Nazwanie rzeczy po imieniu i przyznanie historycznej prawdy zmusiłoby liderów Lewicy, w tym Czarzastego, do rozliczenia się z własną indywidualną i kolektywną przeszłością.
Dużo już powiedziano o wystąpieniu lidera SLD Włodzimierza Czarzastego, który uznał zajęcie Polski przez Sowiety w trakcie II wojny światowej za wyzwolenie. Jest ono w fundamentalnym, logicznym sensie nieprawdziwe. Wyzwolenie oznacza danie wolności. Sowieci nie dali nam wolności, ale podbili Polskę i uzależnili ją od Moskwy. I nie ma z tym związku liczba ofiar, którą w trakcie walk z Niemcami ponieśli, łzy ich matek czy inne, sentymentalno- kiczowate pseudoargumenty. Polacy po wojnie nie stali się wolni. Naturalnie, zniewolenie zniewoleniu nierówne, może być takie, które prowadzi do śmierci, jak hitlerowska okupacja, może być takie, w którym można żyć.
Te oczywistości, które piszę, podkreśla opis wydarzeń. U zarania wojny legł sojusz Niemiec i Związku Sowieckiego, które wspólnie zaatakowały Polskę i podzieliły ją między siebie. To, że potem rozpoczęły walkę, która zakończyła się klęską III Rzeszy, nie ma nic do rzeczy. Często najeźdźcy walczą o zdobycz. Tereny podbite przez Niemcy, w tym Polskę, zajęły Sowiety.
Dlaczego lider SLD 30 lat po upadku komunizmu powtarza jego propagandowe tezy? Lewica nie musi przecież uznawać sowieckich podbojów za wyzwolenie. Jednak dominująca jej część, która w III RP wywodzi się z PRL, trzyma się ich uporczywie. Nazwanie rzeczy po imieniu i przyznanie historycznej prawdy zmusiłoby jej liderów, w tym Czarzastego, do rozliczenia się z własną indywidualną i kolektywną przeszłością. III RP zbudowana została na zafałszowaniu i schizofrenicznym fundamencie. Mieliśmy tworzyć nowe państwo w miejsce PRL, który był zły, ale tworu tego nie wolno było rozliczać, bo… taki zły jednak nie był. Zwłaszcza nie wolno oceniać jego prominentów z Jaruzelskim na czele. W sensie politycznym sprawa była jasna. W III RP władzę przejął postkomunistyczny establishment z dokooptowaną częścią opozycyjnych elit, a rozliczenie podważyłoby jego pozycję, a także prawomocność całego systemu. Dlatego teoretycznie należało odrzucać ustrój PRL, był on przecież zaprzeczeniem norm nowego ładu, ale równocześnie należało relatywizować te oceny, dodając, że rzeczywistość była bardziej skomplikowana – sformułowanie to stanowi fundament erystyki, bo czy możemy znaleźć realność mniej skomplikowaną niż nasze o niej sądy – i zwłaszcza nie wolno wartościować funkcjonujących w niej ludzi. Ich ocena musiałaby prowadzić do zasadniczego pytania: jak możemy akceptować to, że występujący w imię własnego interesu przeciw swojej wspólnocie i elementarnym jej zasadom korzystają z tego w wolnym już i, podobno, demokratycznym kraju?
Sprawa tzw. wyzwolenia Polski przez Sowiety jest w tej kwestii kluczowa. Jeśli zaakceptujemy prawdę i zgodzimy się, że zostaliśmy zniewoleni przez Moskwę, która narzuciła nam totalitarny system, to uczestnictwo w tym przedsięwzięciu jest rzeczą godną potępienia. Można bronić takich czy innych kompromisów, mniej lub bardziej usprawiedliwiać określone działania, ale wcześniej należy nazwać rzeczy po imieniu. A ocena taka rzutować będzie na całość dziejów PRL. Czarzasty w komunistyczny system zaangażował się jako młody człowiek i ciągle był nim, kiedy ustrój upadł. Jego kariera jednak i, co więcej, rola w III RP wyrasta z wyborów, których nie sposób obronić. Najwięcej mówi o tym państwie fakt, że dźwignią awansu było w nim wcześniejsze komunistyczne karierowiczostwo oraz brak zasad. Nie twierdzę, że działalność w PZPR musi przekreślać późniejsze role społeczne, ale fatalne jest, kiedy staje się ona trampoliną do sukcesu. „Długi ceń PRL-u” to tytuł mojej książki, a potem serii programów telewizyjnych, w których wyjaśniałem rolę komunistycznego systemu w kształtowaniu ładu III RP. Niezwykłą naiwnością było sądzić, że efekty tego typu totalnego ustroju łatwo dadzą się wyrugować tylko dlatego, że sam on zbankrutował. Szczególnie ostentacyjnie widać to w walce o elementarne sprawy, takie jak przywrócenie prawdy o historii, pozwalającej rozpoznać tych, którzy walczyli o dobro wspólnoty i tych, którzy, z różnych względów ją zdradzili. 30 lat od upadku komunizmu sprawy te w społecznym wymiarze nie zostały ostatecznie nazwane. Nie dlatego, że są one tak trudne do rozróżnienia. W podstawowym sensie są dość jednoznaczne. Komplikują się później, kiedy na ich tle rozpatrujemy indywidualne losy i wybory. Po to jednak, aby zrozumieć tę złożoność, musimy odbudować owe zasadnicze znaczenia i punkty orientacyjne. Inaczej dzieje przestaną dla nas cokolwiek znaczyć. To, że liczne grupy wpływowych ludzi w Polsce mają w tym swój interes, to już inna sprawa.
Felieton opublikowany w tygodniku „Sieci” nr 49/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477839-dlugi-cien-prldlaczego-szef-sld-powtarza-propagandowe-tezy?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%253A+wPolitycepl+%2528wPolityce.pl+-+Najnowsze%2529