„Wie pan, on tak naprawdę jest bałwanem i ma lepkie rączki, ale mówię to tylko na stronie, bo, pan wie, to może zaszkodzić naszym” – takie poufne oświadczenia wysłuchuję co chwilę, dotyczą prominentnych czynowników dobrej zmiany, oczywiście konkretnych i na razie nielicznych.
Nie wolno mówić! Dla dobra sprawy trzeba milczeć, gęba na kłódkę, bo zaszkodzimy naszym. Zaraz, zaraz! Jakim „naszym”?! To promowaliśmy do władzy karierowiczów i zadufków? Mamy tolerować draństwo w imię wyższych celów? Czy samo przyzwolenie na przymykanie oczu wobec dziadostwa po stronie tych, którzy uwiedli nasze poparcie, jest postępowaniem patriotycznym i koniecznym? Mamy tolerować nieudacznictwo, niejasne powiązania i układy w imię wyższych zasad?
Tak przemawiali onegdaj „miękkogłowi” w PZPR, robili do nas oko: „Bo wiecie, przyjdą tamci, Grabscy, »twardogłowi«, oni nie mają skrupułów. My – towarzysze – wiemy, że nie jest dobrze, ale przecież jak nas nie będzie, to będzie znacznie gorzej”. Tak to trwało – siłą gnilnego rozpędu – w PRL od lat 70. Zawsze byli jacyś „nasi”. Oczywiście porównanie do PRL jest wyolbrzymione i w istocie niesprawiedliwe, ale dobrze znam ten mechanizm. Przepuszczamy małe grzeszki w imię większych, acz mitycznych i w praktyce nieosiągalnych „dóbr”. Gonimy za marchewką dobrej Polski. Ona będzie jeszcze nie teraz, ale przecież ci, którzy to wiedzą lepiej, poprowadzą nas do niej. Otóż oświadczam: to brednia, najgorsze z możliwych kłamstwo, bo zatruwające nasze myślenie powoli. Potem każdy, kto będzie kwestionował warunki naszego „partnerstwa” z USA automatycznie, na zasadzie odruchu psa Pawłowa, będzie sytuowany po stronie „ruskich”, „agentury” etc. To zamknie całkowicie naszą zdolność realnej oceny sytuacji. Nie mam ochoty być króliczkiem, któremu macha się przed nosem marchewką. To podgrzeje się Smoleńskiem, to znów targowicą i spokojnie można slalomem kluczyć – wybierać Czarzastego na wicemarszałka Sejmu, po cichu układać się z każdym. Bo przecież władza „naszych” jest najważniejszym celem. Oni prowadzą w dobrym kierunku, tylko chwilowo okoliczności nie sprzyjają. Taka zabawa może trwać w nieskończoność, a PiS w butach poprzednich ekip będzie się czuło coraz lepiej. Zmieniamy dekoracje, rzeczywistość pozostaje.
Nie mam zamiaru kwiczeć w kagańcu. Polityka może mieć szlachetniejsze oblicze, choćby teraz kosztowało to sporo kłopotów.
Felieton ukazał się w numerze 47/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/475545-nowa-poprawnosc-polityczna