Zamiana Schetyny na Kidawę-Błońską jest zaskakująca, ale umotywowana opinią izraelskiej firmy doradczej. Jest to już druga w historii PO taka zamiana.
Dziewięć lat wcześniej Tusk ogłaszał „swoją” decyzję o rezygnacji z ubiegania się o urząd prezydenta, oddając to stanowisko Komorowskiemu. Miał przy tym minę małego chłopca któremu odebrano ulubiony samochodzik. Tyrady o „strażniku żyrandola” świadczą że rozpacz Tuska była rzeczywista. Tusk był zrozpaczony, Schetyna ponoć szalał z wściekłości, ale „ruki po szwam”, obaj polecenie wykonali.
Kto wydał polecenie to problem nie tylko zwolenników PO, to problem całej Polski, a może nie tylko Polski?
Pierwsza roszada przeszła gładko. Jeżeli kazali wymienić Tuska na Komorowskiego, to OK, popieramy. Tym bardziej że Tusk wkrótce został nagrodzony „królestwem Europy”.
Czy druga roszada przejdzie równie bez refleksji? Schetyna nie zostanie bowiem tak wspaniałej nagrody jak Tusk, a więc rezygnacja z szefa rządu nie będzie korzystną manipulacją, lecz upokarzającym cofnięciem. Pierwszym cofnięciem PO. Dotychczas PO nie cofało się. Gdy przegrywało wybory, wrzeszczało, tarzało się po asfalcie, tupało, podpalało i oblewało farbą lokale, marzyło że zmusi sądy do ferowania podyktowanych wyroków, a przeciwników - do skakania z okien. Chociaż wychodził z tego co najwyżej „ciamajdan”, elektorat odbierał to jako pokaz rzeczywistej siły i gwarancję bezkarności. Zamiana Schetyny na Kidawę-Błońską jest sugestią odejścia od totalnej linii politycznej. Jak na to zareaguje elektorat? Poszukać można w historii. „Przełom” 1956 r. został skomentowany: „Stalin zarobić nie dał, ale dał ukraść, a Gomułka ani zarobić ani ukraść nie da”. Po 1968 r., gdy Włoska Partia Komunistyczna programowo zrezygnowała z totalitarnej linii politycznej, czyli walki o „Dyktaturę Proletariatu”, straciła 2/3 członków. Okazało się, że komuniści stanowili tylko 1/3 członków partii, a 2/3 to byli drobni „kapitaliści” i rolnicy przerażeni przyszłą nacjonalizacją i kołchozami, którzy na wszelki wypadek chcieli się wrogom podlizać. Gdy WPK zrezygnowała z terroru, podlizywanie się straciło sens, poparcie spadło trzykrotnie.
Te przykłady wskazują że koszty odejścia od programu totalitarnego i propagandy terroru mogą być znaczne.
PO wprawdzie nigdy w oficjalnym programie nie deklarowała totalitaryzmu czy terroru, jednak elektorat, słysząc od prominentnych liderów partii zapowiedzi „dorżniemy watahę”, „będą skakać z okien”, „strząśniemy szarańczę” i „wszyscy będą siedzieć”, miał pełne prawo uznać te zapowiedzi za rzeczywisty program. Trudno też przypuszczać, by elektorat nie skojarzył podobieństwa „totalnej opozycji” do „wojny totalnej” z przed 80 lat. Było się czego bać? Było się komu na wszelki wypadek podlizywać? Było.
Andrzej Gwiazda
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/463196-schetyna-w-pieczarze?wersja=mobilna