Pięciu polityków stawiło się na wtorkowej przedwyborczej debacie zorganizowanej przez Telewizję Polską. W komentarzach po zakończonej debacie trudno było znaleźć głos oburzenia na to, że do debaty nie delegowano żadnej kobiety. A przecież niespełna miesiąc temu posłanki, a jak ktoś chce, to „polityczki” Koalicji Obywatelskiej, zarzekały się, że „KO jest kobietą”. Czy to, że żaden komitet nie delegował kobiety do debaty mnie oburza? Raczej zaskakuje, bo szansę w takim ruchu powinna dostrzec Lewica. Zdecydowano się jednak delegować bezbarwnego Andrzeja Rozenka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Debata przedwyborcza w TVP. Sasin: Nie zgodzimy się na „plan Rabieja”. Dzieci nie mogą stać się zabawką w rękach środowisk LGBT
Osobiście uważam, że debata była nudna i niewiele się z niej nowego dowiedzieliśmy. Choć wśród postawionych pytań znalazły się takie, które dotykały istotnych kwestii, mówię tutaj m.in. o pytaniu o służbę zdrowia czy o kwestie światopoglądowe, to konkretnych odpowiedzi było jak na lekarstwo. Debata przyjęła raczej formę minutowych deklamacji. Czy jednak można było coś ugrać na pojawieniu się w studiu TVP? Z pewnością, tak samo jak przegrać, co pokazał Borys Budka próbując grać paragonem na lek za ponad 1 tys. złotych, który jak się za chwilę okazało, jest już refundowany.
Swojej szansy nie wykorzystała Lewica, która przecież pozycjonuje się jako progresywna siła polityczna, walcząca m.in. o wszelkie prawa kobiet, a do debaty wystawiła Rozenka. Skoro w studiu nie stawił się nikt z trójki: Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń, Adrian Zandberg, to dlaczego nie kobieta? Dlaczego bezbarwny Rozenek?
Włodzimierz Czarzasty może próbować zaklinać rzeczywistość i przekonywać, że opozycja ma wspólnego wroga, którym jest Prawo i Sprawiedliwość, to w kampanii walczy o ten sam elektorat co Koalicja Obywatelska. Wystawienie kobiety do debaty uwiarygodniłoby „pro-kobiece” postulaty głoszone przez Lewicę, a tym samym byłoby odpowiedzią na wysunięcie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na pierwszą linię kampanijnego frontu przez Koalicję Obywatelską. Co więcej, wpisałoby się idealnie w kampanię #MamGłos zainicjowaną przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk (kandydatka Lewicy), która próbuje zmobilizować kobiety do wzięcia udziału w wyborach. Postawiono jednak na Rozenka. Z marnym skutkiem.
Z szansy na promocję Małgorzaty Kidawy-Błońskiej nie skorzystała również Koalicja Obywatelska, a jak pokazują ostatnie sondaże, Polacy nie bardzo kojarzą, kim jest kobieta, którą Grzegorz Schetyna wskazał jako kandydatkę na premiera. O tyle to zastanawiające, że wicemarszałek Sejmu opowiadała się przecież za debatą z premierem Mateuszem Morawieckim czy prezesem Jarosławem Kaczyńskim. W studiu pojawił się jednak Borys Budka i jak już wiemy z opłakanym skutkiem.
Gdzie były „polityczki” Lewicy i Koalicji Obywatelskiej? Wystarczyłby choć jeden krytyczny wpis na Twitterze, a tu nic. Ciekawe…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/466371-debata-pieciu-tenorow-moze-jakas-reakcja-polityczek-nic