązania wynikające ze sprawowania władzy. Ale z ostatnich wydarzeń warto wyciągnąć inny wniosek niż samozadowolenie, że po drugiej strony są koledzy Flipa i Flapa. Bo w kolejnym głosowaniu może to pójść inaczej i kto inny może zostać obsadzony w takiej rozrywkowej roli. Najwyraźniej coś w organizacji pracy większości sejmowej szwankuje. Taka ruletka jest jakoś tam do przeżycia, gdy ma się większość także w izbie wyższej. Ale przy tym Senacie, tak jednoznacznie politycznie wrogim w swojej większości, w ten sposób to działać nie będzie. Być może trzeba głosowania bardziej blokować. Możliwe, że konieczne jest wzmocnienie mechanizmów dyscyplinujących.
Wydarzenie czwartkowe są więc nie tyle sukcesem większości, co ostrzeżeniem, które warto wziąć do serca. Warto rozważyć, co nie działa. Konsekwencje niektórych przegranych głosowań mogą być trudne do odwrócenia, a na pewno bolesne wizerunkowo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/481452-wygrane-cudem-glosowanie-to-nie-sukces-ale-ostrzezenie