Cztery dni temu bułgarskie służby specjalne aresztowały członków Ruchu Narodowego „Rusofile” na czele z szefem tej organizacji Nikołajem Malinowem. Prokurator generalny Sotir Cacarow na specjalnie zwołanej konferencji prasowej oświadczył, że są oni oskarżeni o szpiegostwo na rzecz Moskwy. Według śledczych mieli dostarczać tajne informacje byłemu generałowi KGB Leonidowi Reszetnikowowi, obecnie dyrektorowi Rosyjskiego Instytutu Badań Strategicznych, któremu wydano właśnie zakaz wjazdu na 10 lat na terytorium Bułgarii.
Taki sam 10-letni zakaz wydano także rosyjskiemu miliarderowi Konstantinowi Małofiejewowi. Ten wpływowy oligarcha, powiązany ściśle z prawosławnym patriarchatem moskiewskim, został oskarżony na Ukrainie o finansowanie militarnych organizacji separatystycznych w Donbasie.
Zatrzymany w Sofii Nikołaj Malinow został obwiniony o pranie pieniędzy i finansowanie akcji godzących w bezpieczeństwo państwa. Planował też stworzenie własnej stacji telewizyjnej, przejęcie sieci komórkowej oraz założenie partii politycznej, poprzez które chciał wpływać na bułgarskie życie publiczne w interesie obcego mocarstwa. Szczegółów Cacarow nie chciał ujawniać ze względu na dobro śledztwa.
Wydarzenie skomentował znany ze swej prorosyjskości prezydent kraju Rumen Radew. Stwierdził, że w obliczu tak poważnych zarzutów oczekuje od prokuratury niezbitych dowodów winy – w przeciwnym razie uzna, że bułgarskie służby zostały użyte do wewnętrznych rozgrywek politycznych.
Jako prowokację oceniła natomiast aresztowanie promoskiewskich działaczy Kornelia Ninowa, przewodnicząca Bułgarskiej Partii Socjalistycznej, której wielu członków należy jednocześnie do organizacji „Rusofile”. Jej zdaniem władza dokonała również zamachu na wolność słowa, ponieważ wśród zatrzymanych znalazł się były redaktor naczelny gazety „Duma” Jurij Borisow.
Ninowa dodała, że jedyną winą zatrzymanych była chęć nawiązania przyjaznych stosunków z Rosją oraz zbudowania dobrych relacji gospodarczych i politycznych między Sofią a Moskwą, a przecież to – jak zauważyła – nie jest karalne. Oskarżyła też prawicowy i prozachodni rząd Bojko Borisowa, że kreując sztucznego wroga chce odwrócić uwagę od skandali we własnych szeregach i wykorzystać fałszywe zarzuty w kampanii przed wyborami samorządowymi, które odbędą się jesienią. Prokuratura zapewnia jednak, że ma niezbite dowody na szpiegostwo szefostwa „Rusofilów” i przedstawi je wkrótce.
Postawa władz w Sofii budzi olbrzymią irytację w rosyjskich mediach, które wytykają niewdzięczność swym słowiańskim pobratymcom. Nieustannie przypominają, iż Bułgaria została wyzwolona z trwającej pięć wieków niewoli tureckiej właśnie przez Rosję po zwycięskiej wojnie nad imperium osmańskim w latach 1877-1878. W czasach komunistycznych reżim Todora Żiwkowa był najbardziej lojalnym wobec Kremla rządem we wszystkich „krajach demokracji ludowej”. Nic dziwnego, że w Moskwie przyzwyczajono się do myśli, iż w Sofii siedzą wypróbowani przyjaciele.
To, co się dzieje w ostatnich latach, podważa jednak tę pewność. Najpierw Bułgarzy zablokowali budowę sztandarowej rosyjskiej inwestycji energetycznej, czyli gazociągu „South Stream”; potem parlament w Sofii powołał specjalną komisję do zbadania przypadków wtrącania się Moskwy w wewnętrzne sprawy Bułgarii; ostatnio doszło do ostrego spięcia między bułgarskim MSZ a rosyjską ambasadą w Sofii w sprawie interpretacji najnowszej historii – Rosjanie utrzymują, że Armia Sowiecka wyzwoliła Bułgarię od nazizmu, co Bułgarzy uważają za bezczelne fałszerstwo historyczne. Teraz dochodzi do tego aresztowanie działaczy podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Moskwy.
Rząd Bojko Borisowa nigdy nie odważyłby się grać tak ostro z Kremlem, gdyby nie miał za sobą silnego poparcia. Skąd ono pochodzi? Na pewno nie z Berlina, Paryża czy Brukseli. Odpowiedź narzuca się sama.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/463830-szpiegostwo-czy-prowokacja-bulgarzy-twardo-graja-z-rosja