Ekologia staje się dziś świecką religią. To już nie tylko obrona naturalnego środowiska, które rzeczywiście obrony wymaga, chociaż nie w taki sposób, w jaki się to nam dzisiaj wmawia. To coraz modniejszy styl życia. Weganizm np. precyzyjnie reguluje życie wyznawców i to jest podstawa do wątpliwości, jakie można wobec niego żywić. Sama idea, aby nie zadawać cierpień zwierzętom, jest szlachetna, jeśli jednak współczucie dla nich przeważać zaczyna nad współczuciem dla ludzi, sytuacja robi się niebezpieczna.
Ekologia ma i musi mieć rodowód konserwatywny. Stanowi przecież ochronę tego, co jest, broni tego, co trwałe i niezmienne. Jako ruch społeczny pojawiała się na przełomie XIX i XX w., chociaż antycypowana była w romantyzmie z jego niechęcią do miejskiego „odczłowieczającego” życia. Wypływała z uznania wartości tradycyjnych form związanych z naturą bytowania. Konserwatywne myślenie wyrasta ze zrozumienia natury świata i człowieka jako jego mieszkańca. Zbyt gwałtowane zmiany naruszają naturalny porządek. Oderwany od przyrody, która ma również aspekt Boskiego ładu i piękna, człowiek nie potrafi odnaleźć właściwego sobie miejsca.
Prorocy lewicy i postępu odrzucali naturę rzeczy oraz człowieka i nienawidzili tradycyjnych modeli ludzkiej egzystencji. Domagali się emancypacji z nich. Marks bez żadnego uzasadnienia pisał o „idiotyzmie życia wiejskiego”. Miasto, masa, maszyna były ich idolami. Obiektem adoracji i obowiązkowym elementem socrealistycznego pejzażu były dymiące kominy.
To dopiero kontestacja lat 60. ub.w. odwróciła się od industrialnego przemysłu. Od naiwnej ucieczki na truskawkowe pola prowadziła do wizji zniszczenia przemysłowego świata. Można uznać, że naturalna niepewność człowieka mieszkającego w zmieniającym się zbyt szybko otoczeniu, które nie współgra z jego potrzebami, została przejęta przez lewicę pod hasłem walki z kapitalizmem, czyli wolnym rynkiem. To ów kapitalizm miał być odpowiedzialny za wszelkie nieszczęścia rewolucji przemysłowej i zmiany warunków ludzkiego życia. Jak zwykle w lewicowej mentalności mieliśmy do czynienia z upraszczającym wszystko, a w rzeczywistości deformują- cym redukcjonizmem.
Współcześnie ekologizm stał się idealnym uzasadnieniem dla projektantów doczesnej szczęśliwości, którzy dla realizacji tego zadania uzyskać muszą tylko pełnię władzy nad ludzkim światem. Posługują się w tym celu prostymi hasłami, a obecnie jednym, czyli walką z emisją CO2. W świecie rozchwianych norm ludzie, zwłaszcza młodzi, czują się zagubieni i rozpacz- liwie pochłaniają dostarczany im w ekologicznej pigułce sens, zwłaszcza kiedy postraszy się ich widmem apokalipsy. Z prawdziwą ekologią ma to niewiele wspólnego, zwłaszcza że tzw. konsensus naukowców w sprawie wpływu człowieka na klimat jest raczej wymuszony, a nie oparty na podobno oczywistych danych. Natomiast cała krucjata w tej sprawie jest na rękę nie tylko macherom politycznym, ale i wielkiemu biznesowi, który doskonale wykorzystuje tego typu histerie.
Generalnie jednak obrońcy ekologii muszą akceptować pewne w miarę stałe dane przyrody i założyć, że istnieją bariery, których nie wolno nam przekraczać. Jednocześnie jednak rzecznicy tego podejścia przyjmują ideologię emancypacji, której zasadą jest uznanie, że człowiek może dowolnie się kształtować. Z jednej strony uznają, że należy bronić naturalnego środowiska, bez którego człowiek nie będzie mógł żyć, z drugiej – sądzą, że wszystko w podstawowych egzystencjalnych kwestiach jest sprawą wyboru. Z jednej głoszą, że ludzie potrzebują naturalnych warunków, z drugiej kwestionują wszelkie naturalne wspólnoty od narodowej po rodzinną. Z jednej są przekonani, że przyroda musi mieć określoną tożsamość – z drugiej negują tożsamość ludzką w najbardziej elementarnym, płciowym wymiarze. Z jednej troszczą się o rośliny, z drugiej – zabijanie płodów ludzkich uznają za sprawę obojętną.
Rozumieją, że człowiek potrzebuje naturalnego, przyrodniczego środowiska, ale negują potrzebę elementarnego dla niego, jego rodzinnego wymiaru. Afirmują porządek natury i odrzucają go w stosunku do bytu ludzkiego. Eksponują ład i piękno ekosystemu, a jednocześnie przekreślają istnienie obiektywnych miar ładu i piękna.
Ideologie zawsze usiane były niekonsekwencjami, ale w tym wypadku mamy do czynienia z fundamentalną sprzecznością. Czy z czasem nie musi to doprowadzić do zmiany postawy adeptów współczesnego ekologizmu?
Felieton ukazał się w 42 numerze tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/470298-ekologia-staje-sie-dzis-swiecka-religia?wersja=mobilna